Donata i taksowkarz

Pewnego razu spotkał na swej życiowej drodze kobietę, która podobała się chyba każdemu mężczyźnie. Pani kierowniczka, starsza od Jana ładnych kilkanaście lat, była kobietą „reprezentacyjną”, elegancka, piękna, może trochę wyniosła, doskonale zdawała sobie sprawę ze swej urody i umiała to wykorzystać, żeby osiągnąć każdy swój cel. Oczywiście wpadła w oko Janowi. Mimo, że już jakiś czas temu przekroczyła czterdziestkę cały czas była atrakcyjna; wysoka, szczupła i bardzo zgrabna kobieta była by dla niego niesamowitą zdobyczą. Podejmował próby bliższego poznania Donaty, ale niezbyt się to udawało. Aż nadszedł pamiętny dzień kolejnej firmowej imprezy…

Jan wiedział, że Donata lubi się bawić, lubi bałamucić i uwodzić mężczyzn, szczególnie tych dużo młodszych od niej. Przygotował się do imprezy w każdym kierunku, jego serdeczny kolega który kiedyś miał okazję porządnie ją zerżnąć wyznał, że piękna kobieta lubi prezerwatywy o smaku poziomkowym; Jan zaopatrzył się w takie. Impreza bardzo wolno rozkręcała się, ale po kilku kolejkach wódki zaczęły puszczać wszelkie hamulce, wszyscy byli wyluzowani, wreszcie bawili się doskonale. Jan krążył wokół pani kierownik jak satelita, niekiedy udało mu się z nią zatańczyć. Przytulał ją do siebie, wsuwał kolano między jej nogi, nie spotkał się z protestami z jej strony. Nie widział jednak żadnej zachęty… Poszedł na papierosa. Stał pod drzewem koło małej altanki, kiedy podeszła Donata.

– Widzę, że masz na mnie ochotę – była bardzo bezpośrednia.

– Tttak… – zaniemówił z wrażenia No to na co czekasz?

– Mogę ci obciągnąć, na seks nie licz – pociągnęła go za altanę, w gęste krzaki.

Zwarli się w namiętnym pocałunku, Donata złapała Jana za krocze.

– O, już coś czuję, masz chyba niezły sprzęt. Ładny on i duży, chyba całego nie zmieszczę – i już miała go w ustach.

Jan był w siódmym niebie. Udana impreza i kobieta, za którą oglądali się wszyscy faceci obciągała mu kutasa – to było spełnienie jednego z marzeń tego wieczoru. Donata pracowała nad jego penisem bardzo intensywnie, w pewnym momencie wstała nagle.

– Pierdolić loda, ładuj mi do cipy, moja pizda zapragnęła twego wielkiego chuja! – jej wulgaryzm jeszcze bardziej podniecił chłopaka.

– A gumki masz?

– Mam, mogą być poziomkowe? – wyjął paczkę z kieszeni

– Poziomkowe, moje ulubione, trafiłeś – zręcznie rozpakowała prezerwatywy, otworzyła jedną i wprawnym ruchem założyła na obnażony wcześniej narząd Jana.

Odwróciła się tyłem, zadarła suknię i odsunęła na bok pipki trójkącik materiału od stringów, wypięła się w stronę sterczącej pyty.

– Na co czekasz? Ładuj chuja w pizdeczkę, póki mam na niego ochotę!

Jan załadował. Wszedł mocno, gwałtownie, do samego końca. Ruchał swoim zwyczajem – metodą tłoka, mocno i w równym tempie. Orgazm przyszedł niespodziewanie szybko. Donacie ugięły się nogi, zaczęła cichutko kwilić, żeby w sekundę później niemal ryknąć pełnym głosem. Następnego dnia dowiedział się od kolegów, że ktoś zerżnął na imprezie piękną panią Donatę, bo wszyscy słyszeli jej słynny już orgazmiczny ryk… Teraz jednak podniósł ją trochę, chciał się spuścić, ale nie pozwoliła na dalszą penetrację. Szybko odwróciła się przodem do Jana, uklęknęła przed nim i zdjęła gumkę z kutasa.

– Masz mnie napoić – zażądała, obejmując żołądź ustami.

Po krótkiej chwili nie nadążała z połykaniem spermy. Kilkanaście sekund później obcierając usta chusteczką szła na salę, do bawiących się imprezowiczów. Jan próbował jeszcze kilka razy nawiązać z Donatą jakikolwiek kontakt, ale bezskutecznie. Kilka dni później też próbował; dzwonił do niej, był kilka razy pod jej domem, ale nie wpuściła go. Miał wielką ochotę normalnie ją wyruchać, szybki seks nie satysfakcjonował napalonego mężczyznę. Dowiedział się później, że chwaliła go jako kochanka obdarzonego wielkim kutasem, ale nie spotkała się z nim już nigdy. Jan uznał, że jest to jego jedna z większych porażek w zdobywaniu kobiet. Co z tego, że ją kiedyś tam zerżnął na stojąco, ale to ona tego chciała, gdyby nie jej ochota – nigdy by do tego nie doszło… Jan absolutnie nie był wiernym mężem. Następna okazja nadarzyła się już wkrótce.

Kolejny raz zmienił pracę, zaczął „wozić ludzi”. Miał dość pracy korporacyjnej, dość niewyrozumiałych, niekiedy nawet głupich przełożonych. Miał dość wyścigu szczurów, podkopywania przez ludzi, którzy nazywali się jego kolegami… Musiał zmienić coś w życiu, bo nie widział sensu w dalszej egzystencji korporacyjnej, czuł się zupełnie wypalony. Praca taksówkarza była nawet dość ciekawa, dawała sposobność poznania nocnego życia miasta, z jego blaskami i cieniami. To były czasy, kiedy taksówkarz zarabiał bardzo dobrze, stać go było na wiele więcej, niż do tej pory. Woził klientów, klientki, pary, rodziny. Pracował tylko w nocy, bo lepszy był zarobek, ciekawsza praca, interesujący ludzie. Poznawał klientów, zawoził ich do domów, pamiętał, gdzie mieszkają. A najważniejsze, że znalazł spokój ducha, wreszcie mógł normalnie funkcjonować. Miał różne kursy. Oprócz gotówki zapłata w naturze też nie była rzadkością. Jechał za szynkę, za kiełbasę swojskiej roboty, za kanister paliwa… Bywały też propozycje dowiezienia za seks, ale tych starał się unikać, wolał sam wybrać kobietę, z którą chciał się kochać. Miejscowy półświatek, co było dla Jana zaskoczeniem ściśle współpracował z taksówkarzami, zresztą tak samo, jak policjanci; i jedni i drudzy korzystali z usług „transportowych”, z ich spostrzegawczości, a polegali na taksówkarskiej dyskrecji. Zdarzało się, że był jakiś jeden telefon z postoju na komendę policji i następnego dnia funkcjonariusze „wykazywali się wysoką wykrywalnością i skutecznością interwencji”. Dzięki temu w przypadkach kontroli z zewnątrz – a często wpadała drogówka z wojewódzkiej – miejscowi gliniarze dawali wcześniej cynk na postoje i wszyscy kierowcy nie do końca przekonani o sprawności swych pojazdów i ich kompletnym wyposażeniu (że o legalizacji taksometrów nie wspomnę!) mogli odpowiednio wcześniej zakończyć pracę i odjechać do domów. Jak widać – korzyści były obustronne. Przez pewien czas woził dwie dziewczyny na drogę międzynarodową – najczęściej w pobliże zajazdów. Płaciły naprawdę bardzo dobre pieniądze, poza tym miał kilka godzin czasu dla siebie, mógł wtedy normalnie pracować, zabierając klientów z postoju. Nad ranem wracał po zmęczone kobiety i zawoził je do domów. Trwało to kilka miesięcy, zarobki w tym czasie miał rewelacyjne. Niestety – skończyło się, bo jednak działalnością panienek zainteresowały się odpowiednie organa i dziewczyny musiały ograniczyć swą aktywność…

 Praca w nocy stwarzała też inne okazje… Pewnego wieczoru zawoził trzy kobiety do sąsiedniej miejscowości. Było już po 22.30, nie spieszył się, paniom też nie było pilnie się rozstać. Jan włączył magnetofon z nastrojową muzyką i pomału zmierzał do pobliskiego miasteczka. Panie poprowadziły go przez nieznane osiedla, dwie z nich wysiadły, jedna wracała. Przesiadła się na przednie siedzenie, spytała, czy może zrobić głośniej radio. Nie miał nic przeciw temu, zaproponował zmianę kasety.

– Nie, niech będzie to, co jest – zaprotestowała – to bardzo ładna muzyka, taka, jaką lubię.

Przypatrywał się jej kątem oka. Była starsza od niego kila lat, miła twarz, atrakcyjna, miała kobiecą, okrągłą figurę, duże biodra i duży biust. Ogólnie określił ją jako „rycząca czterdziesta”. Niebawem miał się przekonać, że miał rację…

Dojechali na miejsce, poprosiła, aby zawiózł ją w okolice Rynku. Chętnie na to przystał, na Rynku był przecież postój, więc nie musiał specjalnie nadrabiać odległości.

– Przepraszam, wejdzie pan na kawę, lub herbatę? – niespodziewanie zaproponowała – To na pierwszym piętrze, nie potrzeba wysoko wchodzić.

– Schody to nie problem, sam mieszkam na czwartym, ale czy nie sprawię pani kłopotu? A co na to mąż?

– Mąż? Nic nie powie, jestem kilka lat po rozwodzie. Zapraszam! Jeśli pani nalega… – wahał się jeszcze

– Jestem Urszula. – wyciągnęła rękę Jan, miło mi – cmoknął ją w dłoń.

Weszli do mieszkania. Zdjął kurtkę, ona płaszczyk powiesiła na wieszaku, poprosiła go do pokoju. Dopiero teraz uważnie jej się przyjrzał. Miała, jak już wcześniej zauważył, kobiece kształty, ponętną, dużą pupę i – jak jako pierwsze, co zauważył wcześniej – bardzo duży biust. Przypatrywał się jej, jak nalewała wodę do czajnika, stawiała go na kuchence, wyjmowała szklanki z szafki, sypała do nich kawę. Zerknęła w jego stronę, uśmiechnęła się.

– A może ma pan ochotę na kielicha, panie Janku?

– Na to zawsze mam ochotę, ale nie mogę – jestem w pracy.

– Ale malutki naparsteczek wypije pan ze mną, prawda?

– Może być, ale naprawdę naparsteczek.

Znowu się uśmiechnęła, nalała do maleńkich kieliszków Wyborową, podała jeden Janowi.

– Nasze zdrowie!

Urszula wychyliła szybko, lekko zakrztusiła się. Podskoczył, lekko zaczął klepać ją po plecach. Uspokoiła się, odwróciła w jego stronę. Patrzyli sobie w oczy przez dłuższą chwilę i nagle jak na komendę przywarli do siebie. Całowała go zachłannie, wpijała się w jego usta, ssała język, swój wpychała Janowi prawie do gardła. Ściskał jej biust, wsunął rękę pod sukienkę, poczuł pod palcami gładką skórę i wilgoć jej cipki, zaczął pieścić przez mokre już majteczki. Odepchnęła go od siebie, opadła na kolana, zaczęła rozpinać spodnie.

– Poczekaj, wskoczę na chwilkę do wanny, wykąpię się. – Jan czuł się trochę skrępowany, wszak jeździł już kilka godzin.

– Nie, chcę cię takiego jak teraz, nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebuję mężczyzny – mówiąc to nie przestawała rozpinać jego spodni, wsunęła sterczący już dawno członek do buzi, wspomagając się rytmicznymi ruchami głowy onanizowała go ustami – o, ale masz wspaniałego kutasa, będzie mu we mnie dobrze – wymlaskała niezrozumiale.

– Chcę ciebie – wysapał Jan – chcę zerżnąć twoją cipkę.

Nie mógł wytrzymać, odsunął Urszulę od siebie. Szybko zrzucił z siebie ubranie, popchnął kobietę na tapczan. Też zdążyła się rozebrać, leżąc na plecach szeroko rozchyliła nogi.

– Wejdź we mnie, ale bardzo mocno, chcę wreszcie poczuć w sobie mężczyznę! Dobrze, że masz takiego wielkiego kutasa, chcę go!

Nie dał się prosić. Wtargnął między ociekające sokami wargi z całych sił, aż krzyknęła. Zatrzymał się na chwilkę.

– Nie przestawaj, ruchaj mnie! – jej wrzask ledwo zdążył stłumić poduszką. – Chcę ciebie, chcę cię poczuć głęboko w sobie, twój kutas jest wspaniały, fantastyczny, ładuj go w moją pipkę, mocno…. tak…. mocniej…. Tak, ruchaj mnie, tak… Przeoraj mnie, chcę tego, rozumiesz? Tak…. taaaaaaak…..

Po dłuższej chwili, kiedy zobaczył, że Ula zbliża się do szczytu, zwolnił. Sam, choć napalony nie zamierzał jeszcze skończyć. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł, postanowił go zrealizować. Przewrócił kochankę na brzuch, rozchylił pośladki.

– Tylko nie w odbyt, to pewnie boli! – zaprotestowała, ale raczej niezbyt energicznie, raczej dla zachowania pozorów.

– Skąd wiesz, kiedyś już ktoś cię zerżnął w tyłek? – zmoczył palce śliną i pomału wsunął je w wypiętą pupę.

Tylko stęknęła cicho, więc ośmielony tym zwilżył jeszcze bardziej kutasa i wszedł w ciasny otwór. Tym razem krzyknęła, ale zaraz się uspokoiła.

– Nigdy tego nie robiłam, nie wciskaj go za głęboko, dobrze?

– Nie bój się, nie będzie bolało, tylko troszeczkę go wsadzę. Jeśli poczujesz, że coś nie tak, powiedz proszę – mówiąc to pompował dziewiczą dupę.

Po chwili nie zważając na nic posuwał ją mocno i gwałtownie. Jej wrzask znowu stłumiony poduszką przekonywał go, że dawał kobiecie orgazm za orgazmem, sam nie czując jeszcze potrzeby skończenia. Jednak Urszula była mistrzynią w sztuce kochania. W pewnym momencie zrzuciła go z siebie, przewróciła na tapczan i dopadła jego członek. To, co z nim wyprawiała zdumiało go bezgranicznie. Nie przypuszczał, że można tak go „obrabiać” językiem ustami i … gardłem! Tak, gardłem, bo wsuwała go sobie głęboko i tam w środku zaciskała przełyk jakimś sposobem, tak, że czuł, jakby inna osoba była w niej w środku. W ten sposób doprowadziła go do szaleństwa. Jego orgazm był niesamowity, a wytrysk tak wielki, że Ula nie była w stanie połykać wlewającego się w gardło nasienia; wyciekało jej z ust, spływało na brodę i falujący biust. Oblizała się z lubieżnym uśmiechem, palcem zgarnęła krople spermy z brody, z piersi i zlizała je. Leżeli obok siebie dłuższą chwilę, oboje ciężko dysząc.

– Jesteś niesamowity! Pierwszy raz w życiu mężczyzna rżnął mnie w tyłek, ale to było rewelacyjne. Zmieściłeś we mnie całego? Jeszcze cała drżę w środku. A spuściłeś się, jakbyś nigdy nie miał kobiety, nie pamiętam, kiedy mężczyzna wlał we mnie tyle spermy…

– To przez ciebie, gdyby nie twoje kombinacje i ciasne dziurki to by tak nie było… No i muszę przyznać, że takiego obciągania kutasa jeszcze nie przeżyłem, robisz to po mistrzowsku!

Odpoczywali leżąc przytuleni. Wreszcie mógł spokojnie obejrzeć swą kochankę. Okazało się, że ma bardzo zgrabne, tak, jak lubił umięśnione nogi, pupa dość duża, ale jędrna i odpowiednio kształtna, biust rozlewał się na boki, ale i tak jak na swą wielkość był całkiem niezły. Rajcowało go to bardzo, nie wytrzymał dłużej. Zsunął się do gołego sromu, a język zaczął wirować po jej pipce. Westchnienia, nagłe skurcze brzucha, podrzucanie biodrami – przekonywały Jana, że jego starania odnoszą odpowiedni skutek. Po chwili Ula znowu wrzeszczała w poduszkę. Nie przestał, jego celem znowu było „kakaowe oczko”, za które zabrał się bardzo mocno i z wielką ochotą…

Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

Jan Sadurek

Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *