Hedonistyczna parka cz. 6

Obudził mnie ciepły i wilgotny dotyk na czole. Otworzyłem oczy. Siedziała obok mnie Martyna. Po drugiej stronie leżała naga, wciąż śpiąca Eliza.

— Chodź kochanie, niech sobie śpi — Martyna szepnęła, przykrywając Elizę kocem.

Przetarłem oczy i ostrożnie zszedłem z łóżka. Chwyciłem szlafrok, który wisiał na krześle obok łóżka, zakryłem się nim. Gdy tylko zamknęliśmy drzwi od sypialni, Martyna pocałowała mnie namiętnie.

— Rozumiem, że wieczór udany — skomentowała siadając przy stole.

— Nawet bardzo. Dziękuję kochanie — odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, przywołując w myślach widok pięknej Elizy.

— Jaki plan? Będzie u nas spała? — dopytywała żona.

— Nie rozmawialiśmy o tym, ale niech śpi. Siedzieliśmy do późna, a nie wydaje mi się, żeby jej matka się przejmowała — szepnąłem, by przypadkiem nie zbudzić naszego gościa.

— Też jestem trochę śpiąca. I chciałabym wziąć kąpiel. Pójdziesz ze mną? — zaproponowała — Może mi opowiesz, co się działo.

Wyciągnąłem rękę w stronę Martyny, złapała ją, ruszyliśmy do łazienki. Odkręciłem delikatnie wodę, by nie robić za dużo hałasu, Martyna w tym czasie zrzucała z siebie ubrania. Weszliśmy do niemal pustej wanny, napływająca woda była gorąco. Dolałem trochę płynu do kąpieli, który natychmiastowo zaczął się pienić i zacząłem opowiadać. Opowiadałem ze szczegółami, nic nie pomijając. Leżeliśmy w wannie, twarzą w twarz. Ja rozmarzony wspominałem dzisiejszy dzień, a ona z uśmiechem chłonęła każde słowo, co chwilę przygryzając wargi.

— Cieszę się, że miałeś udany dzień, kochany — powiedziała szczerze, kładąc mi rękę na kolanie. — Myślisz, że powtórzycie to kiedyś?

— Jeżeli będzie chciała i oczywiście ty nie będziesz mieć nic przeciwko — zapewniałem.

— Nie mam nic przeciwko, cieszę się twoim szczęściem — przysunęła się po buziaka, gdy nagle drzwi łazienki uchyliły się i pojawiła się Eliza, trąc oczy, próbowała przyzwyczaić się do światła po drzemce.

— Dzień dobry — odezwała się Martyna, po zerknięciu na jej nagie łono dodając: — Suczko Kamila.

Zrobiłem grymas w stronę Martyny, żeby nie dokuczała dziewczynie. Wzrok Elizy w końcu złapał ostrość, zorientowała się w sytuacji i w tej chwili kolor jej twarzy zmienił się na niemal bordowy. Zalała ją fala wstydu.

— Ja…ja… prz… — jąkała się, próbując znaleźć cokolwiek, czym mogłaby się zasłonić.

— Kochana, spokojnie, spokojnie! — uspokajała Martyna, wyciągając dłoń w jej stronę.

Eliza zerkała to na mnie, to na podłogę. Uśmiechnąłem się pogodnie, co chyba dodało jej otuchy. Chwyciła wyciągniętą dłoń i klęknęła przed wanną. Nic nie mówiła. Ciszę przerwała Martyna:

— Mam nadzieję, że miałaś miły dzień.

— Było super, dziękuję — powiedziała nieśmiało, zerkając na mnie. — Co do tej całej sytuacji… Mam nadzieję, że się nie gniewasz, Martyno.

Martyna roześmiała się, przysunęła do Elizy i cmoknęła ją w czoło.

— Jeżeli ty jesteś szczęśliwa, Kamil jest szczęśliwy to i ja jestem szczęśliwa — stwierdziła. — Jutro możesz mi wszystko opowiedzieć, dziś już jestem mega zmęczona. Będziesz z nami spała?

— Chciałabym, ale muszę zobaczyć, co z matką. Czy w ogóle żyje — machnęła ręką.

— To leć. Jak będziesz mogła, śmiało wracaj — dodałem, spoglądając na Martynę w poszukiwaniu aprobaty. — Drzwi będą otwarte.

— Wróć, wróć! — zarządziła Martyna. — Kupiłam ci prezent na urodziny, chciałabym ci zaraz wręczyć.

Oczy Elizy zaświeciły się. Wstała, zapominając o wstydzie, nie zmykając drzwi od łazienki wyszła do salonu, gdzie szybko wciągnęła spódnicę, niedbale ubrała koszulę i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych, całkowicie ignorując brak bielizny.

— Mam do niej słabość — stwierdziła Martyna.

— Ja też — roześmiałem się przyciągając żonę do namiętnego pocałunku.

Poleżeliśmy jeszcze chwilę w wannie, czekając na Elizę, ale zmęczenie wygrało. Wytarliśmy się szybko, Martyna wrzuciła koronkową koszulę nocną, ja upewniłem się, że drzwi wejściowe nie są zamknięte na klucz i poszedłem się położyć. Objąłem żonę i powoli zacząłem odpływać. Była lekko wietrzna noc, co jakiś czas coś stukało w okno, pewnie gałązki odrywane od pobliskich drzew. Około drugiej w nocy, usłyszałem przekręcany zamek w drzwiach, po chwili w progu sypialni stanęła Eliza. Przebrała się w domu. Miała teraz na sobie białą, cienką koszulkę na ramiączkach, różowe szorty i grube skarpety do połowy łydek. W ręce trzymała torbę, a przez ramię zawieszony miała plecak. Postawiła wszystko na podłodze i podeszła do łóżka. Nie widziała, że nie spałem. Obserwowała nas, jakby skanowała w poszukiwaniu miejsca. Przesunąłem się do krawędzi łóżka, robiąc miejsce między mną, a Martyną. Stuknąłem kilka razy pomiędzy nas dając jej sygnał do wejścia. Eliza pochyliła się, oparła dłonie po obu stronach mojej głowy, okraczyła mnie nogami, by następnie zsunąć się w przygotowane dla niej miejsce.
Drobne zamieszanie i ruch instynktownie przyciągnęły Martynę, która przekręciła się w stronę nastolatki i położyła na niej rękę oraz przykryła ją udem. Również odwróciłem się do Elizy. Uśmiechała się, była szczęśliwa. Położyłem rękę na jej klatce piersiowej, złapałem żonę za rękę. Zasnąłem.
— No to nieźle zaszaleliście — chichot dobiegający z salonu wyrwał mnie ze snu.

— Super było. Nie rozumiem waszego układu, ale cieszę się, że go macie — usłyszałem głos Elizy.

— Nie ograniczamy się wzajemnie. Mogę sypiać z kim chcę — tłumaczyła Martyna. — Oczywiście najpierw rozmawiamy, nie robimy nic bez zgody drugiej osoby. Całe szczęście, że Kamilowi taki układ pasuje – mam strasznie wysokie libido. Zamęczyłabym go gdybym nie mogła bzykać się z innymi — roześmiała się,

Eliza nic nie odpowiedziała albo nie usłyszałem z sypialni. Wstałem z łóżka i wyszedłem do nich.

— O, dzień dobry śpiochu — przywitała mnie buziakiem żona.

— Cześć — dodała Eliza, lekko zarumieniona, jakby wstydziła się wydarzeń poprzedniego dnia.

— Hej dziewczyny — odpowiedziałem zaspany. — Zjecie coś?

— Jesteśmy już po śniadaniu, dla ciebie też jest — Martyna wskazała na miskę przykrytą talerzem. — Zrobiłam owsiankę. Muszę lecieć już do pracy. Kochanie, dwie sprawy. Marek chciał się spotkać ze mną popołudniu. Mogę?

Marek, jej najnowszy kochanek. Najwyraźniej moja żona spodobała mu się. Nie ma się co dziwić.

— Jasne, a wrócisz do domu na noc? — chciałem się tylko upewnić, żeby wiedzieć jak zaplanować dzień.

— Byłabym późno w nocy. Chyba, że po mnie przyjedziesz.

— Mogę podjechać. Wyślij tylko adres i kiedy. — potwierdziłem. — A jaka druga sprawa?

— Eliza? — Martyna skierowała się w stronę dziewczyny.

— Możesz zabrać mnie do szkoły?

— Pewnie, na którą? — dopytałem.

— Przed dziewiątą muszę być na miejscu — oznajmiła.

— Nie ma sprawy. Zjem szybko, mamy godzinę.

— Ja uciekam, trzymajcie się! — cmoknęła Elizę i mnie, przez ramię rzucając. — Zielone światło ciągle włączone!

Drzwi zamknęły się, Eliza podniosła misia, którego wcześniej nie widziałem.

— Zobacz co od was dostałam — uśmiechnęła się. — Martyna rano mi go dała. Misia i voucher do sklepu z bielizną.

— No to jestem ciekaw co kupisz — skomentowałem.

— Może mi coś doradzisz? — kokietowała. — A poza tym… O co Martynie chodzi z tym zielonym światłem?

Uśmiechnąłem się, położyłem rękę na jej ramieniu. — Mam zielone światło na ciebie.

— Co? — nie wiem, czy udawała, że nie rozumie.

— Nic, nic. Ślicznie wyglądasz — uciąłem. Miała na sobie ciemne leginsy, idealnie przylegające do ciała, na to białą, luźną koszulkę, wyglądającą na o co najmniej dwa rozmiary za dużą.

Uśmiechnęła się, szturchnęła mnie w ramię.

— No weź, zawstydzasz mnie — zażartowała.

— Tylko stwierdzam fakty.

— Dziękuję — stanęła na palcach, jednocześnie przyciągając mnie za ramię na dół, by cmoknąć mnie w polik. Instynktownie musnąłem ją dłonią w biodro.

Zapowiadał się słoneczny dzień, promienie światła przebijały się przez okna przysłonięte firaną. Eliza usiadła przy stole, rozmarzona, jakby przywoływała wspomnienia wczorajszego dnia. Usiadłem naprzeciw Elizy, jedząc owsiankę, zapytałem:

— Jak się czujesz?

— Co masz na myśli? — dopytała zalotnie.

— Po wczoraj. Wszystko dobrze?

Pod stołem, położyła nogę na moim krześle, między udami, delikatnie dotykając palcami u stóp wewnętrznej strony moich ud. Wzdrygnąłem się na nieoczekiwaną przyjemność.

— Bardzo dobrze. Bardzo mi się podobało. Potrzebowałam tego… I… Chciałabym więcej — kokietowała, agresywniej ruszając stopą.

— Dostaniesz więcej — odpowiedziałem krótko, wstając od stołu. Podszedłem do niej, złapałem ją pod ramionami, przyciągnąłem do siebie. Oplotła mnie nogami w pasie, ręce położyła na ramionach. Pocałowaliśmy się, głęboko, namiętnie, intymnie. Ręce położyłem jej na pupie. Przycisnąłem ją do ściany. Nasze ciała zbliżyły się jeszcze bardziej. Całowała mnie w szyję. Czułem jej piersi na sobie. Mała nimfetka nie miała nic pod koszulką.

— Świntuchu, bez stanika idziesz do szkoły? — droczyłem się.

— Tak. To problem?

— Koledzy nie będą mogli się skupić — wyszukałem jej sutka przez materiał koszulki, zatoczyłem kilka kółek, co spowodowało, że stwardniał.

— Ich sprawa — przygryzła wargi.

Pocałowałem ją jeszcze raz. Złapałem jej język między wargi, ssałem go przez chwilę. Pochyliłem się, opuszczając ją na podłogę i oznajmiłem:

— Musimy już jechać.

— Oki! —  zarzuciła plecak na ramię i ustawiła się przy drzwiach.

Weszliśmy do auta, usiadła obok mnie na siedzeniu pasażera.

— Pasy — poleciłem.

Zapięła pasy, ułożyły się między piersiami, eksponując je napinając na nich materiał koszulki. Ruszyliśmy w kierunku szkoły, która standardowo była około dziesięć minut drogi, jednak od rana jest większy ruch. Eliza co chwilę zerkała na mnie. Położyła rękę na moim udzie. Przesunęła ją wyżej, dotykając mojego krocza.

— Co robisz? — zapytałem

— Chcę umilić ci drogę – mrugnęła. Uwolniła penisa ze spodni, masowała go ręką. Rozejrzała się dookoła, ruch był mały. Bez słowa odpięła pasy, wsunęła głowę pod moją` prawą ręką, kolanami opierając się na fotelu pasażera. Polizała napletek, ssała go intensywnie. Wspaniałe uczucie. Penis momentalnie stał się twardy. Wzięła główkę do buzi, tańczyła językiem po wędzidełku, co chwilę intensyfikując siłę ssania. Zatrzymałem się na światłach. Kierowca obok chyba zauważył podnoszącą się i opadającą głowę dziewczyny, ponieważ kiwał głową z aprobatą. Ruszyliśmy, Elizka ssała coraz szybciej i coraz mocniej. Niestety nie doszło do finału. Dojechaliśmy do szkoły, zaparkowałem na uboczu, aby nie rzucać się w oczy. Odczepiła się od mojego członka, przetarła buzię, dała mi cmoka i wybiegła w kierunku szkoły, poprawiając plecak. Obróciła się, wysyłając buziaka w moim kierunku. Odjechałem.

Tego dnia miałem wolne, Martyna była w pracy, udałem się więc do galerii handlowej. Zrobiłem standardowe zakupy spożywcze, trochę chemii. Nie ominąłem sklepu z bielizną. Dawno nie zrobiłem żadnego prezentu żonie. Chwilę przeglądałem asortyment, wybrałem koronkowy zestaw, czarny, jej ulubiony. Do tego dobrałem kilka par pończoch. Byłem w drodze do kasy, gdy na telefon zawibrował. Wiadomość multimedialna od obcego numeru. Otworzyłem ją. Załącznikiem było zdjęcie Elizy, selfie wykonane w szkolnej toalecie. Na zdjęciu Eliza jedną ręką podnosiła z jednej strony koszulkę, eksponując cały brzuch i lewą pierś. W drugiej, wnioskując z perspektywy zdjęcia, trzymała telefon. Do zdjęcia dołączona była wiadomość: „Mały prezent. Mam nadzieję, że się podoba” oraz kilka emotikon z pocałunkami, bakłażanem i kroplami wody.

— Muszę się odwdzięczyć — pomyślałem.

Wróciłem do regałów sklepowych, szukałem czegoś dla młodej. Nie wiedziałem jaki nosi rozmiar. Pewnie S. Stanik raczej miseczka A. Wybrałem koronkowy zestaw w kolorze białym, który wydawał się najlepiej pasować nastolatce. Pani przy kasie dziwnie na mnie patrzyła, wybierałem seksowną bieliznę, stringi i biustonosze w dwóch całkowicie różnych rozmiarach. Nie dziwiłem jej się.

Odesłałem zdjęcie torebki z logo sklepu z bielizną z wiadomością: „Też coś dla ciebie mam. Dostaniesz po szkole. Skąd masz mój numer?”.

Nie odpisała, ale gdy byłem w drodze do domu, zadzwoniła.

— Cześć Kamil — powiedziała szeptem. — Martyna mi dała numer do ciebie. Dasz radę odebrać mnie o czternastej? Proszę!

— Jasne młoda, będę tam, gdzie cię zostawiłem.

Wróciłem do domu, oglądałem jakiś serial, gdy nagle telefon zawibrował znowu. Wiadomość od Martyny, ze zdjęciem.

„Jestem taka napalona, po prostu ze mnie cieknie! Ciekawe, co Marek mi dzisiaj zrobi.”

Na zdjęciu Martyna w toalecie w biurze, majtki spuszczone do połowy ud, z cipki aż do majtek rozciągały się jej soki.

„Weź się za robotę lepiej, zboczku” — napisałem żartobliwie.

„Uważaj na słowa, bo będę musiała cię ukarać!” — zagroziła w odpowiedzi.

Odpisałem: „Nie boję się twoich kar.” — droczyłem się dalej.

„Zobaczymy. Za karę będziesz musiał mnie umyć zaraz po spotkaniu z Markiem. Bądź o 22. Nie spóźnij się!”  — rozkazała wiadomością. Po chwili wysłała pinezkę, gdzie mam się stawić.

Czasami Martynie włączał się tryb dominacji. Chyba właśnie nastał taki okres. Dobrze, że kupiłem jej bieliznę, może kupię trochę łaski. Pasowało mi to. Kiedy miała ochotę na dominację, byłem uległy, ale bywają okresy, że role się odwracają. Kiedy miałem ochotę poczuć się panem, ona mi to dawała.

Zacząłem grać w jej grę odpisując: „Dobrze Pani, nie spóźnię się.”

Nic nie odpisała. Zbliżała się czternasta. Ruszyłem po Elizę. Czekałem na parkingu, daleko od wejścia, na początku ze szkoły wybiegały duże grupki dzieciaków, później coraz mniejsze, w końcu pojedyncze osoby opuszczały budynek. W końcu pojawiła się ona. Idąc do auta, rozglądała się co chwilę, jakby chciała się upewnić, że nikt nie patrzy.

Otworzyła drzwi, usiadła, zapięła pasy.

— Do domu poproszę.

— Jak sobie pani życzy — ciągnąłem ton rozmowy.

Dojechaliśmy całkiem szybko, nie było dużego ruchu. Niestety podróż nie została urozmaicona oralnymi przyjemnościami. Eliza dużo rozglądała się, nuciła pod nosem, była w dobrym humorze.

— Wejdę zobaczyć do matki i przyjdę, dobrze? — zapytała, jak dojechaliśmy.

— Jasne.

Szliśmy przez chwilę razem po schodach, ale każde z nas poszło do swoich mieszkań. Odświeżyłem się, wziąłem szybki prysznic. Po kilkunastu minutach Eliza weszła, jakby wchodziła do siebie.

— Jestem! — krzyknęła w progu.

Doczytałem do końca akapit książki, którą zacząłem czytać w wolnej chwili, odłożyłem ją i przywitałem gościa życzliwym pocałunkiem w polik, kładąc rękę na biodrze.

— Cieszę się — powiedziałem. — Napijesz się czegoś? Jak matka?

— Napiłabym się coli. Masz? Matka dobrze. Jedzie na weekend do swojego fagasa. Także chata wolna. Myślałam, żeby zaprosić koleżanki z klasy, ale jeszcze nie wiem.

— A mnie też zaprosisz? — droczyłem się z nią.

— Nie wiem, jak koleżanki będą to raczej nie. Nie chcę, żeby w szkole zaczęli gadać.

— Wstydzisz się mnie? — droczyłem się dalej, robiąc smutną minę.

— No weź… — zaczęła. — To nie tak. Co mam niby im powiedzieć?

— Młoda, spokojnie, żartuję tylko.

Eliza odetchnęła. Usiadła na skórzanym fotelu, przysunęła kolana do piersi i objęła je rękoma i zawołała:

— Co z colą? Dostanę?

— Już, już — powiedziałem udając się do kuchni, gdzie nalałem zimnego napoju. — Trzymaj.

— Dziękuję.

— Eliza, powiedz… — zacząłem temat, który trzeba było poruszyć. — jakie są twoje oczekiwania?

— Oczekiwania? — odparła zdziwiona.

— Tak. Oczekiwania względem tej relacji, tego, co się dzieje, działo i może będzie działo w przyszłości — nie podsuwałem jej podpowiedzi, chciałem by sama określiła, czego chce i oczekuje.

— Nie mam żadnych oczekiwań. Dobrze się bawię, chcę, żeby tak zostało — zamilkła na chwilę. — A ty? Chyba się nie zakochujesz, czy coś? — zapytała jakby się przestraszyła.

— Nic z tych rzeczy. Bardziej martwiłem się o ciebie. Jesteśmy z Martyną nie rozrywalni, rozumiesz?

— Wyluzuj — roześmiała się. — Dobrze się z wami bawię. Z tobą. Chcę się bawić, nic więcej. No i fajnie się z wami spędza czas. Tak długo jak będę mogła, chcę to robić, okej?

— Czyli co, jestem dla ciebie tylko kawałkiem mięsa? — zapytałem dramatycznie dla rozluźnienia atmosfery. Nastolatka chyba nie wychwyciła żartu, bo zaczęła tłumaczyć.

— To nie tak! Ja serio bardzo was lubię. Ciebie lubię. Lubię spędzać z wami czas — motała się. — Ale też mi się podobasz i chcę robić z tobą rzeczy…

— Młoda! Spokojnie, droczę się tylko — uspokoiłem ją, targając jej włosy.

— No weź!

Złapałem szklankę Elizy i wziąłem łyka.

— A właśnie. Mam coś dla ciebie — przypomniałem sobie o prezencie, który jej kupiłem. — Proszę, to w ramach rewanżu za selfika, którego wysłałaś dziś — powiedziałem wręczając papierową torbę z bielizną.

Eliza zajrzała do środka, zarumieniła się lekko wyciągając prezent. Wstała z fotela, objęła mnie, cmoknęła w usta.

— Dziękuję! To musiało być mega drogie! — rzuciła podekscytowana oglądając koronkową bieliznę. — Ciekawe co bym dostała za zdjęcie cipki… Samochód? — zażartowała.

Nie zdążyłem odpowiedzieć, pobiegła łazienki.

— Jakby nie pasowało, możesz wymienić — powiedziałem do zamkniętych drzwi.

— Nie trzeba, jest idealna! — oznajmiła otwierając drzwi do łazienki.

Wyglądała obłędnie. Stała przede mną tylko w białym, koronkowym staniku z przezroczystymi wstawkami. Majtki ciężko nazwać majtkami. To bardziej sznurki przywiązane do kawałka przezroczystego materiału, obszyte koronką. Strój nic nie zakrywał, a raczej dodatkowo eksponował jej idealne kształty, pasek włosów łonowych i lekko zmytego napisu na wzgórku łonowym po wczorajszym wyzwaniu.

— I jak? Podobam ci się? — zapytała robiąc szybki piruet.

— O tak… — potwierdziłem, ostentacyjnie mierząc ją od stóp po głowę. — Poproszę jeszcze jeden obrót.

— Tak dobrze? — zapytała robiąc tym razem powolny piruet.

— O tak…  Idealnie — skomentowałem.

Podeszła bliżej, zatrzymała się kilka centymetrów ode mnie, stanęła na palcach i dała mi kolejnego buziaka w usta.

— Dziękuję — wróciła do łazienki i założyła koszulkę, jednak leginsy i stare majtki zostawiła na podłodze łazienki. Mała bałaganiara.

— To co chcesz robić? — zapytałem.

­­— Chciałabym poćwiczyć — powiedziała ciągnąc mnie za rękę do salonu i pchając na fotel.

— Co ćwiczyć? — dopytałem.

— Robić loda. Kiedyś będę miała męża, myślę, że warto poćwiczyć, co? — kokietowała sprośnie.

— Myślę, że nie zaszkodzi — rozsiadłem się wygodnie, lekko przysuwając biodra do krawędzi fotela.

Dziewczyna klękła przede mną. Od razu przeszła do działania. Uwolniła członka, razem z jądrami. Zaczęła całować owłosioną mosznę, kierowała się ku górze, wędrując językiem po nierównościach penisa, lekko przygryzła napletek, następnie siłą warg zsunęła go, uwalniając wrażliwy czubek penisa. Starała się połykać penisa jak najgłębiej. Krztusiła się co chwilę, zalewała się śliną. Nie używała rąk. Pracowała tylko ustami. Miałem wrażenie, że oglądała jakieś filmy instruktażowe od ostatniego razu, ponieważ jakość jej usługi była o klasę wyżej niż poprzednio. Złapała mnie za biodra. Dociskała głowę maksymalnie, kaszlała, ale nie przerywała. Gęsta ślina wylewała się bokami, ale dotarła do samego końca. Włożyła całego penisa do ust. Czułem, że końcówka dotyka ściankę gardła. Cud, że nie zwróciła. Wycofała się, wyprostowała. Ręką masowała penisa, drugą wycierała cieknącą ślinę z ust, Cała jej koszulka była brudna i mokra. Przetarła łzy i ogłosiła:

— Wystarczy, twoja kolej.

Nastolatka wstała, zsunęła nowe majtki, które opadły na podłogę, następnie stanęła na siedzeniu fotela, przyciskając cipkę do mojej twarzy.

— Liż mnie, proszę — powiedziała głosem, nie akceptującym sprzeciwu.

Nie zamierzałem protestować. Całowałem i lizałem jej pochwę, która była niemożliwie wręcz wilgotna. Ssałem łechtaczkę, wpychałem język do środka. Czułem lekko kwaśny smak moczu zmieszany z jej płynami. Eliza dociskała się do mojej twarzy. Przez chwilę poczułem się jak kawałek mięsa, z którego wcześniej żartowałem. Wiła biodrami w okręgi, górę, dół, starając się jak najbardziej spotykać z moim językiem. Przyśpieszała coraz bardziej, aż w pewnym momencie wręcz usiadła mi na twarzy, nie ruszając już biodrami. Po chwili zjechała po moim torsie, zostawiając ślad śluzu na mojej koszulce.

— Dzięki — westchnęła.

Mój penis, naprężony, leżał oparty o jej pośladki. Głaskałem ją po plecach i włosach, co chwilę muskając pośladki.

— Dokończysz co zaczęłaś? — zaproponowałem wzrokiem wskazując moje krocze.

— A muszę? — zapytała z miną świadczącą, że orgazm pozbawił ją ochoty do dalszej zabawy.

— Nic nie musisz, mała.

— To nie — pocałowała mój tors, wstała, zostawiając mnie niespełnionego. Opuściła koszulkę zasłaniając krocze, majtek jednak nie założyła. Ruszyła do łazienki, wróciła po minucie. A ja siedziałem zawiedziony, z rozsadzającą erekcją.

— Martyna coś ci pisała? — zapytałem, podejrzewając, że może to część gry Martyny.

— Nie, a dlaczego?

— A nieważne — odpowiedziałem.

Zakryłem się i usiadłem na kanapie, młoda usiadła po drugiej stronie kanapy bokiem, kładąc nogi na moich udach.

— Kamil — zaczepiła mnie stukając stopą w udo.

— Co?

— Kto to jest Marek? Martyna mówiła ci, że jedzie do niego po pracy — dopytywała.

— Jej najnowszy kochanek — powiedziałem jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

— Aha… — mruknęła. — I co myślisz będą robić? — ewidentnie chciała mi dokuczyć.

— Nie wiem, opowie po wszystkim — stwierdziłem. — Pojadę po nią wieczorem.

— Aha… — powiedziała pod nosem. — A mogę też jechać?

— Możesz. Tylko muszę cię uprzedzić. Mamy z Martyną, można powiedzieć, taką grę. Kojarzysz pojęcie domina?

— Nie, co to? — podniosła się, usiadła po turecku przy mnie, koszulka podwinęła się odsłaniając kroczę. Z trudem utrzymałem kontakt wzrokowy.

— Bywa, że lubi dominować. Być władcza, dominować, upokarzać — zacząłem wyliczać.

— Jest dla ciebie niedobra?

— To nie tak. To jest gra, zabawa. Cały czas się kochamy. Mamy hasła bezpieczeństwa, kiedy staje się niekomfortowo. Czasami ona dominuje, czasami ja. Uprzedzam, bo nie chcę żebyś się jej przestraszyła czy coś, jak zacznie wyzywać albo mnie lać.

— Bije cię? — zdziwiła się.

— Nie robi mi krzywdy, nie martw się — uspokoiłem.

— Nie martwię. To ciekawe, chciałabym zobaczyć jak Martyna cię bije — odpowiedziała bez wahania.

— No proszę. Kolejna sadystka — zażartowałem.

— Może, dopiero odkrywam, co lubię — powiedziała wyniośle, gestykulując rękoma.

Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.

— A to za co? — zapytała zaskoczona.

— Za nic. Jesteś super — powiedziałem krótko.

Uśmiechnęła się, położyła na kanapie, podwinęła koszulkę z przodu, aż do piersi, lekko ją rozciągając i powiedziała.

— Skoro czeka cię ciężki okres uległości… — powiedziała unosząc kolana, wystawiając krocze. — Wejdź we mnie, proszę.

Nie musiała prosić dwa razy. Wstałem, chwyciłem z szafki prezerwatywy, zanim doszedłem do Elizy, miałem ją już ubraną, opakowanie rzuciłem na podłogę. Położyłem się na dziewczynie. Pocałowałem ją jednocześnie wchodząc w nią powoli. Cały czas była mocno wilgotna, opór sprawiał wąski kanał jej pochwy, a nie brak lubrykacji. Wejście było niezwykle stymulujące. Nie wytrzymałem długo. Raptem kilkanaście pchnięć, jądra zostały opróżnione, prezerwatywa wypełniona, ja opadłem na dziewczynę, a ona westchnęła obejmując mnie.

— To jesteśmy kwita — szepnęła, po czym wybuchła śmiechem, salwami śmiechu wypchnęła mnie z siebie.

Ja również zacząłem się śmiać. Uspokoiliśmy się. Położyła się przy mnie i tak leżeliśmy prawie nadzy, rozmawiając i oglądając głupie filmiki na YouTube.

— Muszę jechać po Martynę — powiedziałem zerknąwszy na telefon. — Chcesz jechać?

— No dobrze — odpowiedziała bez entuzjazmu.

— Możesz też zostać.

— Nie, pojadę, nie chcę tu siedzieć sama — oznajmiła.

Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

Nuclear Banana

Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *