— No i jak, pójdziemy razem? Dalej, nie daj się prosić — nalegała żona.
— Kurde, nie wiem. Nie będzie dziwnie?
— No przecież sam mówiłeś, że chciałeś kiedyś spróbować — przekonywała. — Zresztą jak nie będziesz miał ochoty, nie musisz nic robić. Po prostu bądź tam ze mną. A wiem, że lubisz na mnie patrzeć, świntuchu — zmieniła taktykę. — Będzie mi raźniej jak będziesz obok, no i w ogóle jak dołączysz to po prostu kumulacja fantazji odhaczona!
Ciężko było jej odmówić. Doskonale wiedziała, które guziki nacisnąć by dostać to, czego chce. Miała rację. Chciałem spróbować. Jedną z fantazji było być z mężczyzną, ale nie romantycznie. Nie obchodzą mnie czułości, pocałunki czy tulenie. Jedyne czego chciałem od innego gościa to kutas, bez zbędnej otoczki. Wyjście do nowego seks klubu, w którym niedawno otwarto kabinę glory hole, było idealną okazją by dostać to, czego chciałem. Nie chciałem przesadnie tryskać entuzjazmem.
— Dobrze, skoro tak ci zależy — próbowałem przedstawić to jakbym robił jej przysługę, za którą kiedyś będzie mogła się zrewanżować. — Pójdziemy.
Martyna rzuciła mi się na szyję, pocałowała w polik i zaczęła wyliczać:
— Super, to zarezerwuję kabinę na początek na godzinę. Myślę, że nie potrzeba dłużej. Jak będzie fajnie to pójdziemy kiedyś jeszcze. Dopiero za tydzień będzie, bo to muszą zebrać ekipę, badania i takie tam. Wszystko musi być profesjonalnie, nie, skarbie? — dopytała, nie dając czasu na odpowiedź. — W ogóle co za czasy. Będziemy obciągać komuś i jeszcze musimy za to płacić. No skandal normalnie. Pewnie faceci, którym zrobimy dobrze też płacą. Wszyscy płacą, klub się bogaci. Co za biznes.
Przerwała na złapanie oddechu, co umożliwiło mi wtrącenie się:
— No widzisz, jest jakiś pomysł na biznes. Jak się przeprowadzimy, to otworzymy taki klub i będziemy do starości liczyć pieniądze. Ale jesteś na to nakręcona, co?
— No jeszcze jak. Przez godzinę zabawa, bez przerwy, z moim ukochanym — rozmarzyła się.
Nagle po mieszkaniu rozległo się ciche stukanie w drzwi wejściowe. Przez wizjer dostrzegłem znajomą twarz.
— Cześć Elizka, wejdź — przywitałem nastolatkę. Zmieniła się. Nie była już tą drobną, szczupłą dziewczyną, która kilka miesięcy temu przychodziła do Martyny na korepetycje. Niegdyś, pierwszym co człowiek dostrzegał patrząc na nią, była młodzieńcza niewinność zmieszana z bijącą po oczach seksualnością. Teraz, te atuty, przyćmione są przez okrągły, wylewający się z leginsów, ciążowy brzuszek nastolatki. Wciąż wygląda obłędnie, jednak w inny sposób. Poza tym, jej piersi były znacznie większe. Niestety, od kilku miesięcy nie widziałem jej nago. Miałem nadzieję, że rychło się to zmieni.
— Cześć. Byłam u lekarza. Już na sto procent pewne, będzie chłopak — oznajmiła uradowana.
— Gratuluję! — Martyna doskoczyła do dziewczyny całując ją w czoło.
— Super — dodałem, mierząc ją wzrokiem od tyłu. Jej pupa i biodra były nieco szersze. Wyglądała niezwykle kusząco, miałem ochotę ścisnąć te pośladki, jednak wstrzymałem się. — Napijesz się czegoś? Może coli? — zaproponowałem.
— Wodę poproszę. Lekarz nie pozwala mi pić nic słodkiego. Mówi, że ryzyko cukrzycy ciążowej — zaczęła nastolatka. — Czuję się jak balon. Jak hipopotam.
— No co ty, ślicznie wyglądasz. W ogóle cokolwiek przytyłaś? Nie wygląda na to — Martyna starała się pocieszyć Elizę, która zdawała się rozklejać.
— Jasne… — Eliza nie dowierzała. Zerkała na mnie, jakby oczekiwała, że też będę ją pocieszać.
— Laska, super wyglądasz. Brałbym! — zażartowałem.
Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Nie kłamałem. Brałbym, jednak to nie ja nie chciałem. Eliza mimo częstych odwiedzin, unikała kontaktu fizycznego. Podobno mówiła Martynie, że wstydzi się swojego ciała, rozstępów. Nic, co miałoby dla mnie znaczenie. Miałem nadzieję, że w końcu czara jej seksualnych potrzeb przeleje się i zapomni o wstydzie. Marzyłem by dotykać jej powiększone, pełne piersi, by oglądać falujący brzuszek podczas posuwania jej ciężarnej szparki. Ale nie naciskałem. Miała to być całkowicie jej decyzja, musiałoby być to zainicjowane przez nią.
— Jesteście kochani… — wyszlochała. Hormony jej szalały. — Dziękuję. Jakie plany? Co u was? Ciągle gadam o sobie i dziecku, pewnie macie tego dość.
— Ani trochę nie mamy dość, prawda, Martyna? No. Zawsze możesz się nam wygadać, chcemy być na bieżąco — oznajmiłem. — A co u nas? Dobrze. Praca, dom, praca, dom, w wolnych chwilach to, co lubimy. Martyna wymyśliła jakieś atrakcje na przyszły tydzień, ale niech sama opowie.
— O, co wymyśliłaś? — zwróciła się do Martyny, całkowicie zmieniając nastrój.
— Idziemy do Red Tango, otworzyli tam kabinę do glory hole — tłumaczyła małżonka.
— Glory hole? — zapytała nieświadoma Eliza.
— Takie pomieszczenie, szafa – nie wiem w sumie jak będzie to wyglądać — zaczęła objaśniać. — jest tam ściana i są w tej ścianie dziury. Za ścianą wchodzą faceci, wkładają penisy w otwór i osoba w szafie może ssać, dać się przelecieć czy co tam kto lubi. No i najlepsze jest to, że nikt nie wie kto obciąga ani komu obciąga.
Martyna tłumaczyła jak najcierpliwsza nauczycielka, Eliza słuchała z wypiekami na polikach.
— Brzmi ciekawie. Idziecie razem?
— Ta… — rzuciłem bez entuzjazmu.
— No weź, mógłbyś chociaż udawać, że się cieszysz — zbeształa mnie Martyna.
— I Kamil będzie za ścianą, a ty w środku? — nastolatka próbowała poskładać obraz zaplanowanej wizyty.
— No co ty, idzie ze mną — stanowczo odpowiedziała Martyna.
— I co, będziesz ssał siusiaki? — roześmiała się Eliza.
— Zobaczymy — wtrąciła żona, nie dając mi odpowiedzieć.
Może i dobrze, że obgadały to między sobą. Usiadłem na kanapie przed telewizorem i włączyłem jakiś teledysk, rzucając przez ramię:
— Może też chcesz iść?
Martynie chyba spodobał się pomysł, bo spojrzała na Elizę wyczekując odpowiedzi.
— Nie zapomnieliście o czymś?
— O czym? — zapytała Martyna.
— Nie mam dowodu.
Roześmiałem się: — No racja. Racja. Ale może wpuszczą cię na ten brzuch — zasugerowałem kąśliwie.
— Spadaj — odpowiedziała Eliza udając obrażoną.
Przez chwilę siedzieliśmy razem, dziewczyny przy stole, ja na kanapie, wymieniając się żartobliwymi przytykami, rozmawialiśmy o luźnych sprawach, aż w końcu konwersacja zabrnęła w nieco poważniejsze rejony.
— A co z ojcem, Eliza? — zapytała Martyna poważnym tonem.
— Nie chce skandalu. Nie będzie brał udziału w wychowaniu, ale obiecał wspierać nas finansowo — odpowiedziała z neutralnym wyrazem twarzy. Ciężko było wyczytać, co tak naprawdę czuła.
— A twoja matka? — dopytywała.
— A co matka? Nic. Ma to gdzieś. Liczy się wóda i kolejni gachowie, towarzysze do kielicha — odparła poprawiając się na krześle.
— Słabo co? — zagaiłem. — Zostanie babcią i ma to gdzieś.
Martyna spojrzała na mnie jakbym strzelił jakąś gafę.
— Masz rację, Kamilu, ale co zrobię? Matki się nie wybiera. Jeszcze trochę i wyprowadzę się od niej. Nie chcę z nią mieszkać z dzieckiem. Niech ma młody lepsze życie niż mama. Może wy nas przygarniecie? — zapytała Eliza półżartem.
— Wiesz… — Jąkała się Martyna próbując znaleźć wymówkę. Nie dziwiłem jej się. Nasze mieszkanie nie było dobrym miejscem do wychowywania dziecka. Nasz styl życia dawałby zły przykład. Żadne z nas nigdy nie chciało dziecka. Jedno to co jakiś czas zająć się cudzym dzieckiem, całkowicie inna sprawa być z dzieckiem przez całą dobę. Nie byliśmy na to gotowi, i byliśmy pewni, że nigdy nie będziemy. Dlatego też oboje z Martyną wysterylizowaliśmy się w Czechach kilka lat wcześniej.
— Spokojnie, żartuję tylko. Nie chcę się wam zwalać. Jesteście super przyjaciółmi, nie będę tego nadużywać — uspokoiła Eliza.
— Zawsze chętnie z młodym pomożemy. Tylko nie za często — zażartowałem.
— Dam radę, ale dziękuję. Pewnie skorzystam — Eliza rozpromieniała. — A tak w ogóle, to przyszłam w sumie do was ze sprawą. Muszę dostać się do szkoły, do sekretariatu, jakieś papiery złożyć, żeby móc się uczyć zdalnie. Możecie mnie zawieźć dziś lub jutro?
— Do której czynny jest? Mogę nawet teraz — zaproponowałem, zerkając na zegarek.
— Jeszcze dwie godziny otwarty. Mógłbyś? Nie będzie problemu? — upewniała się.
— Nie ma sprawy. Martyna, chcesz też jechać?
— Nie. Jedźcie sami. I koniecznie jedźcie do Smyka albo czegoś z dziecięcymi rzeczami. Okupcie się. Eliza, nie przyjmuję odmowy. Jedźcie i kupcie co potrzebujesz — Martyna zarządziła.
Eliza prawie rozpłakała się. Była szczęśliwa. Miała ciężko, jednak nie była sama, miała nas. Rzuciła się Martynie na szyję, objęła na tyle mocno, na ile pozwalał odstający brzuszek.
— Jak ja wam się odwdzięczę? — pytała ze łzami w oczach.
— Elizka. Mamy to się dzielimy. Bądź po prostu częścią naszego życia, odwiedzaj czasami i wystarczy — małżonka odpowiedziała. Głaszcząc nastolatkę.
— Dobra, koniec tej ckliwości. Chodź — poleciłem i ruszyłem w kierunku drzwi.
Eliza z trudnością pokonywała kolejne schody, zrobiło mi się jej żal. Było widać, jakie wyzwanie stanowi dla niej, niegdyś bezproblemowa, klatka schodowa.
— Chodź — powiedziałem łapiąc ją pod ramieniem jedną ręką, a pod udem drugą. Podniosłem ją z ziemi. Eliza instynktownie objęła mnie.
— Dziękuję — mruknęła wtulając się moje ramię.
Od trzech miesięcy nie była tak blisko. Była ciepła, pięknie pachniała. Nie perfumami, a szamponem i jakimś kremem. Nie była wiele cięższa. Poza większymi piersiami, brzuchem i odrobinę szerszymi biodrami, nie zmieniła się wiele. Jej ramiona i łydki wciąż były szczupłe i smukłe.
— Jesteśmy — powiedziałem pokonując ostatni schodek. Pochyliłem się, aby zasygnalizować, że koniec wycieczki, jednak mnie nie puszczała.
— Brakuje mi tego… — szepnęła.
— Czego?
— Bycia blisko — odpowiedziała cicho.
— Rozumiem — powiedziałem kierując się do drzwi wyjściowych z bloku. Próbowałem zrozumieć logikę, którą się kierowała. Skoro jej tego brakuje, to dlaczego tego nie brała, skoro byłem obok, dostępny, cały czas.
Pomogłem jej wejść do auta, kilka razy poprawiała się, próbując znaleźć wygodną pozycję. Usiadłem obok, na fotelu kierowcy.
— Pasy? — zapytałem, nie będąc pewnym, czy w jej stanie jest w ogóle możliwe i zapięcie.
— Nie powinnam zapinać. Jedź ostrożnie — zaproponowała.
Ruszyłem delikatnie w kierunku szkoły. Eliza patrzyła zamyślona przez okno. W pewnym momencie zapytała:
— Pamiętasz, kiedy ostatnio razem jechaliśmy?
— Pamiętam — odpowiedziałem po chwili dodając: — Tu na tych światłach jakiś gościu pochwalał robotę, którą robiłaś.
— Jak to?
— Robiłaś mi dobrze. Jakiś gościu to widział i skinął z aprobatą — przypomniałem.
— Fajnie wtedy było — rozmarzyła się.
— Bardzo fajnie — po krótkiej przerwie dodałem: — dlaczego właściwie się skończyło?
Spojrzała na mnie unosząc brwi: — Dlaczego? Wyglądam jak krowa. Mam wielki bebech, rozstępy, nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam swoją cipkę inaczej niż w lustrze — zaczęła wyliczać. — Do tego ciągle chce mi się sikać. Kto by mnie taką chciał…
— Ja — podpowiedziałem krótko, po chwili dodając: — Uważam, że wyglądasz bosko. A takie drobnostki jak rozstępy to wiesz, że nikogo nie obchodzą? Myślisz, że jak chłopak ma przed oczami seksowną dziewczynę to zwraca uwagę na takie szczegóły jak rozstępy czy cellulit?
— Ja… nie wiem… naprawdę? — pytała z niedowierzaniem.
— Naprawdę — położyłem dłoń na jej kolanie.
Na początku lekko się wzdrygnęła. Przez ostatnie miesiąca odwykła od dotyku, jednak szybko zaakceptowała ciepło mojej dłoni. Położyła na niej swoją dłoń i uśmiechnęła się do mnie.
— Cieszę się — spojrzała na mnie z uśmiechem.
— Jeżeli potrzebujesz jeszcze dowodów, mogę ci to udowodnić w bardziej dosadny sposób — zażartowałem przesuwając dłoń ku górze, po udzie, jednak została przyblokowana przez oparty o uda brzuch, zanim dotarła do krocza.
— Niby, że tu? — roześmiała się. — Ledwo się mieszczę do auta, głupolu!
— Nie tu, ale po drodze od szkoły do sklepu jest mnóstwo możliwości — powiedziałem całkiem poważnie.
— Mówisz serio? — zapytała jakby lekko wystraszona. — Ja naprawdę cię pociągam?
— Eliza… — złapałem jej dłoń, przyciągnąłem sobie do klatki piersiowej. — Mówię całkowicie poważnie. Bardzo mi się podobasz. Ciąża tego w żaden sposób nie zmienia. Nie chcesz bliskości, rozumiem, nie naciskam. Ale jeżeli powodem tego, że jej nie chcesz jest to, jak postrzegasz siebie, to wiedz, że mylisz się. Jesteś niezwykle atrakcyjna, pociągająca, ponętna, seksowna, zmysłowa — wyliczałem aż skończyły mi się przymiotniki.
Elizie znów popłynęły łzy po policzkach. Wyglądało na to, że dopiero uwierzyła. Uwierzyła, że wciąż jest atrakcyjną, młodą kobieta.
— Ja… nie jestem do końca gotowa. Trochę tam na dole, wiesz… — powiedziała zawstydzona. — Zarosłam…
— Sprytnie. Idzie jesień, zimno… — obróciłem wszystko w żart.
Dojechaliśmy. Zaparkowałem blisko wejścia, by nie musiała iść daleko. Pomogłem jej wyjść z auta.
— Iść z tobą? — zaproponowałem.
— Nie trzeba, sekretariat jest na dole, dam radę.
Wsiadłem do auta i obserwowałem, jak idzie. Nie nazwałbym tego seksownym chodem. Wyglądało to raczej na walkę. Walkę z bezwzględną grawitacją, nierównym chodnikiem i bólem pleców, bo co chwilę przystawała i łapała się za dolną część pleców.
Po kilku minutach wyszła ze szkoły z granatową teczką pod ręką. Odprowadzało ją wścibskie spojrzenie pań z sekretariatu, które zauważyłem za przesuniętą firanką tuż przy drzwiach wejściowych. Pewnie zastanawiały się do kogo dziewczyna szła. Jestem pewien, że chociaż w jednej plotce pojawiłem się jako ojciec dziecka.
— To gdzie teraz? — wydyszała Eliza siadając na fotelu pasażera.
— Jedziemy do sklepu.
Do sklepu dotarliśmy po paru minutach. Ze sklepu dziecięcego wyszliśmy obładowani wieloma papierowymi torbami z ubraniami, zabawkami i książeczkami kontrastowymi. Weszliśmy jeszcze do apteki po jakieś suplementy dla ciężarnych, na które Eliza miała receptę, jednak nie do końca miała budżet by wcześniej się w nie zaopatrzyć. Nie wiedziałem, czy to kwestia zakupów, które potrzebowała, a nie miała środków, czy naszej wcześniejszej rozmowy, ale jej zachowanie zmieniło się. Była cieplejsza w stosunku do mnie, częściej inicjowała bliskość, dotyk. W aucie, co jakiś czas opierała głowę o moje ramię. Wracaliśmy do domu inną drogą niż do szkoły, z powodu wizyty w centrum handlowym. Przejeżdżaliśmy właśnie przez mały zagajnik, z kilkoma zjazdami między drzewa. Były to miejsca, gdzie młodzież spotykała się po lekcjach różnych celach – głównie by spożywać alkohol i inne używki.
— Możesz zjechać na chwilę? — zapytała.
— Jasne — zjechałem w pierwszy, leśny zjazd jaki się pojawił. — Wszystko dobrze? — zapytałem po zatrzymaniu auta w bezpiecznym miejscu. Nie odpowiedziała. Niezdarnie wdrapała się kolanami na siedzenie pasażera, przyciągnęła moją twarz do siebie i zatopiła swoje miękkie usta w moich. Odwzajemniłem pocałunek, położyłem rękę na jej plecach, głaskałem ją delikatnie. Nie wiedziałem na ile mogłem sobie w tamtej chwili pozwolić. Pozwoliłem jej przejąć inicjatywę.
— Kamil… Nie wyobrażasz sobie, co czuję. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo chcę cię poczuć — wyszeptała drżącym głosem, ściskając mnie za ramię. — Wyjdziemy z auta?
— Elizka, jest zimno, ciemno — zacząłem. Nie chciałem robić tego z nią w miejscu publicznym. Ryzyko było zbyt duże. — Jedźmy do domu. Obiecuję, że poczujesz — zapewniłem szeptem, muskając jej ucho koniuszkiem języka.
— A Martyna?
— Martyna nie ma nic przeciwko. Rozmawiałem z nią o tym. Niczym się nie martw — pocałowałem ją jeszcze raz, lekko ścisnąłem pupę dając znak, żeby usiadła. Posłusznie wykonała nieme polecenie. Ja w międzyczasie wysłałem Martynie wiadomość, że wracamy. Dodałem, że być do czegoś dojść.
Dojechaliśmy na nasze osiedle. Światła w mieszkaniu były wyłączone. Pomogłem dziewczynie wyjść z auta, następnie w jednej ręce trzymając liczne torby z zakupami, pod drugą ręką asekurując Elizę, udaliśmy się na górę. Weszliśmy do środka, oboje byliśmy widocznie zaskoczeni tym, co zobaczyliśmy. W mieszkaniu panował półmrok, na ścianach falowało światło, poruszanych przez delikatny przeciąg płomieni świec. Drzwi łazienki były uchylone, tam również płonęły świece. Drzwi do sypialni były uchylone, z jej wnętrza wyłaniało się ciepłe światło lampki nocnej. Zauważyłem, że na szafce nocnej leżą jakieś buteleczki, zwinięty, biały ręcznik i coś, co wyglądało na sok, wlany do kieliszków od szampana.
— Cześć, mam nadzieję, że wszystko załatwiliście —Martyna pocałowała mnie w usta, następnie schyliła się do Elizy, również całując ją w usta, po chwili dodając: — Bawcie się kochani dobrze. Przygotowałam letnią kąpiel. Jakby, co dzwońcie. Będę za dwie godziny.
Martyna wyszła, nie czekając na żadną odpowiedź. Eliza spojrzała na mnie, po chwili rzuciła się, zarzuciła mi ramiona na kark, ściągnęła moją twarz w dół do pocałunku. Wręcz wessała się we mnie, wpychała język, ssała moje wargi. Była wygłodniała. Była napalona.
Leave a Reply