3. Josh i Lorelai: Na lace

Perspektywa Lorelai

Po moich lekcjach i zajęciach Josha na uczelni, wybraliśmy się na piknik na łące na obrzeżach miasta. Piękna trawa, kwiaty, drzewa, spokój. Mogliśmy być tak naprawdę sami i spędzić czas nieco inaczej niż zazwyczaj. Po drodze jeszcze podjechaliśmy do pizzerii odebrać pizzę na wynos.

Gdy zatrzymaliśmy się na miejscu, Josh zabrał z bagażnika co trzeba i rozłożyliśmy się kilka metrów od samochodu. Widziałam popakowane owoce, kanapki i naleśniki. Szykowało się trochę jedzenia, do wyboru, do koloru. To było miłe, że tak się postarał. 

— Sam to wszystko przygotowałeś? — zapytałam, będąc pod wrażeniem.

— No wiesz, taki talent nie mógł się zmarnować. — zaśmiał się chłopak, układając jedzenie na kocu. Wszystko dopełniało białe wino, do którego Josh przygotował również kieliszki. Naprawdę dopiął wszystko na ostatni guzik. Lubiłam, gdy się dla mnie starał. 

Już za moment siedzieliśmy, zajadając się jedzeniem. Nie sposób jednak było zjeść wszystko do końca. 

Dyskusja toczyła się w najlepsze. Rozmawialiśmy o mojej szkole, jego studiach, rodzinie, gdyż miał w niej ostatnio parę problemów. Opowiadaliśmy sobie jakieś śmieszne sytuacje, które się u nas wydarzyły. Momentami flirtowaliśmy, wkładając sobie nawzajem truskawki do ust. Od czasu do czasu skradaliśmy sobie czułe pocałunki. Opróżniliśmy całe wino. Nie byliśmy pijani, raczej po prostu rozluźnieni. Przejedzeni położyliśmy się na kocu – Josh na plecach, ja również, ale bardziej bokiem tak, by położyć głowę na jego brzuchu. 

— Ostatnio miałam sen. — powiedziałam nagle. — Erotyczny. — dodałam. 

— Opowiedz mi. — odparł Josh, głaszcząc mnie po włosach na głowie. 

— Uprawialiśmy seks na dworze, na łonie natury. — mruknęłam. Dotychczas patrzyłam w chmury na niebie, lecz wtedy spojrzałam na jego twarz. 

— Wiesz, on nie musi pozostawać snem. Okoliczności nam sprzyjają. — uśmiechnął się Josh. — Poza tym nie robiliśmy tego od tygodnia, a jak tylko przypomnę sobie ciebie nago… 

Podniosłam się, przewróciłam na brzuch tak, że podpierałam się na łokciach i złączyłam nasze usta

— A jak ktoś nas zobaczy? — spytałam zmysłowo, odsuwając się na moment.

— Nie obchodzi mnie to. — mruknął jedynie i ponownie wpił się w moje wargi, trzymając dłoń w moich włosach. Następnie zjechał ręką na moją talię i przewrócił nas tak, że teraz to ja byłam na dole. 

— Wiesz, bardzo mi cię brakowało wtedy po przebudzeniu. — przyznałam. 

— Tak? I coś z tym zrobiłaś? — spytał chłopak z dłonią w moich włosach.

— Bawiłam się palcami. Niestety to musiało mi wystarczyć. — odparłam słodko. Wróciłam do jego ust. Josh naparł swoim kroczem na moje. Czułam, że jego penis zaczyna się podnosić. — Chyba nie tylko ja tu jestem w potrzebie.

— Lorelai, przy tobie zawsze jestem w potrzebie.

Lubiłam, gdy mówił moje pełne imię. Zazwyczaj je zdrabniał co też uwielbiałam, ale dość sporadycznie zwracał się do mnie pełnym imieniem co sprawiało, że czułam się wyjątkowo. Akurat w tamtym momencie mnie to chyba trochę podniecało. Rozpięłam jego rozporek, włożyłam rękę w jego bieliznę i zaczęłam miętosić jego na wpół twardego penisa, który coraz to bardziej sztywniał w mojej dłoni. Cały czas się całowaliśmy. Wreszcie Josh się odsunął i ściągnął ze mnie jeansy razem z czarnymi majtkami. Chłodne powietrze uderzyło w moje krocze. Ponownie nade mną zawisnął, przykładając swoje wargi do moich. Ja znowu wróciłam ręką do walenia mu konia. On zaś zaczął masować moją cipkę, po chwili skupiając się już głównie na łechtaczce, sprawiając że stałam się jeszcze bardziej mokra. 

W pewnym momencie zaczęłam pod nim drżeć z rozkoszy. Zacisnęłam dłonie na kocu, wypychając biodra do góry. Chłopak ułożył się obok mnie, dalej zataczając kółka na moim guziczku. Składał przy tym mokre pocałunki na mojej szyi. Czułam, jak przechodziły mnie dreszcze. 

Jednak nie pozwolił mi dojść. Gdy zaprzestał ruchom nie zdążyłam nawet zareagować słowem, bo podniósł się i zaczął mnie posuwać w pozycji na misjonarza. Jęknęłam nagle. Nie spodziewałam się tego, ale jednocześnie cholernie tego potrzebowałam; potrzebowałam jego kutasa w sobie. 

— Tęskniłem za twoją małą. — wyszeptał mi do ucha, wchodząc we mnie aż po jądra. Czułam takie podniecenie, takie skupienie na doznaniach, że nawet nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, chciałam tylko żeby we mnie ładował. Był idealny w tym co robił. Wślizgiwał się w moje ciasne, wilgotne wnętrze. Momentami patrzyliśmy w dół oglądając, jak jego przyrodzenie znika we mnie. Zajebisty widok. 

Czułam powiew wiatru na skórze. Normalnie, ruchaliśmy się pod gołym niebem. A wokół nie było żywej duszy prócz nas. A może jednak była? W ogóle o tym nie myślałam, chciałam tylko jego. Czułam, jak podniecenie spływa mi między pośladkami, podczas gdy Josh odbijał się od nich rytmicznie. 

— Czemu przestałeś? — zapytałam spragniona, gdy ze mnie wyszedł i się odsunął.

— Wypnij się, zerżnę cię. — powiedział jedynie dość ostro. Od razu się podniosłam na kolana, opierając się rękoma. Szybko poczułam jak wjechał mnie aż do podstawy i zaczął szybko i mocno jebać. Uderzał w moje najczulsze punkty, co skutkowało jękami co kilka, czasem kilkanaście sekund. Marszczyłam brwi z przyjemności, jaką dostawałam. 

— O kurwa… — wyjęczałam tylko, wypinając się w jego stronę, czułam jak kolana mi miękły. Czułam tylko ciche klaskanie gdy wchodził we mnie cały, odbijając się udami od moich pośladków. – Josh. Josh, rób tak dalej, błagam. – skamlałam, było mi tak dobrze. On zaciskał tylko dłonie na moich biodrach, gdy rżnął mnie jak ostatnią kurwę. A mnie to kręciło; kręciło mnie, że pieprzył mnie od tyłu na jebanej łące, na którą równie dobrze mógł ktoś zaraz przyjść. 

Ledwo się trzymałam. Miałam ochotę krzyczeć, a jednocześnie czułam, że przez doznania nawet na to mnie nie stać. Co on ze mną robił? Sprowadzał mnie na samą granicę. Pierdolił mnie tak mocno i szybko, że zapominałam o całym świecie, myśląc tylko o tym jak się we mnie porusza. 

Wreszcie doszłam z dość głośnym jękiem, a on nie przestawał. Cud, że nie opadłam na ziemię, bo moje ciało ogarnęło uczucie, przez które cała czułam się taka… miękka. Zaraz potem Josh też doszedł, cicho jęcząc.

— Rory, uwielbiam cię. Jeszcze w żadnej nie było mi tak dobrze jak w tobie. — powiedział, opuszczając moją pochwę. 

Wytarliśmy się mokrymi chusteczkami i wciągnęliśmy na siebie ubrania, nadal zmęczeni po seksie. Zaraz potem położyliśmy się na kocu, nadal próbując unormować swój oddech. Serce wciąż waliło mi w piersi jak oszalałe. Wtuliłam się w jego tors. 

— Zdradzić ci sekret? — zapytał, na co skinęłam głową. — Już tamtej nocy której się poznaliśmy, gdy całowaliśmy się w klubie, miałem ochotę cię mocno wyruchać. — powiedział, obejmując mnie czule. Uwielbiałam to, jaki potrafił być czuły, ale zarazem władczy, że umiał mnie brać jak chciał i tak właściwie kiedy chciał. Pokazał mi czym jest spełnienie; spełnienie, którego nigdy nie miałam dość. Spełnienie, którego chciałam już tylko od niego. 

Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

Kornelia Aichmuller

Comments

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *