Blog

  • W obieciach doznan

    – O ty szmato. Lubisz jak cię tak traktuje. Zostaniesz ukarana za swoje zachowanie. Leżałam na łóżku zupełnie naga. Szczypałam sobie wargi sromowe, szarpałam je. Uderzałam w łechtaczkę sprawiając sobie ból patrząc w lustro i komentując to byłam coraz bardziej podniecona. Czując nadchodzący orgazm celowo przerywałam proceder. Jestem Ala. Mam 22 lata i od jakiegoś czasu nieziemsko potrzebuje takich zabaw. Nie jestem z nikim związana i mogę wolny czas poświęcić sobie. Mieszkam sama. Uciekłam z rodzinnego domu. Nie mogłam dłużej znieść atmosfery wypełnionej alkoholem gdzie odbywały się wszelakiego rodzaju burdy. Od 3 lat nie wróciłam tam i nie mam zamiaru oglądać ich. Tak jest mi lepiej. Kocham te chwile, kiedy mogę sobie poświęcić cały wieczór. Zdarza się też, że w pracy potrafię zamknąć się w toalecie i troszkę się nią pobawić. Wtedy dodatkowym bodźcem jest strach, że mnie ktoś usłyszy. Pewnego popołudnia, wracając z pracy w głowie zaczęłam układać sobie scenariusz na wieczór. Zaczęłam się nakręcać i moje podniecenie rosło z każdą chwilą. Siedząc w tramwaju włożyłam torebkę między nogi. Na tyle blisko spragnionej cipki bym mogła się nią ocierać o torebkę. Przyjemność owszem była, ale mało wystarczająca. Byłam spragniona czegoś więcej. Szybkim krokiem kierowałam się do swojego bloku. Coś mnie tknęło, gdy wchodziłam na klatkę schodową. Normalnie bym poczekała na windę, ale głosy w głowie powiedziały mi bym poszła piechotą. Późne popołudnie, kompletna cisza na schodach zachęciła mnie bym zdjęła majtki. Sama ta myśl spowodowała, że poczułam wilgoć na cipce. Stanęłam na półpiętrze i zdjęłam mokre już majtki, które schowałam do torebki. Na schodach w dalszym ciągu panowała cisza. Podciągnęłam spódnicę do samych bioder. Stałam z gołą dupą nasłuchując niebezpieczeństwa. Czułam jak łechtaczka rośnie, ale celowo jej nie dotykałam. Mówię Wam – cierpiałam wchodząc stopień za stopniem na górę. Rumieniec na polikach mnie parzył i najchętniej bym biegła, ale powstrzymywałam się by dłużej czuć to podniecenie. Jeszcze jedno piętro. I kolejny pomysł: stop, zatrzymaj się. Skoro jesteś taką suką to klęknij na schodach i wypnij tyłek jakbyś nastawiała go do ruchania. Wszystkie pająki i muchy mają widzieć twoją mokrą cipę. Przeraziłam się sama siebie. Skąd u mnie takie pomysły? Pełna obaw i przerażenia klęknęłam. Nie zwracałam uwagi na chłód posadzki. Drżałam z przerażenia a mimo to niczym posłuszna suka wypięłam tyłek prezentując go całemu światu, bo za mną było okno. Mocno stłumione światło na klatce schodowej niewiele koiło moje obawy, że mnie ktoś widzi. Nie wytrzymałam. Sięgnęłam między nogami do cipki i zanurzyłam dwa palce w pochwie. Energicznie i głęboko. Jęk rozkoszy przerwał ciszę na schodach. Takiego orgazmu to jeszcze nie miałam. Nogi mi się rozjechały drżąc bez przerwy. Nadludzkimi siłami dźwignęłam się stając na nogach. Niczym Surykatka nasłuchiwałam czy ktoś się nie zbliża. Ruszyłam dalej, ale spódnicy nie opuściłam. Nie wiem czy bardziej chciałam by nikt mnie nie zobaczył czy chciałam kogoś spotkać by zostać ukaraną za swoje zachowanie. Jednak bez przeszkód dotarłam do swojego mieszkania. Zamykając drzwi za soba dalej nasłuchiwałam. W zaciszu własnego mieszkania wcale nie poczułam ulgi. Wręcz przeciwnie. Tu było za spokojnie. Już w przedpokoju zdjęłam z siebie wszelkie ubranie i ruszyłam do łazienki. Ta kobieta w lustrze ze stojącymi sutkami, ta bezwstydna suka powinna zostać ukarana. Natrętne myśli nie dawały mi spokoju. Sama sobie szukałam sposobu jak mam cierpieć i było mi z tym dobrze. Chciałam tego. Chciałam czuć ból. Paradowałam po całym mieszkaniu szukając sposobu wymierzenia sobie kary. Samo szczypanie łechtaczki i warg uważałam za mało zaspakajające moją potrzebę. Wpadłam na dość oryginalny pomysł, gdy spojrzałam na dywan. Zrolowałam go i z obu stron zawiązałam taśmą klejącą by się nie rozwinął. To było to! Sama się w głowie pochwaliłam za ten pomysł. Zrolowany dywan leżał na podłodze a ja usiadłam na nim okrakiem. Jego faktura była na tyle szorstka by tarcie o nią cipką sprawił mi nieziemski ból i satysfakcję. Dołożyłam do tego jeszcze jeden szczegół. Postawiłam na stojaku telefon przed sobą i włączyłam nagrywanie. Uwieźcie mi dziewczyny, sama myśl, że za chwilę będę szorować o dywan cipką doprowadził mnie do orgazmu. Gdy pierwsze sekundy orgazmu zaczęły rzucać mną z całej siły docisnęłam cipę do dywanu i długim ruchem przeciągnęłam nią po nim. – O kurwa!!! Dobrze ci tak. Masz za swoje suko. Niczym w transie jeździłam cipą po dywanie czując jak wargi i łechtaczka mnie szczypią i bolą. Opadłam na łokcie i mocniej docisnęłam krocze do dywanu. Ciężko dyszałam a endorfiny eksplodowały w mojej głowie. Mimo bólu przeżyłam kilka orgazmów. Nie mogłam się powstrzymać. Tarłam bez opamiętania aż osunęłam się ze zmęczenia na podłogę. Leżałam tak kilka minut zanim udało mi się uspokoić. Świat mi wirował w głowie niczym po alkoholu. Dopiero teraz udało mi się wyłączyć nagrywanie. Wstałam na drżące nogi i poszłam do łazienki. Letnia woda szczypała mnie, gdy siadałam w wannie. Jednak to nie był koniec tego wieczoru, bo włączyłam film z telefonu.

     

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Barbara Kawa
  • Nowe cialo… w akademiku 2

    W wozie trenera Millera unosił się zapach skóry i taniej wody kolońskiej. Siedziałam ściśnięta między nim a Jess na przednim siedzeniu, z kolanami ściśniętymi razem, a krótka, falbaniasta, czarna sukienka, którą Jess zmusiła mnie do podwinięcia się pod uda, była zaciśnięta na zimnej, skórzanej obroży, z małym srebrnym kółkiem zwisającym z przodu. Jess miała smycz owiniętą wokół nadgarstka, a drugą rękę trzymała zaborczo na mojej nodze.

    „Będziesz dziś grzecznym kucykiem na pokazie, prawda?” – mruknęła Jess, kreśląc palcami koła wysoko na wewnętrznej stronie mojego uda. Jej dotyk był elektryzujący, obietnica i groźba jednocześnie.

    Mogłam tylko skinąć głową, gardło miałam zbyt suche, by wydusić z siebie słowa. Wciąż nie mogłam wydobyć z siebie głosu po „treningu” trenera w jego gabinecie. To była brutalna, ekscytująca godzina, która sprawiła, że ??moje ciało pulsowało, a wola całkowicie legła w gruzach. Kiedy Jess się pojawił i zasugerował „wyprowadzenie nowego zwierzaka na spacer”, tylko mruknął z aprobatą.

    „Chłopaki cię pokochają” – powiedział trener Miller, a jego głos brzmiał cicho, gdy przemierzał ciemne uliczki odchodzące od kampusu. „W mieście jest kilku absolwentów. Starsi. Więksi. Wiedzą, jak docenić… klacz”.

    Przeszył mnie dreszcz czystego, nieskażonego strachu, a zaraz potem zdradzieckie uderzenie gorąca między nogami. Starszy. Większy. Słowa te odbiły się echem w mojej głowie, a moje nowe ciało zareagowało na tę sugestię z szokującą, wstydliwą niecierpliwością.

    Podjechaliśmy pod duży, rustykalny dom na obrzeżach miasta. Z wnętrza pulsowała muzyka, głęboka linia basu, którą czuło się w zębach. Jess wyskoczyła pierwsza, gwałtownie i władczo szarpnęła mnie za smycz. „Piętro” – powiedziała tonem, który nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. Pognałam za nią, a chłodne nocne powietrze wywołało gęsią skórkę na mojej odsłoniętej skórze.

    Trener Miller szedł za nami, milczący, imponujący strażnik. Położył ciężką dłoń na moich plecach, popychając mnie do przodu przez drzwi wejściowe.

    Wnętrze było unoszące się od dymu cygarowego i przyćmionego, szkarłatnego światła. Powietrze było ciepłe i pachniało potem, whisky i seksem. Wszędzie byli mężczyźni – wysocy, barczyści mężczyźni, większość starsza niż studenci, z twarzami zastygłymi w aprobacie. Byli byłymi sportowcami, których moc teraz przekazywały garnitury i swetry, które niewiele mogły ukryć. Ich wzrok utkwił we mnie od chwili, gdy weszliśmy, tuzin par głodnych oczu zdzierających ze mnie cienką sukienkę.

    Jess zaprowadziła mnie na środek głównego pomieszczenia, gdzie stał duży, wyściełany kozioł. Zatrzasnęła smycz na kółku przykręconym do jej szczytu, zmuszając mnie do pochylenia się nad wyściełaną skórą belką, z piersią i brzuchem przyciśniętymi do niej, z tyłkiem wystawionym wysoko w stronę sali.

    „Nowa maskotka, Jess?” – rozległ się głęboki głos. Potężny mężczyzna z siwiejącą brodą i dłońmi jak niedźwiedzie łapy wystąpił naprzód, klepiąc trenera Millera po ramieniu.

    „Pomyślałem, że tobie i drużynie spodobałoby się ją oswajać, Marku” – powiedział trener z uśmieszkiem w głosie. „Chętnie ją to zadowoli”.

    Wzrok Marka przesunął się po mnie, a ja zadrżałam pod jego ciężarem. „Jest ładna. Wygląda na zdenerwowaną”.

    „Nauczy się” – powiedziała Jess, a jej głos ociekał dumą. Pochyliła się, muskając ustami moje ucho. „Podziękujesz im wszystkim, kiedy z tobą skończą. Zrozumiano?”

    Zanim zdążyłam przetworzyć jej słowa, szorstka lina owinęła moje nadgarstki, napinając je i przywiązując do nóg kozła. Kolejna para lin unieruchomiła moje kostki. Byłam związana, całkowicie odsłonięta i unieruchomiona.

    Pierwszy dotyk to szorstka, zrogowaciała dłoń na tylnej części uda. Szarpnęłam się, by uwolnić się z więzów. Cichy chichot rozniósł się echem po pomieszczeniu. Potem poczułam chłodne powietrze, gdy Jess uniosła rąbek mojej sukienki, zaciskając go wokół mojej talii, odsłaniając mój goły tyłek i morką cipkę, wyczekującą namiętności na widok dla całego zgromadzenia. Fala upokorzenia zalała mnie, tak intensywna, że ??poczułam fizyczny cios.

    Mark stanął za mną. Usłyszałam nieomylny dźwięk zamka błyskawicznego. O Boże.

    Jego dłonie chwyciły moje biodra, jego uścisk był absolutny. Nie był delikatny. Nie musiał taki być. Był ogromny, a początkowy nacisk był ogromny, rozciągająca się, paląca pełnia, która sprawiła, że ??złapałam oddech w skórzanej wyściółce. Potem naparł do przodu, a ból przerodził się w coś zupełnie innego – niszczycielską, całkowitą okupację, która pozbawiła mnie tchu.

    Nadał nieustępliwy, potężny rytm, każde pchnięcie wbijało mnie mocno w kozioł. Pokój wypełnił się dźwiękiem zderzających się ciał, cichymi, wdzięcznymi pomrukami obserwujących mnie mężczyzn. Byłam niczym więcej niż tylko doznaniem, naczyniem dla ich przyjemności. Moja własna przyjemność była wtórnym, nieuniknionym produktem ubocznym, narastającym z każdym brutalnym, desperackim pchnięciem.

    Gdy już chwiałam się na krawędzi, wycofał się z jękiem. Jęknęłam z powodu nagłej pustki, ale była ona ulotna. Natychmiast pojawił się kolejny mężczyzna, jego ciało było inne, rytm szybszy, jęki głośniejsze. Wykorzystał moje ciało z szaleńczą pilnością, która sama w sobie była formą dominacji.

    Straciłam rachubę. Zatraciłam samą siebie. Czas stał się rozmyciem różnych dłoni ściskających moje biodra, różnych zapachów skóry i wody kolońskiej, różnych dźwięków męskiej satysfakcji. Każdy mężczyzna wnosił nową fakturę, nowy kąt, nowy sposób, by mnie rozplątać. Liny wbijały się w moje nadgarstki, ostry kontrapunkt dla przytłaczającej przyjemności i bólu promieniującej z mojego wnętrza. Byłam taka mokra, tak wykorzystana, tak idealnie pełna, raz po raz.

    Przez to wszystko widziałam Jess i trenera Millera obserwujących nas z kanapy, popijając drinka. Oczy Jess były ciemne z podniecenia i dumy, jej palce leniwie kreśliły wzory na udzie trenera. To należało do niej. Ja należałem do niej.

    Ostatni mężczyzna zakończył z dreszczem, jego wytrysk dołączył do pozostałych we mnie. Cofnął się, klepiąc mnie po boku, jakbym była jakimś cennym zwierzęciem. W pomieszczeniu zapadła cisza, zakłócana jedynie ciężkimi oddechami mężczyzn i dudniącą muzyką.

    Przez chwilę czułam tylko chłodne powietrze na rozgrzanej skórze i głęboką, kapiącą pustkę między nogami. Potem nowa para dłoni, delikatniejsza, dotknęła mojego dolnego odcinka pleców. Jess.

    „Taki dobry pupil” – mruknęła, a jej głos był pełen szczerej pochwały. Rozwiązała jeden z moich nadgarstków, krew napłynęła bolesnym, mrowiącym strumieniem. Delikatnie go pomasowała, zanim przeniosła na drugi. Byłam bezwładna, bez kości, a w głowie miałam błogą pustkę.

    Właśnie, gdy uwolniła mi drugą kostkę, z cienia wyszedł mężczyzna, którego wcześniej nie zauważyłam. Był starszy od pozostałych, jego wyraz twarzy był spokojny i niepokojąco intensywny. Trzymał mały, okrutnie wyglądający pejcz z cienkich, czarnych, skórzanych pasków.

    Nie patrzył na Jess ani na Trenera. Jego wzrok był utkwiony wyłącznie w czerwonych śladach po linach na moich nadgarstkach i mokrych, lśniących dowodach mojego użycia.

    Podszedł do mnie, z batem dyndającym w dłoni. Zatrzymał się tuż przede mną, wpatrując się we mnie.

    „Moja kolej” – powiedział cicho, ale jego głos przecinał muzykę niczym ostrze.

    Ciche słowa mężczyzny zawisły w powietrzu, niczym obietnica bólu i przyjemności, które miały dopiero nadejść. Mogłem tylko patrzeć, z zapartym tchem, na okrutne paski skóry w jego dłoni. Ale zanim zdążył zrobić kolejny krok, nowy głos, szorstki i niezaprzeczalny, przeciął napięcie.

    „Stój”.

    Rozkaz trenera Millera był jak trzask bicza, pełen autorytetu. Odsunął się od ściany, ciężko stąpając po drewnianej podłodze. Wszystkie oczy zwróciły się na niego. Starszy mężczyzna z batem znieruchomiał, jego intensywne spojrzenie przesunęło się ze mnie na trenera, a na jego twarzy pojawił się cień lekkiej irytacji.

    „Ona nie wystąpi dziś solo, staruszku” – powiedział trener Miller niskim pomrukiem, który wibrował głęboko w mojej piersi. Podszedł, by stanąć obok mnie, a jego duża, potężna dłoń położyła się władczo na moich plecach. Dotyk był elektryzujący, pełen poczucia własności. „Podzielisz się”.

    Starszy mężczyzna uniósł lekko brew, ale nie sprzeciwił się. Na jego ustach pojawił się powolny, złowieszczy uśmiech. Skinął głową, ledwo słyszalnie. To przyzwolenie było ciche i przerażające.

    Jess obserwowała z boku, a jej niebieskie oczy płonęły dzikim, aprobującym ogniem. Nie oddawała kontroli; reżyserowała tę nową, brutalną grę. „Słyszałeś Trenera, kochanie” – mruknęła, a jej głos przesiąknięty był mrocznym podnieceniem. „Zaraz dostaniesz podwójną lekcję posłuszeństwa”.

    Dwaj mężczyźni otoczyli mnie murem dominujących mięśni i determinacji. Wciąż byłem przywiązany do kozła, całkowicie odsłonięty i bezbronny. Starszy mężczyzna, Mark, krążył za mną. Usłyszałem cichy świst pejcza, gdy uderzał nim o dłoń.

    Trener Miller stał przede mną, jego surowa twarz była nieodgadniona. Ujął mój podbródek, zmuszając mnie do uniesienia głowy, żebym na niego spojrzał. „Przyjmiesz wszystko, co ci damy. Wszystko. I podziękujesz nam za to, kiedy skończymy. Zrozumiano?”

    Zdołałam jedynie słabo, drżąco skinąć głową, czując mieszankę strachu i mrocznego, niechcianego dreszczyku emocji, który ściskał mnie w żołądku. Zrozumiano.

    Dotyk Marka był początkowo pozornie delikatny. Zimne paski skóry przesuwały się po rozgrzanej skórze moich pleców i ud, niczym drażniący wstęp. Potem, bez ostrzeżenia, nastąpił pierwszy cios. Trzask. Był ostry, piekący i sprawił, że podskoczyłam, szarpnięta więzami. Z moich ust wyrwał się jęk.

    Zanim doznanie zdążyło ustąpić, dłoń trenera Millera również znalazła się na mnie. Nie po to, by zranić, ale by ją zdobyć. Jego duże, szorstkie dłonie obejmowały moje piersi, ściskając i ugniatając, a kciuki szorstko okrążały moje sutki, aż stały się twarde jak bolące kamyki. Podwójny atak był przytłaczający – ostry, skupiony ból z tyłu i wymagająca, zaborcza przyjemność z przodu.

    „Jaka wrażliwa mała istotka” – mruknął trener Miller, nachylając się bliżej. Jego oddech był gorący w moim uchu. Czułam zapach jego wody kolońskiej, mieszanki skóry i świeżego potu. Złapał mnie za usta brutalnym, dominującym pocałunkiem, jego język wnikał głęboko, kradnąc mi powietrze, gdy bat Marka nabierał rytmu.

    Tup. Tup. Ciosy spadały, każdy z nich nanosił na moją skórę nową warstwę gorąca. Ból był jasnym, ostrym płomieniem, ale z każdym uderzeniem zdawał się topnieć w głębszy, bardziej dotkliwy ból. Moje jęki zostały połknięte przez usta trenera Millera. Zagubiłam się w ich burzy.

    Do walki dołączyła wolna ręka Marka, jego silne palce wślizgnęły się między moje uda od tyłu, odkrywając, że jestem cała mokra. Jęknął, wydając dźwięk czystej męskiej aprobaty. „Jest przemoczona, Miller. Uwielbia to”.

    Trener Miller przerwał pocałunek, uśmiechając się złośliwie. „Oczywiście, że tak. Urodziła się do tego”. Puścił moje piersi i zamiast tego objął mnie w talii silnym ramieniem, trzymając mnie stabilnie, a drugą ręką rozpiął pasek. Dźwięk jego rozpinanego zamka był ogłuszający.

    Za mną usłyszałam to samo od Marka. Serce waliło mi jak młotem. To było to. Obaj mężczyźni poruszali się z przerażającą synchronizacją, jakby robili to już setki razy.

    Trener Miller ustawił się przede mną, jego gruby, twardy penis przycisnął się do moich ust. „Otwórz się” – rozkazał, a ja zrobiłam to, otwierając usta w niemym błaganiu. Wsunął się, wypełniając moje usta, rozciągając je, a jego uścisk wplątał się w moje włosy, unieruchamiając mnie w bezruchu.

    W tym samym momencie Mark przycisnął szeroką główkę swojego penisa do mojego odbytu. Nie drażnił mnie. Nie prosił. Jednym potężnym, nieustępliwym pchnięciem wszedł we mnie całkowicie. Z gardła wyrwał mi się stłumiony krzyk, obejmujący całą długość trenera Millera. Uczucie bycia tak całkowicie wypełnionym, tak całkowicie pochłoniętym z obu stron, było oszałamiające.

    Zaczęli się poruszać, w brutalnym, karzącym rytmie. Trener Miller pieprzył mnie w twarz głębokimi, miarowymi pchnięciami, a jego jęki przyjemności wibrowały we mnie. Za każdym razem, gdy wchodził głęboko, moje gardło drgało wokół niego. Za mną Mark wbijał się we mnie z równą siłą, jego biodra uderzały o moją obolałą, poparzoną skórę, wysyłając nowe fale bólu i przyjemności promieniującej przez moje wnętrze.

     

    Byłam tylko ciałem do ich użytku, naczyniem dla ich przyjemności i ta świadomość powinna mnie zawstydzić. Ale czułam jedynie narastające, wrzeszczące napięcie. Moja własna przyjemność była jak dzikie zwierzę, które pazurami wyłaniało się z głębin, karmione każdym pchnięciem, każdym jękiem, każdym ostrym uderzeniem w skórę.

    Tempo Marka wzrosło, jego potężne popędy uderzyły w punkt głęboko we mnie, który zamglił mi wzrok. Trener Miller wyczuł, że się rozpadam.

    „To koniec” – warknął, a jego głos ochrypł od zbliżającego się wytrysku. „Weź to. Weź to całe”.

    Rytm Marka stał się nierówny, jego pchnięcia stawały się coraz mocniejsze, głębsze. Zanurzył się po brzegi z gardłowym rykiem, a jego żar zalał mnie. Uczucie jego orgazmu wywołało mój. Cichy, wrzeszczący orgazm rozdarł moje ciało, a moje ciało gwałtownie zacisnęło się wokół niego.

    Trener Miller obserwował to, a jego oczy pociemniały z pożądania. Kiedy moje ciało wciąż pulsowało, wsunął mi dwa ostatnie, głębokie pchnięcia w usta, a potem sam się wyzwolił, jęcząc, gdy wsunął mi się do gardła.

    Przez chwilę słyszałam tylko ciężki oddech i bicie mojego serca w uszach. Wisiałam między nimi, wyczerpana i drżąca, przepełniona dowodami ich dominacji.

    Trener Miller powoli oderwał się od moich ust, z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy. Mark cofnął się od tyłu, pozostawiając mnie z poczuciem wydrążenia i wykorzystania.

    Oboje cofnęli się, podziwiając swoją pracę. Byłam wrakiem człowieka – naznaczona, mokra i kompletnie rozbita.

    Trener Miller pochylił się, jego głos brzmiał cicho, zaborczo i był przeznaczony tylko dla mnie. „Nieźle jak na pierwszą wspólną lekcję. Ale dopiero zaczynamy”.

    Wyprostował się i spojrzał ponad moją głową na Marka. „Moje biuro. Jutro. Zobaczymy, jak poradzi sobie z porządną zabawką”.

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Andy Whore
  • Nowe cialo… w akademiku 2.5 Kowbojka Jess

    Pierwszą rzeczą, jaką poczułam, był głęboki, promieniujący ból w mięśniach, symfonia bólu, która śpiewała o poprzedniej nocy. Każdy ruch był świeżym przypomnieniem o mężczyznach, ich dłoniach, ich… lekcjach. Moje oczy otworzyły się gwałtownie i ujrzałam niski, belkowany sufit, którego nie rozpoznawałam. W powietrzu unosił się zapach skóry i delikatny zapach siana. Gdzie ja jestem?

    Próbowałam usiąść, ale silny nacisk na szyję mnie powstrzymał. Moja ręka poszybowała w górę, palce musnęły zimną, sztywną skórę. Obroża. Serce waliło mi w piersiach, gdy podążałam za przymocowaną do niej smyczą, odkrywając, że jest solidnie przypięta do ciężkiego, drewnianego wezgłowia łóżka. Paniczne szarpnięcie potwierdziło, że nigdzie się nie ruszę.

    Przesunięcie bioder wywołało inne, bardziej skupione doznanie, które rozkwitło głęboko we mnie. Też byłam obolała, ale to było… obecne. Wypełniające. Zaparło mi dech w piersiach, gdy uświadomiłam sobie, że między moimi policzkami tkwi ciężki, sercowaty uchwyt. I korek. Wspomnienie jego włożenia było rozmazane przez szorstkie dłonie i władcze głosy.

    Spojrzałam w dół swojego ciała. Miałam na sobie tylko prześwitujące czarne majtki, moje małe, wrażliwe piersi wystawały na chłodne poranne powietrze, a sutki sterczały. Drzwi po drugiej stronie pokoju zaskrzypiały i wszystkie myśli uszły z mojej głowy.

    Jess stała w drzwiach, sylwetka skrywającej się mocy. Miała na sobie obcisły biały podkoszulek, który opinał jej muskularny tors, i znoszone dżinsy, które opinały jej potężne uda. Trzymała go w dłoniach. Uprząż z grubej czarnej skóry, do której przymocowany był gruby, żyłkowany i przerażająco realistyczny strap-on. Był kolosalny, w głębokim mahoniowym kolorze, kształtem przypominał bezbłędnie końskiego penisa, z rozszerzoną główką.

    „Dzień dobry, kochanie” – wycedziła, jej głos przypominał szorstki aksamit. Kopnięciem zamknęła za sobą drzwi. „Dobrze spałaś?”

    Mogłam tylko patrzeć, z suchością w ustach. Ogrom zabawki sprawił, że mimowolnie zacisnęłam się na zatyczce, która już była we mnie. Nie ma mowy. Niemożliwe.

    Podeszła do łóżka z nonszalanckim krokiem ranczera, jej wzrok błądził po mojej związanej postaci z zaborczą aprobatą. Z ciężkim hukiem odłożyła uprząż na pobliskie krzesło i wdrapała się na materac, który pod jej ciężarem się zapadł. Uklękła obok mnie, a jej muśnięta słońcem skóra lśniła w porannym świetle sączącym się przez okno.

    „Trener Miller i Mark mieli swoje zabawy” – mruknęła, wodząc palcami po linii obroży wokół mojej szyi. „Ale kowboj – albo kowbojka – zawsze najpierw zajmuje się swoim stadem”. Jej niebieskie oczy były przenikliwe, dominujące. „To moja nagroda. I moja nagroda musi się porządnie rozchodzić”.

    Jej dłoń przesunęła się w dół mojego brzucha, po cienkiej koronce moich majtek. Nie zatrzymała się, zaczepiając palec o pasek i ściągając je z moich nóg jednym płynnym, bezwysiłkowym ruchem, rzucając je na podłogę. Byłem przed nią całkowicie odsłonięty.

    „Proszę” – wyszeptałem, słowo wymknęło mi się bez słowa. Nie wiedziałem nawet, o co proszę.

    „Proszę, o co?” – zapytała, a jej głos opadł do warczenia, gdy jej kciuk dotknął mojego łechtaczki, zataczając powolny, torturujący krąg. O Boże. Doznanie było elektryzujące i prowadziło wprost do bolesnej pustki, której korek nie był w stanie wypełnić. Wygięliśmy się w łuk, zsuwając się z łóżka, w niemym błaganiu.

    „Proszę, Jess” – jęknąłem, a mój wcześniejszy strach przerodził się w desperacką, upokarzającą potrzebę.

    „Tak lepiej”. Zmieniła pozycję, poruszając się między moimi nogami. Jej silne dłonie chwyciły moje biodra, unosząc je i ustawiając mnie w odpowiedniej pozycji. „A teraz zobaczmy, czy uda nam się przygotować cię do głównego wydarzenia”.

    Jedna dłoń wślizgnęła się za mnie, jej palce natrafiły na serduszkowaty uchwyt zatyczki. Lekko go przekręciła. Krzyknąłem, rozciąganie i tarcie były szokująco przyjemne. „Taka zachłanna” – wyszeptała, jej oddech był gorący w moim uchu. „Już taka pełna, a ty wciąż chcesz więcej”.

    Powolnym, zdecydowanym pociągnięciem zaczęła ją wyjmować. Doznanie było nie do zniesienia, stopniowe, śliskie opróżnianie, które sprawiło, że się wykręcałem. Cal po calu wysuwał się ze mnie, aż z ostatnim, mokrym trzaskiem, był wolny. Sapnąłem, czując się nagle pusty, otwarty i rozpaczliwie pusty.

    Jess uniosła lśniącą zatyczkę, żebym mógł ją zobaczyć, po czym niedbale upuściła ją na prześcieradło. Zeszła z łóżka, a dźwięk brzęczących klamerek wywołał we mnie nową falę oczekiwania. Patrzyłem, zahipnotyzowany i przerażony, jak wsiada w uprząż i zaciska paski wokół wąskiej talii i potężnych ud. Zabawka wystawała z jej ciała niczym potworna, onieśmielająca obietnica.

    Wdrapała się z powrotem na łóżko, górując nade mną. Wzięła smycz przyczepioną do mojej obroży i pociągnęła ją mocno, władczo, odchylając mi głowę do tyłu, odsłaniając gardło. „Spójrz na mnie” – rozkazała.

    Moje oczy, które były mocno zaciśnięte, otworzyły się szeroko. Byłem uwięziony w jej dzikim, niebieskim spojrzeniu.

    „To moje” – powiedziała, a jej głos nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. Skierowała szeroką, rozszerzoną główkę zabawki do mojego wejścia. Było chłodne i śliskie od lubrykantu. Naciskała na mnie z niemożliwym naciskiem. „Twoja ciasna, mała cipka należy do mnie. Bierzesz, co ci dam. Rozumiesz?”

    Gwałtownie skinęłam głową, a łzy przytłoczenia i pożądania szczypały mnie w oczy. „Tak, Jess.”
    „Grzeczna dziewczynka.”

    Po tych słowach pochyliła się do przodu.
    Rozciąganie było poza wszystkim, co kiedykolwiek znałam. To było palące, rozdzierające ciśnienie, które wysysało powietrze z moich płuc. Krzyknęłam zdławionym dźwiękiem, gdy potężna główka wdarła się do środka, pokonując mnie milimetr po milimetrze z agonią. To za dużo, to za duże, nie mogę…

    A potem, z ostatecznym, brutalnym pchnięciem, główka przebiła się przez opór, a w jej miejscu wybuchło szokujące, pełne uczucie. Sapnęłam, moje ciało gwałtownie zadrżało wokół obcego, inwazyjnego obwodu. Jess zatrzymała się, z błyszczącą czołem i drapieżnym uśmiechem na twarzy.

    „No i co” – wyszeptała. „Zajęłam głowę. Teraz reszta”.

    Nie dała mi czasu na przystosowanie się. Cofnęła się, niemal całkowicie, gruby grzbiet głowy ocierał się o moje wrażliwe wewnętrzne ścianki w sposób, który sprawiał, że widziałam gwiazdy. Potem znowu ruszyła do przodu, zatapiając we mnie kolejny niemożliwy centymetr zabawki.

    Rozpoczął się rytm, powolny i dewastujący. Każde pchnięcie było żądaniem, piętnem. Skóra uprzęży skrzypiała przy jej ruchach. Moje jęki nie były moje; były dźwiękami wydobywanymi ze mnie przez nieustanne tarcie, przytłaczającą pełnię. Moje paznokcie drapały prześcieradło przywiązane do wezgłowia.

    „To jest to” – mruknęła Jess, a jej oddech stawał się coraz cięższy od wysiłku włożonego w pchnięcia. „Weź to. Weź to całe, ty ślicznotko. Jesteś teraz moją klaczą. I będę cię ujeżdżała, aż nie będziesz wiedziała nic więcej.”

    Zmieniła kąt i przy następnym pchnięciu zakrzywiona końcówka zabawki trafiła prosto w punkt głęboko we mnie, który eksplodował czystą, nieskażoną przyjemnością. Krzyk wyrwał mi się z gardła, całe moje ciało zamarło, gdy orgazm, brutalny i niespodziewany, rozdarł mnie. Mój kanał zacisnął się na nacierającej długości, dojąc ją, a Jess jęknęła z aprobatą nade mną.

    „Jasne, kurwa, tak” – syknęła, nie zwalniając tempa. „Chodź na mojego kutasa. Grzeczna dziewczynka. Teraz… teraz najlepsza część.”

    Pochyliła się nade mną, jej twarz o centymetry od mojej, jej potężne ciało przygniatało mnie. Wsunęła dłoń między nasze ciała, jej zrogowaciałe palce dotknęły mojego nadwrażliwego łechtaczki.
    „Nacieraj dalej” – warknęła, a jej pchnięcia stawały się krótsze, mocniejsze, głębsze. „Nie waż się przestać”.
    Podwójny atak był bezlitosny. Kolejny orgazm zaczął narastać natychmiast, przedłużany przez mordercze pchnięcia i jej zręczne palce. Szlochałem teraz otwarcie, całkowicie zagubiony w tym doznaniu, mój świat zawęził się do uczucia, że ??mnie bierze, że mną rządzi.

    Ruchy Jess stały się szalone, jej własne spełnienie zbliżało się. Zagrzebała się we mnie po brzegi, ostateczny, głęboki zgrzyt, który przycisnął każdy centymetr tej potwornej zabawki do każdego nerwu, który mi pozostał.
    „Teraz, kochanie!” – rozkazała, a jej głos był ochrypły i pełen mocy. „Teraz!”

    Świat zbladł. Moje ciało rozpadło się na kawałki. Konwulsyjnie wiłem się wokół niej, a bezsłowny krzyk zamarł mi w gardle, gdy osiągnąłem najintensywniejszy orgazm w życiu.

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Andy Whore
  • Przygody Morticy Smith 2

    Portal otworzył się nie z typową zieloną poświatą, lecz gęstym, kremowym, białawym światłem. Słodki, mdły zapach, niczym mleko skondensowane i wanilia, owiał nas. Uśmiech Ricka był niczym strużka czystej, maniakalnej energii w mrocznym garażu.

    „Sex Dairy, Morticio” – wymamrotał, a jego oddech wciąż ciężki od zapachu jakiegoś obcego trunku, który sączył. „Każdy otwór to dojarnia. Każde doznanie… pasteryzowane dla twojej przyjemności”.

    Zanim zdążyłam przetworzyć ten dziwaczny żart, jego dłoń spoczęła na moich plecach, wpychając mnie w mieniącą się powierzchnię. Przejście nie było upadkiem, lecz zatonięciem. Wynurzyłam się do ogromnej, ciepłej komnaty, która wyglądała i w dotyku przypominała wnętrze kolosalnego, ciepłego sera. Ściany były miękkie, porowate i lśniące od wilgoci. Powietrze było wilgotne i bogate, smakowało słodko i słono na języku.

    Jerry i Summer wtoczyli się za nami, z szeroko otwartymi oczami pełnymi konsternacji i narastającego podniecenia. Jerry miał lekko rozwarte usta, jego wzrok natychmiast skupił się na mojej nowej postaci, a jabłko Adama podskakiwało, gdy z trudem przełykał ślinę. Summer, jak zawsze elastyczna, tylko uśmiechnęła się krzywo, przeczesując włosy dłonią, chłonąc dziwaczny krajobraz.

    „Wow” – szepnął Jerry, a jego głos rozbrzmiał echem w jaskiniowej przestrzeni. „Czy to… bezpieczne, Rick?”
    „Bezpieczne to określenie na nudnych ludzi, Jerry” – warknął Rick, bawiąc się już urządzeniem na nadgarstku. „To służy do zbierania danych. Szczyt laktofermentowanego podniecenia. A teraz, rozbierz się. Środowisko reaguje na bezpośredni kontakt z naskórkiem”.

    Niemal jak na zawołanie ściana obok mnie zadrżała. Oderwał się od niej wąs tej samej miękkiej, białej substancji, lśniący i ciepły. Nie chwycił; Spłynęła po mojej kostce, oplatając łydkę delikatnym, uporczywym uciskiem. Nie przypominało to niczego, co kiedykolwiek czułam – nie dotyku, a pieszczoty płynącej prosto z powietrza. Z moich ust wyrwało się drżące westchnienie.

    Och, och To tak, jakby dotykać wszystkiego naraz.

    Summer, widząc to, nie wahała się. Rzuciwszy Rickowi prowokujące spojrzenie, zdjęła koszulkę, a jej jędrne piersi podskakiwały swobodnie. W chwili, gdy jej bose stopy dotknęły gąbczastej podłogi, pojawił się kolejny wąs, tym razem wijący się po jej nodze i okrążający udo, sprawiając, że sapnęła i przygryzła wargę.
    Jerry, motywowany mieszanką strachu przed wykluczeniem i desperackiej potrzeby uczestniczenia, mocował się z paskiem. „Cóż, skoro to dla nauki…” mruknął, wpatrując się we mnie.

    Rick go zignorował, skupiając się wyłącznie na mnie. „Główny temat. Wstępne odczyty są… obiecujące. Matryca mleczna synchronizuje się z twoim nowym układem hormonalnym. Czujesz to?”
    I czułaś. Wąs eksplorujący moją nogę dotarł do szczytu ud. Nie był inwazyjny; to było delikatne muśnięcie, delikatny nacisk na moje wrażliwe fałdy, już śliskie z oczekiwania. Pulsował ciepłem, które wnikało głęboko w moje mięśnie, wydobywając z gardła niski jęk. Wygięłam plecy, wypychając ciężkie piersi do przodu.
    „T-tak” – wyszeptałam, a mój głos był chrapliwy i nieznany.

    To było wszystko, czego Jerry potrzebował. W jednej chwili był na mnie, jego zarośnięta szczęka drapała gładką skórę mojej szyi, a jego dłonie, wzywające i chętne, odnalazły niesamowity wypukły kształt moich bioder. „Jesteś taka miękka” – jęknął mi do ucha, a jego własne podniecenie mocno wbiło się w moje pośladki. „Tak cholernie idealna, Morticio.”

    Jego dotyk był szorstki, żądny, stanowił ostry kontrast z delikatną pieszczotą otoczenia. Powinien być przytłaczający, ale taki nie był. To był zapłon. Moje ciało, stworzone do tego, pragnęło tej dychotomii. Rick obserwował, jego oczy kalkulowały, jak dłonie Jerry’ego przesunęły się ku mnie, obejmując moje piersi, a jego kciuki muskały moje sutki.

    „Zaobserwuj wzmocnioną reakcję dotykową” – mruknął Rick, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. Kremowy wąs między moimi nogami zaczął poruszać się powoli, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, naśladując ruch kciuków Jerry’ego. Podwójne doznanie – szorstkie dłonie na moich piersiach, jedwabisty ucisk na łechtaczce – doprowadzało mnie do szału. Kolana się pode mną ugięły, ale Jerry trzymał mnie prosto, mocno ściskając.
    Summer roześmiała się, dźwiękiem czystej, hedonistycznej radości, gdy drugi wąs ją odnalazł, tym razem figlarnie muskając jej własny środek. Oparła się o ścianę, pozwalając jej się podeprzeć, gdy poddała się doznaniom.
    Rick podszedł bliżej, jego dłoń zastąpiła wąs na mojej nodze. Jego dotyk był elektryzujący, świadomy. „Matryca się uczy” – powiedział, a jego głos brzmiał jak ciche buczenie, które wibrowało we mnie. „Odzwierciedla. Wzmacnia. Niezdarne plątanie się Jerry’ego… moje precyzyjne eksperymenty… to wszystko tylko dane, które mają zostać zoptymalizowane dla twojej przyjemności”.

    Przycisnął do mnie dwa palce, rozchylając moje fałdy. Wąs, teraz naśladując jego nacisk, naciskał tuż obok jego palców. To było jak dotyk w idealnym, przytłaczającym stereo. Wyrwał mi się ostry, zdławiony krzyk. Moja głowa opadła na ramię Jerry’ego, gdy rozkosz, gorąca i gęsta, zaczęła ciasno zaciskać się w moim wnętrzu.

    Przycisnął do mnie dwa palce, rozchylając moje wargi. Wąsik, teraz imitując jego nacisk, naciskał tuż obok jego palców. To było jak dotyk w idealnym, przytłaczającym stereo. Z moich ust wyrwał się ostry, zdławiony krzyk. Opadłam głową na ramię Jerry’ego, gdy rozkosz, gorąca i gęsta, zaczęła ciasno zaciskać się w moim wnętrzu.
    Oddech Jerry’ego był nierówny. „Czuję, że… drżysz” – wysapał, a jego biodra zaczęły wybijać płytki, szalony rytm na moich pośladkach. „O Boże, Rick, co to za miejsce?”

    „Zamknij się i utrzymuj stały strumień danych, Jerry” – rozkazał Rick, nie odrywając ode mnie wzroku. Jego palce i imitujący go wąsik zaczęły szybszy, krótszy rytm, precyzyjną i dewastującą oscylację w moim najczulszym punkcie. Świat skurczył się do tego pojedynczego, niesamowitego punktu styku. Słodkie powietrze paliło mnie w płucach. Jęki Summer, pomruki Jerry’ego, chłodna narracja Ricka – wszystko to połączyło się w symfonię, pchając mnie ku krawędzi.

    Nie wytrzymam. Zamierzam…

    Orgazm uderzył mnie nie jak fala, ale jak pękająca tama. Rozpalony do białości i absolutny, roztrzaskał moje myśli na milion wrzeszczących fragmentów. Moje ciało zadrżało, plecy wygięły się gwałtownie, gdy z gardła wyrwał się surowy, gardłowy krzyk. Wąs pulsował w rytm moich skurczów, dojenie doznań, wyciągając je do niemożliwego, nieskończonego szczytu.

    Przez mgłę poczułam, jak Jerry drży, jego własne wypuszcza gorący płyn na moją skórę, a jego jęki grzęzną w moich włosach. Krzyki Summer rozbrzmiały echem moich, dołączając do refrenu.
    Gdy doznania zaczęły powoli, niechętnie ustępować, pozostawiając mnie drżącą i bezwładną w ramionach Jerry’ego, Rick pochylił się. Jego oczy płonęły naukowym triumfem i nagą żądzą. Wąsy cofnęły się, pozostawiając nas wszystkich dyszących i lśniących cienką, słodką warstwą.

    „Fascynujące” – wyszeptał Rick, zerkając na mnie, wciąż drżącą. „Wydajność orgazmu jest o 300% wyższa od bazowej. A matryca wciąż gotowa”. Jego dłoń, śliska od mojego podniecenia i resztek nabiału, objęła mój policzek. „Dane sugerują kontynuację eksperymentu. Jednoczesne… dojenie”.
    Spojrzał z moich oszołomionych oczu na przytłoczoną twarz Jerry’ego.

    „Jerry. Połóż się na plecach.”

    Rick położył dłoń na moim ramieniu, ściskając mocno i uporczywie, odciągając mnie od wciąż unoszącej się piersi Jerry’ego. „Dane… ur… dane zarejestrowane, Jerry. Gratulacje, jesteś zadowalającym obiektem kontroli. Teraz zaczyna się prawdziwa praca”.

    Zanim zdążyłem przetworzyć to oddzielenie, świat się zawirował. Nowy portal, migoczący oleistym, perłowym światłem, pojawił się tuż obok ściany z sera. Wyglądał jak gigantyczna, opalizująca komórka.

    „G-gdzie my idziemy, Rick?” wyjąkałem, mój nowy głos wciąż brzmiał jak zdyszany, nieznany instrument.

    Nie odpowiedział, tylko obdarzył mnie maniakalnym uśmiechem i szarpnął. Wrażenie było jak przeciskanie przez ciepłą, śliską rurę. Wylądowaliśmy z lekkim szarpnięciem na nieskazitelnie białej, wypolerowanej podłodze.

    Powietrze szumiało niskim, mechanicznym dudnieniem. Miejsce było ogromne, sterylne i oślepiająco białe, niczym laboratorium skrzyżowane z fabryką przemysłową. Na środku pomieszczenia stał skomplikowany aparat z lśniącego chromu i miękkich, czarnych skórzanych pasów. Niewątpliwie był to fotel, ale odchylony do tyłu, z dużym, otwartym otworem umieszczonym dokładnie tam, gdzie powinna być głowa siedzącego.

    „Witamy w głównym oddziale Sperm-a-Saurus Rex!” – oznajmił Rick, machając ręką. „Najważniejszy w Galaktyce… depozyt… zakład pobierania i analizy. A ty, moje wspaniałe dzieło, jesteś dzisiejszą gwiazdą”.

    Moje ogromne, niczym anime, oczy rozszerzyły się. „C-co? Rick, nie, ja nie…”

    „Spokojnie, Morticio” – powiedział, a jego głos przeszedł w konspiracyjne mruczenie, gdy prowadził mnie w stronę maszyny. „To wszystko część nauki. Muszę przetestować twoje nowe ścieżki reakcji neuronowych pod wpływem długotrwałego bodźca. A ci eleganccy panowie” – wskazał kciukiem za ramię – „oddają honory najwyższego wymiaru za przywilej dostarczania surowców”.

    Poszedłem za jego gestem. Formowała się kolejka. Nie była to kolejka ludzi. Były tam istoty o szmaragdowozielonej skórze z wieloma oczami, stworzenia z twarzami pokrytymi mackami, potężny brutal o krystalicznej, lśniącej skórze. Serce waliło mi w piersiach jak oszalały ptak w pozłacanej klatce. To było szaleństwo. To było przerażające.

    A jednak… zdradziecki, płynny żar już gromadził się głęboko w moim wnętrzu. Czysta bezczelność. Jawna, transakcyjna obsceniczność. Moje nowe ciało drżało, nie tylko ze strachu, ale i z mrocznego, ekscytującego oczekiwania.

    Ręce Ricka były sprawne, niemal kliniczne, gdy zapinał miękkie pasy wokół moich nadgarstków i kostek, unieruchamiając mnie w fotelu. Skóra była chłodna w dotyku. Odchylił fotel, aż wpatrywałam się w jasne, sterylne światła sufitu, a otwarty otwór maszyny znajdował się teraz bezpośrednio nad moją twarzą.

    „Rozluźnij szczękę, kochanie” – wyszeptał Rick, jego gorący oddech muskał moje ucho. „Pozwól maszynie wykonać pracę. I poczuj wszystko. Dla nauki”. Pogłaskał moje platynowe włosy i odszedł w stronę panelu sterowania.

    Podszedł pierwszy klient. Wysoka, szczupła istota o gładkiej, szarej skórze i dużych, współczujących, czarnych oczach. Włożyła garść świecących kryształów w wyciągniętą dłoń Ricka. Rick skinął głową, nacisnął włącznik i z otworu wyłoniło się mechaniczne ramię.

    Nie było zimne ani szorstkie. Było ciepłe, gładkie jak silikon i precyzyjnie zaprojektowane. Delikatnie poprowadził szarego członka obcego – smukłego i zwężającego się – w stronę moich oczekujących ust. Jęknęłam cicho, mimowolnie.

    O Boże. To się naprawdę dzieje.

    Czubek obcego musnął moje usta i jakaś głęboka, instynktowna część mnie, jakiś nowy nerw, który Rick wszczepił w DNA Morticii, przejęła kontrolę. Rozchyliłam usta. Moje usta powitały go. Silikonowy przewodnik trzymał mnie w miejscu, nadając rytm, idealne, tłokowe tempo, któremu nie miałam wyboru, musiałam się poddać.

    Doznanie było przytłaczające. Jego wyjątkowa faktura, delikatny, piżmowo-obcy zapach, sposób, w jaki maszyna kontrolowała głębokość i tempo, odbierając mi wszelkie myśli, wszelkie zmartwienia. Byłam tylko naczyniem. Piękną, dającą rozkosz maszyną. Zamknęłam oczy, poddając się temu doznaniu, a jęk wibrował wokół trzonu wypełniającego moje usta.

    Słyszałam Ricka. „—fascynujące. Uległa neuronalna informacja zwrotna jest poza skalą. Zwróć uwagę na zwiększone wydzielanie śliny, zoptymalizowane pod kątem nawilżenia…”

    Pierwszy kosmita westchnął cicho, drżąc, a jego wytrysk był niczym eksplozja czegoś zaskakująco słodkiego i musującego na moim języku. Maszyna sprawnie go wycofała. Nie zdążyłam nawet odetchnąć, gdy kolejny wszedł mi do ust.

    Ten był inny. Grubszy. Cięższy. Rozciągnął moje usta szeroko, a tempo maszyny było wolniejsze, bardziej rozważne, pozwalając mi poczuć każdy grzbiet, każdy puls. Moje dłonie zacisnęły się w więzach. Potężny ból pragnienia pulsował między moimi nogami, całkowicie nietknięty, zaniedbany, desperacko pragnący uwagi.

    Kolejka zdawała się nie mieć końca. Każdy nowy klient to było nowe doświadczenie. Nowa faktura. Nowy smak. Mój świat kurczył się w rytm maszyny, dźwięków ciężkiego oddechu i chrapliwych jęków – zarówno moich, jak i ich – oraz nieustannego, podekscytowanego mamrotania Ricka, gdy pobierał opłaty i zapisywał swoje dane.

    Przyjemność była niczym sprężyna zaciskająca się głęboko w moim brzuchu, desperacka, sfrustrowana energia bez ujścia. Byłam wykorzystywana całkowicie, bez reszty, a moje ciało krzyczało z aprobatą, podczas gdy mój umysł pływał w morzu przytłaczających doznań.

    Straciłam rachubę. Straciłam czas. Byłam tylko ustami, językiem, gardłem, wykonującymi perfekcyjną, mechaniczną pracę.

    Aktualny klient, istota z osobliwie zwiniętym członkiem, trafiał w punkt głęboko w moim gardle, który sprawiał, że moje palce u stóp się podwijały. Tempo maszyny wzrosło, stając się nieubłagane. Moje jęki były teraz nieustające, dusząca, krztusząca się symfonia przyjemności i poddania.

    Głos Ricka przebił się przez mgłę, głośniejszy, ostrzejszy, z naukową radością. „Tak! Tak! To szczytowa reakcja autonomiczna! Pętla sprzężenia zwrotnego orgazmu uruchamia się bez bezpośredniego kontaktu łechtaczki z pochwą! Dane są przepiękne!”

    I miał rację. Napięty splot w moim żołądku pękł. Rozdarł mnie niszczycielski, pełny orgazm, zrodzony wyłącznie z pogwałcenia moich ust, rytmu maszyny, czystej degradacji aktu. Skurczyłam się w skórzanych więzach, mój krzyk stłumiony przez obcego penisa pompującego swój wytrysk do mojego gardła.

    Gdy fale zaczęły ustępować, pozostawiając mnie kompletnie wyczerpaną i ociekającą potem, maszyna się wycofała. Klient odszedł. Z trudem łapałam powietrze, moje ciało wibrowało jak przewód pod napięciem.

    Rick nagle się pojawił, jego oczy płonęły. Nie patrzył na panel sterowania. Patrzył na mnie. Na moją zapłakaną twarz, moje posiniaczone usta, moją falującą klatkę piersiową.

    „Dane są jednoznaczne” – wyszeptał, a jego głos chropawy, wyrażający coś więcej niż tylko naukową ciekawość. Przysunął się bliżej, obejmując dłonią moją szczękę, a kciukiem rozmazując zabłąkaną kroplę opalizującej spermy z mojej dolnej wargi. „Ale jedna zmienna pozostaje niesprawdzona”.

    Nie rozpiął pasów. Zamiast tego zaczął rozpinać swoje spodnie, wpatrując się we mnie.

    „Pobieracz próbek… wchodzący w interakcję z urządzeniem do pobierania… bezpośrednio”.

    Jego palce wbiły się w boki maszyny, aż kostki zbielały. Zimne, kliniczne ograniczenia wciąż mnie trzymały, co stanowiło jaskrawy kontrast z gorącą, żywą rzeczywistością Ricka wpychającego mi się do ust. Był gęsty, wypełniał mnie, a jego smak – znajoma mieszanka stęchłego alkoholu i czegoś wyjątkowego, elektryzującego Ricka – zalewał moje zmysły.

    Zdołałam wydobyć z siebie stłumiony jęk, moja szczęka napięła się, by go pomieścić. Jego oczy, ciemne i intensywnie skupione, obserwowały każdą moją reakcję. Nie tylko mnie wykorzystywał; on mnie studiował.

    „Dosyć tego, Morticio” – mruknął, a jego głos był niskim dudnieniem, które wibrowało w jego ciele i w moim. „Po prostu… weź dane”.

    Zaczął się poruszać, powolnym, testującym pchnięciem, które sprawiło, że odruchowo się wymiotowałam. Moje gardło zadrżało wokół niego, a z jego ust wydobył się niski, aprobujący dźwięk. O Boże. Doznanie było przytłaczające. Maszyna trzymała moją głowę w idealnym bezruchu, pozostawiając mnie całkowicie bezbronną wobec jego rytmu. Każdy centymetr mojego nowego ciała był hiperświadomy, każde zakończenie nerwowe krzyczało mieszaniną szoku i głębokiego, szokującego pulsu pożądania.

    I wtedy to poczułem.

    Głębokie, pulsujące rozszerzenie w moich ustach.

    Moje oczy, już szeroko otwarte, otworzyły się z niedowierzaniem. To było niemożliwe. To się na pewno działo. Penis Ricka rósł, rozciągając moje usta szerzej, wciskając się głębiej w moje gardło, aż moje przewody nosowe paliły od wysiłku, by oddychać. Wydobył się ze mnie cienki, rozpaczliwy dźwięk.

    Głowa Ricka odchyliła się do tyłu, a z jego ust wydobył się ciąg niespójnych, genialnych przekleństw. „T-tak! Ten… wtórny przerost naczyń krwionośnych to… to cud! Prawdziwy cud!”

    Jego naukowy podziw został stłumiony surowym, pierwotnym rytmem jego bioder. Teraz szarpnęły do ??przodu, a uderzenie jego skóry o zimny metal maszyny rozbrzmiało echem w sterylnym pomieszczeniu. Bach. Bach. Chrup. Każde uderzenie wbijało go głębiej, przerażający, cudowny wzrost trwał, aż moje pole widzenia zaczęło iskrzyć na krawędziach.

    Byłam nim pełna. Tak pełna. Mój język, uwięziony pod jego niewiarygodnym obwodem, nie mógł zrobić nic poza smakiem soli jego skóry i wyczuwaniem potężnych, pulsujących żył, które wyznaczały jego długość. Moje własne ciało mnie zdradzało, ciepłe, śliskie ciepło gromadziło się między udami, narastał ból, który nie miał nic wspólnego z dyskomfortem, a wszystko z desperacką, pustą potrzebą.

    Moje dłonie, ściśnięte po bokach, zacisnęły się w bezradne pięści. Łza, tym razem zrodzona z przytłaczającego doznania, a nie ze strachu, potoczyła się gorącą ścieżką po mojej skroni.

    Rick to zobaczył. Jego pchnięcia zwolniły na ułamek sekundy, a jego wzrok utkwił w łzie. Dziwny, niemal czuły wyraz przemknął przez jego twarz, zanim został pochłonięty przez kolejną falę czystego hedonizmu. Pochylił się nade mną, jego dzikie włosy musnęły moje czoło.

    „Czujesz to, Morty?” Wyszeptał, jego gorący oddech musnął moje ucho. „To… kaskada mitochondrialna. Albo jakieś… naukowe bzdury. Kurwa. To po prostu znaczy… że jesteś do tego stworzona. Do tego, żeby wziąć mnie całą.”

    Odsunął się prawie całkowicie, nagły chłód powietrza był dla mnie szokiem, zanim wskoczył z powrotem z siłą, która odebrała mi resztki oddechu. Rytm stał się karzący, ekscytujący. Mój świat zawęził się do dotyku jego, jego dźwięku, jego smaku. Każda komórka mojego ciała była dostrojona do jego ruchu. Ból między nogami stał się pulsującą, rozpaczliwą pustką.

    Nie byłam już Mortym, niezdarnym dzieciakiem. Byłam Morticią, naczyniem, idealnym narzędziem przyjemności. I kochałam to. Czystą, poniżającą, niewiarygodną słuszność tego.

    Moje biodra szarpały się w nieustępliwych więzach, w niemym błaganiu o dotyk, którego nie mogłam przyjąć. Długi, rozwiązły jęk wibrował wokół potężnego wtargnięcia w moje gardło, a Rick wywrócił oczami.

    „T-tak… to… to jest to miejsce…” wyjąkał, jego opanowanie prysło. Jego tempo stało się chaotyczne, szalone. „Zaraz… strumień danych… osiąga szczyt!”

    Też to czułam. Narastające napięcie w jego brzuchu, zdradzające twardnienie przed burzą. Jego uścisk na maszynie stał się brutalny, metal jęknął w proteście. Był potężny, niczym żywy, oddychający silnik wrażeń wbijający się w moją twarz.

    Jego ostatnie pchnięcie było transformujące. Wbił się po same końce, z jego gardła wyrwał się gardłowy, zwierzęcy ryk, gdy jego ciało się zacisnęło. A potem gorący, rytmiczny puls jego wytrysku zalał moje usta, gorzki, słony potok, który nie miałam wyboru i musiałam przełknąć. To trwało w nieskończoność, każdy pulsujący strumień był świadectwem jego orgazmu, każdy łyk uległością, która wysyłała kolejny impuls elektrycznej rozkoszy prosto w moje wnętrze.

    Upadł do przodu, wyczerpany, opierając ciężar ciała na maszynie, z czołem na moim mostku. Jego oddech był urywany, drżący. Sama fizyczność jego wyczerpania była swego rodzaju mocą.

    Przez długą chwilę słychać było tylko dźwięk naszych oddechów – jego ciężki, mój drżący, rozpaczliwy, sapiący przez nos. Jego smak był wszędzie.

    Powoli się podniósł. Jego oczy, szkliste i zadowolone, spotkały się z moimi. Spojrzał w dół, na miejsce, gdzie wciąż był częściowo schowany w moich ustach, z wyrazem głębokiego naukowego i osobistego triumfu na twarzy.

    Delikatnie się uwolnił, wydając cichy, wilgotny dźwięk, który sprawił, że zarumieniłam się od stóp do głów.

    „Wniosek” – wyszeptał ochrypłym głosem. „Urządzenie… jest w pełni sprawne. A okaz…”

    Schylił się, jego palce z wprawą odnalazły ukryte zapięcie na pasie podtrzymującym moją głowę. Otworzyło się z cichym sykiem.

    „…jest gotowe do następnej fazy”.

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Andy Whore
  • Trojka przyjaciol cz.7

    Aurelia miała dość intensywny tydzień. Na szczęście finansowo trzymała się dużo lepiej. Codzienne dniówki od Pana Jana umownie wynosiły 25 zł za godzinę, ale dziennie spokojnie wyciągała po 250-350 + napiwki, gdyż spędzała u niego całe dnie. Poza takimi pracami jak wycieranie kurzu, mycie okien, odmalowanie ściany, ogarnianie graciarni, schowków na narzędzia i drewutni, naprawy lub wymiany pojedynczych sztachet w płocie oraz odchwaszczanie podwórka, Aura zajmowała się gotowaniem, przygotowywaniem i podawaniem posiłków oraz ogólnie dotrzymywała swojego towarzystwa. Odnosiła wrażenie, że Pan Jan jest w wystarczającej formie, żeby z większością tych rzeczy poradzić sobie samemu, ale po prostu mu się nie chciało. Nie miał nikogo przy sobie i doskwierała mu samotność, więc przy okazji też uczucie obojętności i z czasem zaczynał preferować minimalistyczny tryb życia. Zresztą większość z tych rzeczy Aurelia robiła z własnej inicjatywy, bo czekając na polecenia Pana Jana, mogła, by się nigdy ich nie doczekać. Sąsiadowi bardziej zależało na fakcie, że ma się, do kogo odezwać i z kim pogadać. Aurelia z kolei uważała, że skoro bierze od niego pieniądze to musi na nie jakoś zapracować. Głupio by jej było brać pieniądze za siedzenie przed domem i gadanie, bo takie rzeczy robi się na ogół non-profit. W każdym razie ten dzień musiał w końcu nadejść. Zakres rzeczy, które była w stanie zrobić w końcu musiał się wyczerpać. Niektóre naprawy wymagały narzędzi lub wiedzy specjalistycznej, których Aura nie miała. Wrzuciła do pralki ubrania, których sąsiad używał odświętnie i zamierzała je później uprasować. Przygotowała dwie szklanki wody z miętą i cytryną i wyszła przed dom, gdzie na krześle siedział Pan Jan. Bardzo się zaprzyjaźnili przez ten czas i mimo różnicy wieku, przeszli na imiona. Jan czasem dla żartu nazywał Aurę – Laurą, ale i inni jej znajomi tak robili, więc zdążyła się przyzwyczaić.

    – będę Pana musiała namówić na poważniejsze zakupy. Wywaliliśmy część garnków, misek, talerzy, patelni i mało, co zostało, chociaż i to, co jest – warto już wymienić.

    – naprawdę jest taka potrzeba? Jakoś sobie dawałem radę do tej pory – odpowiedział

    – z pękniętego garnka sączyła się woda, drugi jest obdrapany do żywej blachy, ten trzeci jest obszczerbiony na dnie. Jeden garnek był czymś ubrudzony, że niczym nie byłam w stanie go dotrzeć. W jednej tylko patelni powłoka nie była uszkodzona. Drewniana łyżka jest nadłamana na końcu. Naczynie żaroodporne nie ma pokrywy i też już jest brązowe, a nie przeźroczyste. Chochla ma małą pojemność i ledwie trzyma się rączki, poza tym aluminiowych już nikt nie używa. Wywaliłam też obszczerbione talerze i te z pozłacaną obwódką. Nikt już takich nie produkuje, bo wywoływały zatrucie metalami ciężkimi. Poza tym szklanki, łyżki, widelce, noże i talerze są każde z innej parafii. Nawet sprawdzałam, czy nie ma wśród nich jakiś drogocennych perełek, ale nie było. Jeśli mam nadal gotować to muszę mieć, w czym. Te najczęściej używane przyprawy są świeże, ale te rzadsze są już parę lat po terminie. Albo to wszystko kupimy, albo będę gotować u siebie i tutaj przynosić. Warto też kupić nowego mopa i lustro do łazienki.

    – Boże drogi… Wszystko chcesz wymienić?

    – nie wszystko. W pierwszej kolejności tylko to, co wymieniłam – uśmiechnęła się Aura

    – a będziesz tego używać, czy zostawisz mnie z tym?

    – jeśli nie zmienisz zdania to mogę do Ciebie przychodzić do końca wakacji praktycznie codziennie. A jak się zacznie szkoła to mogę być w popołudnia, wieczory i wszystkie soboty i niedziele jak tylko będę miała czas.

    – no dobra. To rób co chcesz. Ale ile mnie to będzie kosztowało?

    – ciężko mi oszacować. Garnki i patelnie są dość drogie, ale szklanki i talerze można bardzo tanio dostać. Zaraz popatrzę.

    Aura wyciągnęła telefon i zaczęła dyktować ceny. Jan usiadł koło niej i zaglądał przez ramię. Aura wybrane rzeczy wrzucała do koszyka.

    – to sklep?

    – tak. Internetowy. – odpowiedziała Aura

    – co tu można kupić?

    – zasadniczo… Chyba wszystko

    – a telewizor, materac do łóżka i poduszki z poszewkami?

    – no pewnie. Chcesz wymienić?

    – o telewizorze myślałem już dawno temu.

    – nooo, takiego telewizora jak Ty masz to już nikt nie produkuje – powiedziała Aura

    – wiem, ale nadal działa – odpowiedział Jan

    – chcesz popatrzeć?

    – mogę, ale wolałbym kupić osobiście. Jakoś to zamawianie przez Internet mi się nie podoba. Wolę zobaczyć zanim kupię. Ty dużo rzeczy tu kupujesz?

    – bardzo wiele. Rzadziej ubrania i buty, ale i z tym można czasem zaryzykować. Tym bardziej, że często przez Internet wychodzi dużo taniej. Z elektroniką nawet bym się nie wahała na Twoim miejscu. Poduszki i poszewki też bym zamówiła. Z materacem jest trochę inaczej. Dopóki nie dotkniesz to nie wiesz, czy jest twardy czy miękki i czy w ogóle jest wygodny. Ale za to mogę zobaczyć, jakie są mniej więcej ceny. Tylko musimy go zmierzyć.

     

    Aura z Janem zmierzyli materac. Łóżko było całkiem nowe, co trochę odbiegało od reszty mebli i wyposażenia.

    – Żona wybierała materac. Jej pasował, a mi nie – odpowiedział Jan

    Aura usiadła i od razu zrozumiała, dlaczego. Pod jej ciężarem praktycznie w ogóle się nie ugiął.

    – twardy jak diabli – skomentowała

    – chyba ze styropianu. Musiałem sobie koc podkładać, ale co noc się podwija i trzeba poprawiać. Pojedziesz ze mną po nowy?

    – jutro nie mogę. Właśnie chciałam o tym porozmawiać. Muszę trochę uporządkować swój dom, bo od tygodnia nic tam nie robiłam. A pojutrze mam zakończenie roku szkolnego. – odparła Aura

    – nawet na godzinę nie wpadniesz?

    – wpadnę nawet i na dwie lub więcej, ale nie na cały dzień.

    W domu rozległ się dźwięk zakończenia programu prania. Aura wrzuciła mokre pranie do miski i wyszła na zewnątrz. Jan poszedł za nią.

    – możesz kupić to wszystko, o czym mówiłaś?

     

    Aura wróciła do domu i wzięła rower. Najbliższy wpłatomat miała ponad 2 kilometry od domu. Upewniła się, że pieniądze są bezpieczne.

    – kto w dzisiejszych czasach trzyma tyle gotówki w domu, że od ręki szasta tysiącami? – pomyślała Aura

    Naturalną rzeczą była następna myśl, ile ten człowiek w ogóle jeszcze ma. Pokręciła głową karcąc się za takie myśli.

    Dojechała na miejsce i wpłaciła pieniądze. Wyciągnęła telefon i sprawdziła stan konta. To trwało moment, ale suma prawidłowo wyświetliła jej się na bilansie. Wskoczyła na rower i już bezpośrednio wróciła do domu Pana Jana.

    Pan Jan siedział na podwórku w towarzystwie jakiegoś innego mężczyzny. Aurelia odniosła wrażenie, że wyraźnie się nią zainteresował. Pan Jan ich sobie przedstawił. Wyszło na to, że ów człowiek był jego dobrym kumplem ze starych czasów. Aura zajęła się ponownie pracą. Zebrała jeszcze lekko wilgotne koszule ze sznurka i zaniosła do środka. Przygotowała sobie miejsce do prasowania i powoli, ale dokładnie wyrównywała wszelkie zagniecenia materiału. Gdy skończyła, przygotowała gospodarzowi i jego gościowi mrożoną wodę z cytryną.

    – Laura, Twój przyjaciel nadal szuka pracy? – zapytał Jan.

     

    Aura zadzwoniła niezwłocznie do Dominika.

    – mam dla ciebie propozycję pracy – zaczęła Aura – jeśli chcesz spróbować w małej gastronomii nad morzem z zakwaterowaniem i wyżywieniem to na wakacje możesz jechać. To pewniaczek.

    – nad polskie morze? – zapytał Dominik

    – tak. A ściślej to raczej Zatoka Gdańska.

    – jak pewniaczek to od piątku mogę jechać. Po zakończeniu roku szkolnego – powiedział Dominik

    – widzimy się u mnie wieczorem. Zadzwonię po Ciebie – odpowiedziała Aura i się rozłączyła.

    – mogę ręczyć za tego chłopaka! – powiedziała Aura

    – no to dogadane – odpowiedział kolega Pana Jana wyraźnie zadowolony

     

    – skąd się znacie? – zapytała Aura

    – dawno temu razem pracowaliśmy. Ile się wódki razem opiliśmy to szok – powiedział Jan kiwając głową z uznaniem – Jest 16 lat młodszy ode mnie, ale bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Ja odchodziłem na wcześniejszą emeryturę, a on akurat za coś podpadł jak akurat była redukcja etatów i szukali pretekstów do wyrzucenia. I tak to wyszło. Zawsze przyjeżdża w odwiedziny jak jest w pobliżu.

    – wyraźnie cieszył się, że kogoś znalazł. Sama bym pojechała do pracy, gdybym była pełnoletnia

    – tam nie jest tak łatwo nikogo znaleźć do pracy w sezonie. A znaleźć kogoś rozgarniętego / przynajmniej według niego / jest bardzo trudne.

    – cieszę się, że udało ci się to załatwić

    – akurat rozmawialiśmy i pytał, czy może moja wnuczka nie szuka przypadkiem pracy na wakacje. Miał na myśli Ciebie. Ale ja Ciebie nie chcę stracić, więc podsunąłem mu twojego kolegę, o którym mówiłaś.

    – dziękuję, że o tym pamiętałeś – powiedziała Aura.

     

    Aurelia ustaliła z Jankiem listę internetowych zakupów i szybko podsumowała zamówienia od różnych dostawców.

    – muszę ogarnąć, co i od kogo, żeby potem sprawdzić paczki. Trochę tego będzie. Twój telewizor będzie pojutrze, ale może przy okazji założymy Ci Internet i kablówkę? Bo bez tego to trochę bez sensu. Zobaczę, co da się zrobić.

    Aura szperała w sieci, a Jan wpatrywał się w nią z uśmiechem na ustach. Wyglądała uroczo skupiając się na czymś. Była od jakiegoś czasu najbliższą mu osobą i chyba poczuł, że się w niej zakochał po uszy miłością platoniczną.

    – jutro mnie nie będzie. Część rzeczy kurier przywiezie Ci do domu, a część będzie w paczkomacie, ale ja to poodbieram, bo to na mój numer telefonu, więc spokojnie. Ogarnę to… Na pewno to ogarnę. Chociaż to chyba największe i najbardziej rozległe i skomplikowane zamówienie, jakie kiedykolwiek zrobiłam – powiedziała trochę w próżnię, bo Jan wydawał się być pochłonięty swoimi rozmyślaniami.

    – na platformach streamingowych możesz pooglądać różne filmy i seriale, bo na tv mimo, że masz powiedzmy 100 kanałów to i tak często nie ma czego oglądać. Nauczę cię wszystkiego. Ja nie mam nic z tych rzeczy. Żadnej aktywnej platformy. Wszystko mam nieaktywne, bo oszczędzaliśmy pieniądze. A teraz w ogóle nie mam czasu, żeby oglądać. A i dobrze by było trochę się poruszać. Tobie też by się przydało. Jakiś rower albo spacery. Można posiedzieć i zobaczyć jakiś film, ale nie można się zasiedzieć.

    – mogę Ci pokazać wiele miejsc. Tutaj w pobliżu znam miejsca, o których nikt nie wie. Ten las ma swoje sekrety. Ale to spacer na kilkanaście kilometrów. W każdym razie z Tobą chętnie pójdę.

    – jutro wpadnę tylko na kilka godzin, bo muszę się trochę domem zająć. Ale pojutrze bardzo chętnie.

     

    Aura wyszła od Janka bardzo zadowolona. Zrobiła solidne zakupy do wyposażenia domu sąsiada, co zdecydowanie ułatwi jej gotowanie oraz załatwiła pracę dla Dominika. Nasłuchała się też wielu komplementów, co bardzo dobrze na nią wpłynęło.

    Idąc lasem przejechała dłonią po swoich udach i uznała, że czas się wydepilować.

    – zaraz będę w domu, ale wpadnij do mnie za godzinę. Muszę trochę ogarnąć dom.

    – pomogę Ci – odpisał

    Aura dotarła do domu i chłopaki przyszli zaraz po niej. We dwóch zabrali się za kuchnię i odkurzanie oraz mycie podłóg. Aurelia w ogóle im nie pomagała, bo pracowała nad sobą w łazience. Wystarczająco długo jej się zeszło, bo chłopaki wysprzątali jej dom w tym czasie bardzo skrupulatnie. Na dodatek Dominik przyniósł jej kwiaty i czekoladki w prezencie, czym doskonale trafił w czuły punkt.

    – głodzisz się? – zapytał Bartek

    – jak to?

    – nie masz pieczywa, a w lodówce leżą tylko nieotwarte rzeczy, ale brak warzyw wskazuje, że nie jesz w domu zupełnie nic – zauważył Bartek

    – miałam zakupy dzisiaj zrobić, ale nie miałam czasu. Poza tym nie jestem głodna – odpowiedziała Aura.

    – chodźmy na górę – zaproponowała

    Zaparzyła herbatę i zanieśli wszyscy swoje filiżanki.

    – no to jak to się stało, że znalazłaś mi fuchę? – zapytał Dominik

    Aura trochę pokombinowała z odpowiedzią. Powiedziała, że to znajomy jej szefa zaproponował jej pracę, ale musiała odmówić i zaproponowała mu Dominika, poręczyła za niego, dzięki czemu ten zgodził się go przyjąć. Nie powiedziała, że pracuje u ich sąsiada, którego z pewnością znają. Postanowiła z jakiegoś powodu im o tym nie mówić. Na szczęście zanim chłopaki zaczęli dopytywać, zadzwonili rodzice Aurelii. Rozmowa była krótka i rzeczowa, ale z samymi pozytywnymi informacjami. Wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku.

    Aura wróciła na górę. Dominik poszedł do łazienki, a Bartek siedział u niej w pokoju i bawił się telefonem. Aura go zapytała po cichu:

    – proszę, zostaw mnie z Dominikiem samych. Jak tylko wyjedzie to obiecuję Ci się odwdzięczyć. Ale chcę z nim porozmawiać na osobności. Zrobię wszystko, co zechcesz i na co będziesz miał chęć, ale jeśli się uda i Dominik dostanie tę pracę to niebawem go nie będzie przez długi czas.

    – naprawdę to załatwiłaś?

    – tak. Naprawdę.

    – jestem na ciebie napalony. Bardzo napalony. Zerżnął bym cię tu i teraz, wiesz? Zostawię was samych, ale z samego rana lub nawet w nocy przyjdę do Ciebie. Nie odpuszczę Ci.

    Aura pocałowała go w usta i powiedziała “zgoda”. Bartek poprawił spodnie i uwierającego go penisa. Dominik akurat wyszedł z łazienki.

    – idę coś zjeść i obejrzę meczyk. Dogadajcie sobie tą pracę. Opowiesz mi później, co i jak. Rodzice też są ciekawi.

    – no dobra – skomentował Dominik.

    Bartek wyszedł z domu.

    – nie podziękowałam za kwiaty. Są śliczne.

    – nie ma, za co. To gdzie mam jechać i co mam robić?

    Aura opowiedziała mu, co i jak. Dała nawet numer kontaktowy i Dominik do niego zadzwonił. Wstępnie się umówili i obiecał, że w piątek może wsiąść w pociąg i przyjechać. Przeszkadzał mu jedynie fakt, że będzie musiał być z dala od domu. Z tego, co się dowiedział i co kryje się pod nazwą “mała gastronomia”.

    – frytki, burgery, hot dogi, zapiekanki i inne przekąski. Podobno sporo tego idzie i będę pracował z innymi ludźmi. To tylko do końca wakacji, bo wtedy ruch mają największy. Mamy mieszkać w jakimś domku letniskowym w pokojach dwuosobowych. No i całkiem sporo płaci. Znaczy normalnie. Plus za nadgodziny. No chciałbym to zobaczyć. Najwyżej wrócę po paru dniach.

    – no i widzisz? Wszystko dobrze się ułożyło – powiedziała Aurelia

    – nie będziesz za mną tęsknić?

    – będę, ale nie jedziesz tam przecież na zawsze. Wrócisz. Będę do Ciebie dzwonić i pisać.

    Zaczęli się całować. Z każdą chwilą coraz namiętniej. Dominik trzymał dłoń na jej tyłku i ugniatał. Aura sięgnęła w miejsce jego penisa i wyczuła, że jest twardy. Ta namiętność szybko przerodziła się w pożądanie. Pozbyli się elementów swojej garderoby i zaczęli pracować swoimi ciałami dając sobie poczucie bliskości. Dłonie Dominika błądziły po jej ciele, a usta badały każdy skrawek jej twarzy, szyi i piersi. Zrobiła się wilgotna i zanim się zapomną w tym miłosnym uniesieniu postanowiła szybko wciągnąć zabezpieczenie. Sięgnęła do szafki i wyciągnęła prezerwatywy, które sama kupiła. Wyciągnęła gumę z opakowania i naciągnęła ją na penisa Dominika za pomocą swoich ust. Wydawało jej się to trudniejsze, ale okazało się bardzo łatwe. Wyglądało na to, że zrobiła to dobrze. Objęła nogami jego lędźwie nakierowała dłonią członek i dosiadła go. Opadła twarzą na klatkę piersiową Dominika

    – brakowało mi tego – powiedziała

    – od wczoraj? – zapytał Dominik

    Aura zaczęła poruszać tyłkiem rytmicznie.

    – po prostu lubię seks. Wybudzacie taką część mnie, której sama się boję. Jak już zaczęłam to ciężko mi to rzucić. Jak pojedziesz to będzie mi Ciebie brakowało. Ale chcę, żebyś pojechał. To Ci dobrze zrobi. Będę czekać

    Cycki Aurelii falowały przed oczami Dominika. Ujeżdżała go bardzo przyjemnie i seksownie.

    – zwolnij trochę, bo długo tak nie wytrzymam.

    – jest ci dobrze?

    – bardzo dobrze

    Aura jeszcze bardziej zwiększyła tempo. Zaczęła dyszeć do ucha Dominika i przyjemnie pojękując

    – specjalnie to robisz? – zapytał, ale nie usłyszał odpowiedzi. Aurelia poczuła jak jego penis zaczyna pulsować i wyrzucać z siebie porcje nasienia. Opadła na niego zadowolona. Nie potrzebowała orgazmu, żeby mieć satysfakcję z seksu. Zresztą nie często go miała. Zdarzało się, kiedy chłopaki naprawdę dawali jej wycisk przez dłuższy czas. Po jakimś czasie odpowiedniej stymulacji orgazm po prostu przychodził.

    Chwilę później członek Dominika zaczynał się robić miękki i po którymś skurczu pochwy wypadł na zewnątrz. Aurelia mogła go pobudzić na nowo, ale chyba nie mieli już na to ochoty. Przypomniała sobie co powiedział do niej Bartek i poczuła dreszcze.

    Może uda się jej zaliczyć drugą rundę dzisiejszego wieczoru?

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Elba
  • Edukacja z ciocia 29.

    Edukacja z ciocią 29.  
    Ocknąłem się prawie jednocześnie z Krystyną. Bogusia wtulona we mnie spokojnie spała. Krystyna pociągnęła mnie za rękę kładąc palec na ustach, bym był cicho.

    -“Daj jej pospać” szepnęła “niech odpocznie. Chodź.”

    Poszliśmy pod prysznic.

    -“Marek, dziękuję ci…widzisz jaka ona delikatna, jest taka wrażliwa po tych przeżyciach w swym życiu…byłeś świetny” rozmawialiśmy myjąc się wzajemnie.

    -“Potrzebowała tego…trochę troski, ciepła i spokoju. Niech się prześpi i przetrawi mantalnie to co się stało. Już prawie 6-sta, pomożesz mi z kolacją.”

    -“Jasne Krysiu!”

    -“Jezuuuu!” teraz poczuła mój naprężony penis wpijający się między jej pośladki.

    -“O matko narwańcu!”

    Oparła się rękami o ścianę, rozszerzając nogi.

    -“No chodź już! Szybko! Zacipciaj sobie!”

    -“Przepraszam ciociu…” zacząłem.

    -“Przestań głuptasie…dawaj!”

    Wypięła się jeszcze bardziej biodrami i rozszerzyła nogi mocniej. Rozstaw jej półdupków był fantastycznie zachęcający do wejścia w jej rozchyloną szparkę. Jednym lekkim pchnięciem moim nabrzmiałym kutasem wszedłem w ciotkę. Jęknęła cichutko, z rozkoszą i przyzwoleniem. Ruchałem szybko i mocno. Po chwili doszedłem potężną salwą spermy w jej Misię. Jęczała, gdy napełniałem jej szparkę.

    -“Już?…Dobrze, kochanie?”

    -“Tak Krysiu! Co za ulga!”

    -“Wiem, wariacie!” uśmiechnęła się i pocałowała mnie.

    Powoli dokończyliśmy mycie. Zeszliśmy do kuchni, pomogłem cioci przygotować kolację. Jedliśmy rozmawiając, gdy gdzieś po godzinie zeszła do nas Bogusia…odświeżona po prysznicu, owinięta tylko ręcznikiem.

    -“Przepraszam was” uśmiechnęła się “ale przysnęłam. Trochę mi głupio. Mało pożytku ze mnie co Mareczku?” przyglądała nam się trochę ze smutkiem w oczach.

    Krystyna szybko podeszła, objęła ją i pocałowała.

    -“Przestań głuptasie! Byłaś świetna! Prawda Mareczku?!”

    -“O tak! Było cudownie!” odparłem szybko.

    -“Nie spodziewałam się kochani takich emocji, chyba mnie to trochę przerosło…Może powinnam już raczej…?”

    Krystyna weszła jej w słowo.

    -“Mowy nie ma! Zostajesz na noc! Usiądź skarbie! Zjedz coś!”

    Spojrzała na mnie.

    -“Długa noc przed nami” powiedziała spokojnie, przyciszonym głosem.

    -“Obiecałam ci…wam…nooooo mała, spoko!”

    Bogusia zaczęła przygotowywać sobie posiłek.

    -“Ale przyjemnie było?” Krystyna cicho kontynuowała.

    -“Jezuuuuu! Krysiu! Nie wiem, co powiedzieć!”

    -“Chyba Marek był delikatny?”

    -“O bożeeeee, był cudowny!”

    Krystyna spojrzała na mnie, zrozumiałem natychmiast. Podszedłem szybko do Bogusi od tyłu, objąłem jej piękne piersi i delikatnie masując szepnąłem:

    -“Zostaniesz, prawda kochanie?” całując ją w szyję.

    Uśmiechnęła się.

    -“Matkooooo! Jesteście cudowni!”

    -“Dobrze, że przespałaś się trochę, bo na twoim miejscu nie liczyłabym za bardzo na sen tej nocy” roześmiała się Krysia.

    -“Zresztą…nic już nie mówię” uśmiechała się rozbawiona.

    -“Wiem…słyszałam od Doroty.” przyglądała mi się trochę chyba z niedowierzaniem. Marek ty naprawdę możesz rżnąć całą noc, czy ona żartowała?

    -“Sama zobaczysz” parsknęła ciotka.

    -“No jedz, jedz, bo młody już nie może się doczekać twojej cipki” roześmiała się znowu Krystyna i wreszcie Bogusia rozluźniła się.

    -“No tak, rzeczywiście, już widzę namiocik pod ręcznikiem.”

    -“Noooo to kończmy i…do łóżka” Krystyna zakończyła dyskusję.

    Szybko ogarnęliśmy kuchnię i poszliśmy do sypialni.

    -“Marek!” ciotka szybko spytała “To jak nas chcesz teraz?”

    -“To może” odparłem szybko “69 z Bogusią i razem zrobicie mi loda, na dwa języczki.”

    Krystyna spojrzała na Bogusię pytająco.

    -“Widzisz jak się g?wniarz rozzuchwalił!”

    -“Tak kochanie chętnie! A wogóle to świetnie liżesz! Nie spodziewałam się!” przytaknęła ciszej.

    Szybko ułożyła się na mnie, cipką na mojej twarzy. Miała zgrabny, cudowny rozstaw między udami. Przyglądałem się z rozkoszą, gdy opuściła dupcię do moich ust, zacząłem ją delikatnie lizać i ssać. Krystyna zajęła pozycję między moimi udami i zaczęły mi obie lizać i ssać kutasa. Bogusia po pierwszych pociągnięciach mojego języka rozluźniła się. Zaczęliśmy sobie sprawiać przyjemność. Ssały i lizały cudownie.

    -“Marek! Jezuuuu, cudownie liżesz!”

    Rozkoszowałem się jej słodką i pachnącą cipką. One też ssały kutasa niesamowicie, powoli, delikatnie, z wyczuciem. Bogusia zaczęła po chwili dochodzić. Jej ciało naprężyło się i mocniej docisnęła się szparką do mojej twarzy. Lizałem szybciej i szybciej…aż wreszcie doszła na mokro. Wystrzeliła strumień soczk?w.

    -“Aaaaaahhhhhh”

    Zaczęła jęczeć, całe jej ciało pulsowało i drżało w spazmach. Szczytowała pięknie.

    -“Jejku Mareczkuuuuu!”

    Lizałem nadal jej cudowną muszelkę, gdy sam zacząłem dochodzić. Bogusia zajęta własnym orgazmem chyba nawet nie zorientowała się, że właśnie nadciąga moja kulminacja. Za to Krystyna zaznajomiona już z moimi reakcjami, cudownie spuściła mnie głęboko w gardło. Teraz dopiero Bogusia zorientowała się i spojrzała na ciotkę. Ta szybko wysunęła mojego wciąż tryskającego nasieniem penisa.

    -“Chcesz trochę?!” spytała szybko i złapawszy Bogusię za głowę, szybkim ruchem pchnęła kutasa w jej usta.

    -“Dokończ go mała!”

    Trysnąlem dwie ostatnie salwy spermy Bogusi w usta.

    -“Yyhhhmmm” jęknęła tylko i połknęła resztę spustu.

    Dziewczyny zaczęły zlizywać resztki białej mazi ze swoich twarzy, oblizywały nawzajem swoje wargi, by po chwili zacząć całować się. Delikatnie między pieszczotami ponownie postawiły mi języczkami mojego członka w stan gotowości.

    -“To co kochanie? Ujeździsz trochę małolata?” Krystyna spytała pieszczotliwie Bogusię.

    Ta spojrzała na mnie.

    -“Chcesz kochanie?”

    -“O tak, chcę cię oglądać…twoje piękne ciało!”

    -“Marek! przestań! zawstydzasz mnie…” szepnęła cicho.

    Ale przekręciła się powoli i weszła na mnie, dosiadem delikatnie nabiła się na mój nabrzmiały i wyprężony penis, ręce położyła na moich piersiach. Nie było już mowy o wielkości kutasa. Płynnie wszedł w jej rozepchaną już lekko cipkę. Nawet nie pisnęła, gdy siadła do samego dna.

    -“Tak dobrze?”

    -“Tak” szepnąłem, obejmując jednocześnie rękami jej naprężoną dupcię, gotową do pracy na swym ogierze.

    Krystyna podciągnęła się wyżej na poduszkach, do wpół siedzącej pozycji. Teraz obejmowała mnie za głowę i pieściła. Rozłożyła uda, przekładając jedną nogę przez moją klatę. Spojrzała na Bogusię.

    -“Wyliż mnie teraz, moja mała” szepnęła.

    Bogusia sprawnie przycisnęła się piersiami do mnie, już zaczęła mnie delikatnie jechać, pracując swymi cudownymi biodrami, a ja dopychając jej pupcię do mojego łona, gdy Krystyna złapała ją ręką za jej kucyk i docisnęła jej twarz do swojej cipki.

    -“Liż kochanie…wyliż moją Misię.”

    -“Yhhmmm” mruknęła tylko i jej cieplutki języczek zacząl z ogromną wprawą zaspokajać muszelkę szefowej.

    Nie po raz pierwszy zorientowałem się, że dziewczyny muszą regularnie spotykać się i praktykować zabawy w łóżku. Byliśmy świetnie teraz zespoleni w tym rozkosznym trójkącie. Bogusia jechała mnie bardzo powoli, delikatnie, liżąc jednocześnie Krystyny cipkę. Nagle inna myśl mnie olśniła.

    -“Krysiu” szepnąłem “możesz się trochę odchylić na bok i unieść udo lekko poza moją głową?” ciotka spojrzała na mnie…”tak żebym mógł razem z Bogusią cię lizać.”

    Obie spojrzały na mnie, potem po sobie.

    -”No widzisz…” Krystyna roześmiała się…”jakie gówniarz ma pomysły.”

    Bogusi spodobało się, przytaknęła śmiejąc się z aprobatą.

    -”Jasne kochanie, świetna myśl!”

    Ciotka poprawiła ułożenie swojego ciała tak, bym nie musiał za bardzo wykręcać w bok szyi, okroczyła właściwie moją głowę swym kroczem.

    -”Teraz lepiej co?”

    -”O tak…idealnie!” przytaknęliśmy.

    Teraz i ja, i Bogusia mieliśmy świetny dostęp do jej muszelki.

    -”No to teraz zróbcie mnie na dwa języczki” westchnęła Krystyna.

    Lizaliśmy razem ciocię, chwilami całując się także. Bogusia rozkoszowała się spokojnymi dosiadami mojego członka. Zaczęła wzdychać i głębiej oddychać. Dochodziła początkowo spokojnie, potem coraz gwałtowniej.

    -“O matko! Mareeeeek!” jęknęła.

    -“Dochodzęęęę! Juuuuuż! O jezuuuuu! kochanyyyy!” jęczała już nieprzerwanie.

    Orgazmowała dosyć gwałtownie, strzałem na mokro.

    -“Marek! O bożeeeee!”

    Gdy ona rozkoszowała się swoim orgazmem, poczułem jednocześnie, jak uda Krystyny mocniej zaciskają się wokół mojej głowy. Ona też dochodziła, spokojnie, delikatnie, po cichu, jak zawsze. Też trysnęła na mokro, jęcząc cichutko.

    -“Jezuuuu Marek!”

    Wystrzeliła 4 fontanny soczków, po 5-ej zwolniła. Bogusia nadal orgazmowała, gdy wreszcie sam poczułem, że nie wytrzymam już dłużej. Wystrzeliłem świeżą dawkę nasienia w Bogusi łono. Poczuła…spojrzała mi szybko w twarz i skinieniem zaaprobowała mój orgazm wewnątrz swojej cipki. Pocałowała mnie szybko i głęboko, potwierdzając przyjęcie całego ładunku w cipkę. Krystyna oczywiście też zauważyła…szepnęła do Bogusi:

    -“Nie schodź! Jedź go jeszcze!”

    -“Krysiu…?! Coś ty?”

    -“Ciiiiiiii mała…zaraz mu stanie…użyjcie sobie!”

    Przyciągnęła ją bliżej swego łona.

    -“Wyliż mnie jeszcze mała…” spojrzała na mnie…”ma cudowny języczek i świetnie liże…mówiłam ci…taka cieplutka, milutka pieszczocha…” uśmiechała się.

    -“Dobrze wam kochani?”

    -“Jejku jest fantastycznie!” sapnęła Bogusia.

    -”Mareeeeek?!” spojrzała na mnie, gdy poczuła znowu mój penis rozszerzający jej szparkę…roześmiałem się.

    -”Tak cioteczko, już gotowy do jazdy!”

    -“O matko! Nie wierzę!”

    -“Jedź go mała!” szepnęła Krystyna.

    Znowu zaczęła się powolna jazda ku rozkoszy. Bogusia teraz już napawała się każdą sekundą, każdym dosiadem, każdym pchnięciem.

    -“Mareeeek! Jak mi dobrzeeee w cipceeee! Jeszczeeeee…chcę jeszczeeeee” jęczała liżąc jednocześnie Krystyny szparkę.

    Przyglądałem się obudwu moim dziewczynom. Co za widok, co za uczucie być ujeżdżanym! Dwie piękne, dorodne samice, zaspokajane i zaspokajające swego kochanka, serwujące w najczystszej postaci seks swemu młodemu samcowi. Teraz Krysia dochodziła, Bogusia lizała i ssała jej szparkę, delikatnie pieszcząc palcami jej wargi i okolice…zasysała łechtaczkę Krystyny ustami, trzymała chwilę w buzi, powoli pieszcząc sprawnymi ruchami języka. Krystyna spojrzała na mnie.

    -“Widzisz…jest świetna!” uśmiechała się z rozkoszy i zadowolenia.

    -“Krysiu…proszę…” szepnęła błagalnie Bogusia…”przestań, bo czerwienię się przy Marku.”

    Krysia szepnęła do mnie:

    -“Mówłam ci, jaka jest skromna…jest cudowna!”

    -”Krysiu…proszę…” powtórzyła Bogusia cichutko.

    -”No już…dobrze mała!” roześmiała się.

    Bogusia nagle wyprężyła się, czując zbliżający się orgazm, gdy Krysia doszła i wystrzeliła na mokro.

    -”O taaaak kochanie! Moja ty śliczna!”

    Teraz i Bogusia szczytowała, tym razem spokojniej…wystrzeliła 3-krotnie na mokro, daleko na moje piersi, po czym wtuliła się mocno we mnie.

    -”Mareczkuuuuu! Bożeeeee!”

    Poczułem zbliżający się wytrysk i mocniej zacząłem rękami dociskać jej napiętą dupcię, dobijając ją głębiej do mojego szczytującego kutasa.

    -”Aaaaaaahhhhhhh!” jęknąłem, wlewając potężny spust spermy do jej wnętrza.

    Krystyna już zaspokojona, szybko zmieniła pozycję tak, że nasze twarze były teraz razem. Całowaliśmy i lizaliśmy się po ustach, policzkach, oczach. Spełnienie było niesamowicie żarliwe i gorące. Cioteczki leżały teraz po moich obu stronach i pieściły swego mężczyznę. Krystyna wzięła Bogusię za rękę i pociągnęła, razem objęły mojego rozprężonego członka.

    -“Krysiu…?! On dopiero co…”

    Bogusia lekko zdezorientowana, spojrzała na ciotkę.

    -“No co?! Jeszcze musi cię dobrze zerżnąć przed snem!”

    -“No tak…teraz wreszcie rozumiem! Już nie spytam, czy da radę…” spojrzała na mojego naprężającego się członka, śmiejąc się.

    -“Jesteś niesamowity! To ile razy chcesz mnie jeszcze mieć?” spytała cicho z uśmiechem.

    -“Nooo, nie wiem ciociu…będę się starał…zobaczymy.”

    Obie parsknęły śmiechem.

    -“No tak! Niepotrzebnie spytałam! Będzie się starał…hmmm…znam z opowiadań! Podobno Doroty mało nie zaruchałeś?!” dopytywała się.

    Krystyna śmiała się.

    -“Bo wiesz…Marek to bardzo utalentowany chłopiec. Cieszę się kochanie, że się zgodziłaś…nie byłam pewna, tak jak i z Dorotą…czy zechcecie. Nie żałujesz, że kochasz się z takim małolatem?” spytała szeptem już Bogusię.

    -“Sama nie wiem…na pewno nowe doświadczenie, ale…nie…nie żałuję! jest fantastycznie!”

    -“A jeszcze cała noc przed nami!” Krystyna uśmiechała się.

    -“Nooo młody już gotowy…gotowa jesteś na mały maratonik?”

    Bez zbędnych ceregieli przekręciłem się i wszedłem na Bogusię. Rozszerzyła automatycznie uda, by przyjąć swego kochanka. Jednym delikatnym pchnięciem zagłębiłem się w jej dziurce. Była gorąca, mokra i spragniona. Momentalnie okroczyła mnie nogami i wtuliła mocno, łapiąc moje pośladki rękami i dociskając mnie mocno do swego łona.

    -“Tak kochanie!” szepnęła “chcę tego!”

    Wszedłem mocniej…jęknęła cichutko…potem jeszcze raz, nieco głębiej…westchnęła tylko. Zacząłem powoli, rozpychając ją lekko na boki. Jej cipka była tak rozkoszna, że dość szybko doszedłem. Krystyna pieszcząc Bogusię, uśmiechnęła się.

    -“Widzisz, jak szybko doszedł…” pompowałem strumień spermy w jej rozkoszną szparkę…”pasuje mu twoja cipeczka, śliczna moja” całowała ją.

    -“Krysiu, proszę…”

    -“Wiem, wiem głuptasie…przestań się wstydzić kochanie. Zasługujesz na coś miłego. Chcę ci dać miłe wspomnienie malutka.”

    -“Och Krysiu…kochani jesteście!”

    Nie wyszedłem…dalej lekko posuwałem jej cipkę. Ponownie poczułem nabrzmiewającego kutasa. Wziąłem Bogusię mocno pod dupcię i zacząłem mocniej wbijać się w jej dziurkę. Zaczęła jęczeć.

    -“Teraz cię mam cioteczko, tak głęboko!”

    -“Tak kochanie! Wejdź do końca…proszę…chcę cię wziąć całego…chcę ci dać rozkosz…tak jak lubisz.”

    -“Cudowna jesteś!”

    Krystyna całowała i pieściła jej piersi.

    -“Marek” mrugnęła na mnie “zaspokój ją teraz…no wiesz…” puściła oczko.

    Zacząłem Bogusię mocniej jechać. Wtuliła się i mocniej zacisnęła uda…dochodziła…jeden, drugi, trzeci spazm ciała oznajmił szczytowanie. Wreszcie westchnęła głośniej i wystrzeliła na mokro.

    -“O matkooooo Marek! Ty gówniarzuuuuu!” krzyknęła.

    -“Jak mi dobrze pod tobą!” szepnęła “Jezuuuuuu!”

    Poczułem nadciągający wytrysk. Bez słowa dobiłem po prostu do dna jej macicy i eksplodowałem w jej wnętrzu. Poczuła gorące nasienie zalewające jej dziurkę.

    -“Jezuuuu Marek!” przyglądała mi się wielkimi oczami.

    -“Znowuuuuu?!”

    -“Tak kochanie! jesteś cudowna!”

    -“Przestań głuptasie! Jestem twoja…możesz zrobić, co zechcesz!”

    -“Wiem cioteczko, ale…jesteś cudowna!”

    -“O boże, kochany! dobrze ci daję cipki?” szepnęła.

    -“Fantastycznie!”

    Znowu zacząłem ją delikatnie ruchać.

    -“Mogę od tyłu Bogusiu?” pocałowała mnie, potem Krysię, szepcząc:

    -“Możesz wszystko kochanie!”

    Szybko przekręciłem ją na brzuch. Krystyna rozkazała:

    -“Rozłóż mu tę piękną dupcię, daj mu teraz dobrze podymać.”

    Rozstawiła uda i mogłem podziwiać jej cudowny rozstaw bioder z tymi naprężonymi, zgrabnymi półdupkami.

    -“Masz idealne kształty!” jęknąłem.

    -“O jezuuuu przestań…proszę” szeptała cicho.

    -“Masz świetne ciało, kochanie!”

    -“O matko, Marek…”

    Wszedłem między jej uniesione półdupki, nie musiałem właściwie nic robić. Moja nabrzmiała i twarda pała sama znalazła drogę do jej szparki. Krystyna delikatnie przytrzymała jej dupcię, rozchylając półdupki, bym mógł wejść w tę piękną kobietę. Pchnąłem lekko, by za drugim razem wejść całą długością penisa w jej wnętrze. Jęknęła cichutko.

    -“Bardzo duży jesteś kochany! wypełniasz całą cipkę! Bożeeee!”

    -“Mogę mocniej, cioteczko?”

    Jednocześnie Krystyna kiwnęła głową.

    -“Zerżnij ją teraz! Mocno! Głęboko! Pokaż jej co potrafisz!”

    Zacząłem ją jechać…początkowo spokojnie, długimi, głębokimi pchnięciami bioder. Jęczała cichutko.

    -“Matko kochanieeee…jak cudownieeee!”

    -“Dobrze młody wchodzi?” spytała szeptem Krystyna.

    -“Jezuuuuu Krysiuuuuu! Jest niesamowity! Bożeeee jak dobrzeeee!”

    Nagle doszła…bez ostrzeżenia.

    -“O matkoooo! Aaaaaahhhhhh!”

    Zaczęła szczytować, zaczęła wić się pode mną, jej biodra wpadły w niesamowity taniec. Krystyna całowała mnie szepcząc:

    -“Nie przerywaj…jeszcze…dasz radę przystopować?…no wiesz…”

    -“Myślę, że tak Krysiu” wyszeptałem…

    -“Zrób jej…proszę kochany…”

    -“Tak ciociu…” znowu wystękałem…”jest taka cudowna!”

    -“Wiem, kochanie…” wpatrywała mi się intensywnie…” proszę kochanie…”

    Poczułem, że dochodzę. Bogusia teraz już cały czas orgazmowała.

    -“Wyjmij i trzymaj!” szeptała ciotka. “Wytrzymaj kochanie!”

    Wyskoczyłem z cipki, z trudem wytrzymując nadchodzący orgazm…uufff przeszło…

    -“świetnie! kochany jesteś!” dopingowała mnie Krysia.

    Wszedłem w Bogusię ponownie…znowu powoli ruchałem. Bogusia cichutko jęczała…po chwili usłyszałem jej szlochanie.

    -“Bożeeee jak dobrzeeee!” jęczała.

    Znowu dochodziłem. Spojrzałem na Krystynę.

    -“Jeszcze raz ciociu!” jęknąlem i wyrwałem szybko kutasa z muszelki Bogusi.

    Zastygłem w bezruchu! Trwało to chyba nieskończoność, ale udało się…Bogusia wyła z rozkoszy…cichutko przez łzy.

    -“Jezuuuuu Mareczkuuuuu!”

    Teraz już musiałem się spełnić w tej cudownej kobiecie. Wbiłem się calym członkiem mocno w jej wnętrze. Jęknęła tylko cicho. Teraz była moja! Zacząlem rżnąć mocno i energicznie. Cudowna kobieta przyjmowała ulegle cały mój narząd. Jechałem jeszcze dobrą chwilę, aż jej ciało wpadło w falę spazmów. Szczytowała znowu, albo cały czas…straciłem kontrolę nad orgazmem Bogusi, skupiony na powstrzymywaniu swojego. Krystyna ułożyła się bliżej Bogusi…dziewczyny całowały się i pieściły szepcząc.

    -“Dobrze ci…co malutka…jezuuuu Krysiu…dobrze już w cipce…o matko…jaka rozkosz…dalej kochanie…jeszcze troszkę…zaspokój się skarbie…”

    Wreszcie doszedłem. Dobiłem do dna jej macicy, poczułem ból w naprężonym do niemożliwości kutasie. Lałem gwałtownymi strzyknięciami strumień za strumieniem, wtłaczając mą młodzieńczą spermę w tę niespełnioną, gorącą i spragnioną, prześliczną kobietę…moją zdobycz, moją dojrzałą samicę, moją cudowną kochankę. Posuwałem ją jeszcze chwilę wytracając prędkość. Krystyna spojrzała na mnie z pytaniem w oczach.

    -“Dasz radę jeszcze raz?”

    Penis nadal był nabrzmiały, ale prawie straciłem w nim czucie. Bogusia nadal była w pozycji na pieska, Krystyna pieściła i całowała ją. Było mi tak rozkosznie i błogo że…rany! Sam nie mogłem uwierzyć. Nadal chciało mi się ruchać! Kutas znowu zaczął sztywnieć…a może wgóle nie opadł…sam już nie wiem! Spojrzałem na Krysię i uśmiechnąlem się figlarnie. Zrozumiała.

    -“Kochany jesteś!” szepnęła szybko.

    Wyszedłem z cipki pełnej mojej spermy, przekręciłem Bogusię na plecy. Krysia pomogła mi lepej ułożyć ją do dymania.

    -“Poczekaj Marek! Unieś się mała…” i wepchnęła jej dwie poduszki pod talię i dupcię…

    -“Jezuuuu Krysiu?!” jęknęła Bogusia.

    -“Wiem, co robię!” szepnęła Krystyna.

    Zanim skojarzyła, byłem już między jej udami ze sterczącym i nabrzmiałym kutasem.

    -“Ciiiii malutka…teraz ci młody ruchacz dogodzi…teraz poczujesz się kobietą skarbie.”

    -“O matko Krysiu?! Marek! Chcesz jeszcze cipki?!” wystękała niemal z przerażeniem w oczach.

    -“Tak ciociu! Pragnę cię!”

    -“O jezuuuu! Poważnie?!”

    -“Nie czujesz?” uśmiechnąlem się, wchodząc jednym rzutem bioder w jej muszelkę.

    -“Bożeeeee! Jeszcze możesz?!”

    Krystyna tylko uśmiechnęła się.

    -“Nooo mała, przyjmij pozycję do porządnego rżnięcia, nóżki w górę…wiesz jak lubi…jesteś dobrze wypięta w tali. Teraz weźmiesz go głęboko…bardzo głęboko…teraz ci gówniarz dogodzi…”

    Okroczyła mnie posłusznie nogami i wtuliła mocno we mnie, dociskając mój tyłek do swego łona.

    -“Tak? Tak chcesz mnie? Dobrze kochany?”

    -“Tak! Dokładnie tak! Daj mi tę swoją cudowną cipciunię! Jesteś prześliczna, cudowna, wspaniała!” mamrotałem.

    -“Przestań…proszę cię…” szeptała.

    Łzy już wyschły na jej policzkach.

    -“Jedziesz Marek!” szeptała Krysia.

    -“Mocno! Głęboko! Do samego dna!”

    Zacząłem ujeżdżać Bogusię z pasją, pożądaniem, pragnieniem i nieokiełznaną siłą zaspokojenia tej fantastycznej kochanki. Zaczęła jęczeć cichutko, gdy penetrowałem jej dziurkę do samego dna. Zassała mnie pragnieniem rozkoszy, głęboko do swego gorącego wnętrza.

    -“Jesteś tak cudowne duży” szepnęła.

    Pocałowała mnie, długo i namętnie.

    -“Zrób ze mną, co tylko zechcesz…chcę tego…”

    Poruszałem się początkowo powoli, ale rozkosz jej wnętrza nie pozwalała na zbyt długie manewry. Sama zresztą też zaczęła dochodzić. Szybko i energicznie poruszając biodrami, szczytowała na mokro. Przyspieszyłem i już bez litości rżnąłem jej spragnioną cipciunię. Wtulona mocno we mnie, pieszczona, całowana i lizana przez Krystynę, wbiła swe długie paznokcie najpierw w moje półdupki, by potem rysować miłosne wzory uniesienia i rozkoszy na mych plecach.

    W końcu umilkła i przymknęła oczy…zaczęła głośno płakać, gdy z rozkoszą spełnienia doszedłem w niej falą uniesienia i świeżej spermy. Tak zespoleni leżeliśmy chwilę, chlonąc ten moment zaspokojenia i uwielbienia. Zsunąłem się w końcu z jej krocza, zmęczony, wyczepany, zaspokojony i niesamowicie usatysfakcjonowany, iż mogłem dać tej pięknej kobiecie tyle nieoczekiwanej satysfakcji. Krystyna całowała i tuliła Bogusię do swojej twarzy, szeptała jej cały czas coś do ucha, ale nie byłem w stanie usłyszeć.

    W końcu Bogusia otworzyła oczy pełne ogromnych łez…

    -“Marek…jeszcze nigdy…” głos jej się załamał…po czym szepnęła ledwie dosłyszalnie:

    -“Kocham cię…Kocham cię ty gówniarzu!”

    Krystyna umiechnęła się.

    -“My też cię kochamy skarbie.”

    -“O tak!” dodałem.

    -“Jesteś niesamowita!”

    -“To akurat to chyba wasza zasługa, kochani jesteście.”

    -“No już ciiii malutka, odpocznij. Prześpijmy się trochę.”

    Wtuleni w siebie, pieściliśmy się jeszcze chwilę, by rozkosznie zmęczeni i zrelaksowani zasnąć po chwili.

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Mi Riam

    Proszę o sensowne komentarze i konstruktywną krytykę… a nie trollowanie.

    Nie podoba się – nie czytaj!

    Jest tyle innych kategorii, że każdy znajdzie coś dla siebie. 

    Pozdrawiam tych, którym się podoba.

  • Nie-zwykla Rodzina cz 146. – W akademiku

    Czas na studiach był lepszy, niż się spodziewałam. Poza nauką najlepsze było życie studenta. Razem z Alanem trafiliśmy do tego samego akademika. Udało nam się też dostać do jednego pokoju, więc Alan był moim współlokatorem. Jedynym współlokatorem. Ucieszyłem się z tego, ponieważ będąc sami nie musieliśmy się niczym krępować. Mogliśmy się dotykać w różnych miejscach, całować, a także bzykać, gdzie popadnie. Pokój w akademiku był naszym miejscem, ponieważ wszędzie poza uczelnią, każdy wiedział, że jesteśmy rodzeństwem. Musieliśmy się zachowywać jak rodzeństwo. Nie chcieliśmy ryzykować tym, że będą nas zaraz wytykać palcami oraz wyrzucą z uniwersytetu. Pamiętam jeden taki dzień, w którym byliśmy tylko w pokoju.Obudziłam się czując, jak kutas brata na mnie napiera. Między nami nic się nie zmieniło. Mieliśmy dwa łóżka w akademiku, jednak spaliśmy tylko w jednym. Razem, blisko siebie, będąc całkiem nago. Często przed snem zabawialiśmy się ze sobą. Jednak dzisiejszy dzień był ciekawy. Więc gdy tylko poczułam kutasa Alana, zapragnęłam go. Widziałam, że Alan jeszcze śpi, więc zeszłam na dół. Bardzo delikatnie objęłam ustami jego fiuta. Ssałam jego główkę, pieszcząc ręką jądra. Poruszałam się coraz szybciej. Czułam jak kutas mojego brata robi się twardszy. Smakował obłędnie. Najpierw lizałam czubek, a potem po całym trzonie do końca. Wzięłam do ust jedno jądro i delikatnie je ssałam. Po czym zabrałam się za lizanie i całowanie jego kutasa. Wtedy mój brat obudził się i uśmiechnął do mnie.

    – Dzień dobry siostrzyczko. Lubię te twoje pobudki.

    – Chciałam zrobić niespodziankę.

    – Udało ci się. Muszę się zrekompensować, kochanie. – powiedział. Spodobało mi się jego określenie.

    Odkąd chodzimy ze sobą jak para jest coraz lepiej. Nie pozbyliśmy się przez naszych nawyków. Dalej robimy to, z kim chcemy, ale teraz między nami jest, tak jakby romantycznie. Alan przekręcił mnie na plecy i położył na łóżku. Zszedł niżej do mojej cipki. Lewą ręką dotknął mojej waginy. Zaczął środkowym palcem dotykać moją łechtaczkę. Zatracałam się w tej przyjemności. Włożył mi dwa palce do cipki. Za każdym razem wchodził do końca i robił to teraz szybko i mocno. Już zaczęłam wić się z rozkoszy. Czułam, że zaraz orgazm mnie dopadnie. Czułam, jak moje soki zaczynają wypływać mi z cipki. Alan coraz sprawniej poruszał we mnie palcami.

    – Oooooggghh… hhhhmmm… – jęczałam cicho.

    Po chwili wyjął palce, chwycił moje nogi, rozchyli je i lizał moją mokrą cipkę. Czułam, jak wwierca się we mnie swoim językiem. Wygięłam się w pół. Jęczałam, a on nie przestawał pieścić swoim językiem. Smakował mnie całą. Ogarnęło mnie coś wspaniałego. Alan podniósł się i przeszedł wyżej całując się ze mną. Smakował moimi soczkami.

    – Mmm… jesteś słodka.

    Zobaczyłam jak jego kutas znów rośnie.

    – Widać masz ochotę na więcej, kochanie.

    – Oj tak. Ciebie mi nigdy dość.

    – Mam pomysł. Zostańmy dziś w pokoju. Bądźmy dziś tylko my.

    – A wykłady?

    – Jak jeden dzień nas nie będzie nic się nie stanie. Co ty na to? – widziałam, jak Alan się uśmiecha.

    – Hmmm… podoba mi się to. Dobra.

    Zaraz potem zszedł niżej całując mnie po piersiach. Ssał mi brodawki, językiem, zataczając kółka. Chwyciłam dłonią jego penisa i naprowadziłam go na cipkę. Alan w końcu pchnął go. Zajęczałam cicho, a ten zaczął mnie ruchać. Poczułam go całego w sobie. On z uśmiechem zaczął się we mnie poruszać. Wchodził tak szybko, że ledwo to znosiłam. Byłam cała mokra. Potem wziął mnie za nogi i przyłożył je blisko mojej głowy. Miał lepszy dostęp do mojej cipki. Teraz zaczął poruszać się jeszcze szybciej i wysuwał prawie całego fiuta, po czym z impetem go wsuwał. Robił tak cały czas. Rękami trzymał moje nogi. Dawał mi tyle rozkoszy. Po jakimś czasie wyszedł ze mnie i kazał się przewrócić na brzuch. Mój brat nieco rozchylił mi pośladki i włożył kutasa z powrotem w moją cipę. Alan napierał we mnie, dociskając mnie do łóżka.

    – Ooooooooggghh…

    Pierdolił mnie bez litości. Czułam niesamowitą rozkosz. Słyszałam jak odbija się od mojej dupy. Jego fiut dobijał do samego końca. Przyśpieszał ruchy, a ja ledwo wytrzymywałam. Cóż to było. Jęczałam cały czas głośno. Poczułam jak zaraz eksploduję. Miałam tak silny orgazm, że trzęsłam się cała. Alan nie przestawał mnie rżnąć. Chwilę później przytulił się do pleców i poruszał mną w szybkim tempie.

    – Oooogghhhh…

    Chwilę później poczułam fale nasienia rozchodzącą się w środku mnie. Zaraz potem wyszedł z cipki i usiadł po drugiej stronie łóżka. Ja ledwo przekręciłam się na plecy. Uśmiechnęłam się do brata. Ten przysunął się obok mnie i objął mnie ręką. Byliśmy cali spoceni. Byłam wtulona w Alana.

    – Dobra. Możemy wstawać na śniadanie. Zobacz, jest przed jedenastą. – powiedział Alan, pokazując mi godzinę w telefonie. Faktycznie. Wstaliśmy o siódmej. Więc on tyle czasu mnie ruchał.

    – Och… jeszcze pięć minut. – powiedziałam i położyłam głowę na jego pierś.

    – Idę pod prysznic. Możesz chwilkę poleżeć i zaraz robię coś do jedzenia.

    Nie wiem, kiedy odpłynęłam. Obudził mnie przyjemny zapach. Wstałam i poszłam do kuchni. Tam Alan stał przy kuchence i mieszał drewnianą łyżką w garnkach. Stał dalej nagi. Spojrzałam na niego i zaraz uśmiechnęłam się. Zwróciłam uwagę, że jego kutas dalej mu stoi. Zaraz zrobiłam kilka kroków i kucnęłam przed nim. Objęłam zaraz ustami jego fiuta.

    – Kochanie, może najpierw coś zjemy. – zapytał Alan. Widziałam jednak po nim, że nie chciał, abym przerywała.

    – Ach no dobrze. – powiedziałam z rezygnacją.

    W końcu, jednak razem zjedliśmy śniadanie. Dalej byliśmy nadzy. Postanowiliśmy się nie krępować. Alan jako pierwszy zjadł, poszedł i odniósł talerz do zmywarki. Ja zaraz po nim zjadłam i również to zrobiłam.

    – Idę pod prysznic. – powiedziałam, po czym udałam się do łazienki.

    Weszłam do kabiny. Woda zaczęła obmywać moje ciało. Zaraz potem poczułam ręce na moich piersiach. Alan wszedł do kabiny. Poczułam jak jego kutas napiera na moje udo.

    – Dalej ci mało, braciszku?

    – Żebyś wiedziała. – powiedział, a zaraz potem odwrócił nie i wpił się w moje usta.

    Uniósł mi jedną nogę w górze, ułatwiając sobie dostęp do cipki. Znów wszedł we mnie w całości. Z czasem przyśpieszał ruchy. Jęczałam pod prysznicem, będąc porządnie rżnięta. W końcu złapał mnie za obie nogi i podniósł do góry. Trzymał mnie mocno. Jego kutas wchodził coraz szybciej i głębiej. Czułam, że jestem już blisko. Jego kutas dawał mi niezwykłej przyjemności. W końcu zadrżałam, osiągając orgazm. Doszłam, a moja cipa zaciskała się na jego dużym fiucie. Alan poruszał się nim jeszcze trochę w mojej cipce. Chwilę potem wyjął fiuta i wystrzelił mi na brzuch. Łapałam oddech.

    – Och… matko. Dobrze, że jesteśmy pod prysznicem. – mówiłam, widząc, jak jego sperma spływa mi po brzuchu.

    – Mhm…

    – Dobra, umyjmy się już lepiej.

    W końcu skończyliśmy się razem myć. Wyszliśmy spod prysznica i wytarliśmy się. Nie trzeba było długo czekać, żeby mojemu bratu ponownie stanął kutas. Przywarł do mnie i znowu mnie namiętnie całował. Ja zaśmiałam się na to i odwzajemniłam. Ma niezwykłe pokłady energii i bardzo dobrze, bo ja też mam niezwykłą ochotę się ruchać.

    – Pragnę cię, Cassie.

    – Wiem, widzę. Więc dzisiaj wyruchaj mnie naprawdę mocno. – szeptałam mu do ucha.

    Całowaliśmy się znowu, po czym brat mnie odwrócił, a ja oparłam się o drzwi. Wypięłam swój tyłek. Alan dał mi klapsa. Pisnęłam na to. Ten, nie czekając od razu włożył swojego nabrzmiałego kutasa do środka. Zaczął mnie posuwać od tyłu. Silnie złapał za mój tyłek i ostro mnie walił.

    – Oooggghh… o tak… – jęczałam z przyjemności.

    Jego fiut wchodził we mnie cały. Chciałam jednak tłumić krzyki. Nie chciałam, żeby ktoś nas usłyszał. Zaraz usłyszałam kroki oraz pukanie do drzwi. Brat szybko zasłonił mi usta ręką. Na chwilę zaprzestaliśmy czynności.

    – Hej, to ja. – usłyszałam za drzwiami głos Tylera. Chodził razem z Alanem na wykłady. Wybrał wprost idealny moment, żeby przyjść. – Wiem, że tam jesteś, Alan.

    – Cholera i co teraz? – powiedziałam szeptem do Alana.

    – Jakby co, to mnie nie ma. Możesz mu otworzyć i powiedzieć, bo się nie odczepi.

    – Żartujesz. Jestem naga.

    – Uchyl drzwi tylko.

    – Ech…

    Nie mając wyboru lekko uchyliłam drzwi, tak żeby Tyler nie zauważył, że nie mam ubrań. Wychyliłam tylko moją głowę.

    – Hej, Tyler.

    – Cassie… hej. Jest może Alan?

    – Nie widziałam go. Rano chyba gdzieś wyszedł. – poczułam wtedy z tyłu, jak Alan wchodzi fiutem do mojej cipki. Starałam się opanować, aby Tyler nic nie zauważył.

    – Na wykładach też go nie było.

    – Może wyrwał się na miasto?

    – Bez nas? Mógł dać znać. No nic, Jakby się pojawił daj znać.

    – Jasne… – mówiłam ledwo, czując, jak kutas brata wchodzi coraz głębiej.

    – Wszystko w porządku?

    – Tak… tak, w porządku. Jak przyjdzie Alan, to dam znać. – powiedziałam szybko.

    – Jasne, na razie Cassie.

    – Na razie. – powiedziałam szybko i zamknęłam drzwi. – Kurwa, co ty robisz?

    – Śmiesznie wyglądałaś, siostra. – powiedział Alan z uśmiechem.

    Wtedy przyspieszył swoje ruchy i jebał mnie już całkowicie. Ja już jęczałam. Dzisiaj to mnie przerżnie na wylot. Nie mogłam już wytrzymać, przez, co osunęłam się. Moje cycki dotykały podłogi. Mimo to nie przestawał mnie rżnąć. Tyłek miałam bardziej wypięty, a brat mocno mnie za niego trzymał i przyspieszał swoje ruchy. Rżnął mnie mocno i zawzięcie. Moje pośladki klaskały pod naporem jego uderzeń. Czułam się rozrywana.

    – Oooooohhhh…

    Potem przyspieszył do granic możliwości. Teraz to dopiero mnie rżnął. Trzymał silnie za biodra, a jego kutas penetrował moją pochwę jak najgłębiej. Ja nie mogłam się powstrzymać. Jęczałam z zadawanej rozkoszy. Po chwili Alan doszedł w mojej cipce. Czułam jak jego sperma wypełnia moją pochwę. Szybko ze mnie wyszedł, a ja ledwo co wstałam z podłogi.

    – O kurwa… – powiedziałam ledwo.

    – Widzę, że się podobało siostra.

    – I to jeszcze jak.

    Dzień nam mijał tak na wspólnym ruchaniu. Szybko zjedliśmy obiad, po czym odsunęliśmy talerze. Alan podniósł mnie za dupę i postawił na stole. Rozłożył mi nogi. Już bez słowa się rozumieliśmy. Alan szybko włożył kutasa do mojej mokrej cipki. Złapał za biodra i zaczął ostro posuwać. Jego kutas znowu penetrował moją pochwę. Ciągle mnie szybko ruchał. Jego kutas był taki mocny.

    – Oooooooogggggghh… ooo tak…

    Czułam, że za chwilę dojdę. Wtedy Alan, jakby się domyślał i przyśpieszył. Naprawdę mocno mnie pieprzył. Było słychać głośne klaśnięcia powodowane uderzaniem się naszych ciał. Nie przestawiając, coraz mocniej mnie pierdolił. Jęczałam z doznań. Alan głośno sapał. Oboje byliśmy spoceni. Uśmiechaliśmy się jednak do siebie. Alan schylił się, że mi jeszcze pocałować zrobił to z języczkiem. Nie przestawał mnie ruchać.Wtedy usłyszeliśmy ponowne pukanie do drzwi. Alan szybko ze mnie wyszedł, a ja poczułam w sobie pustkę. Szybko podbiegł do drzwi.

    – Kto tam? – spytał.

    – To ja Megan. Możesz otworzyć? – usłyszałam głos Megan. To dziewczyna, która chodzi ze mną na wykłady. Zeszłam ze stołu i podeszłam do Alana.

    – To samo, co wtedy. – szepnęłam. Alan zrozumiał, po czym lekko otworzył drzwi, wychylając tylko głowę.

    – Hej Alan… jest może Cassie? Nie było jej dzisiaj na wykładzie.

    – Hej. Nie widziałem jej. Może gdzieś poszła.

    Ja wtedy wykorzystałam sytuację i dobrałam się do kutasa brata. Zaczęłam go lizać po całości, czując soczki z mojej cipki. Czułam jak stał się bardziej naprężony. Widać jeszcze mu mało. W końcu zaczęłam ssać. Widziałam, jak Alan to odczuwa, ale próbuję normalnie rozmawiać z Megan.

    – Cholera telefonów też nie odbiera. Co się z nią dzieje?

    – Już pamiętam. Mówiła mi… że wyjdzie do galerii na chwilę.

    – Byliśmy tam. Nigdzie jej nie było.

    – Zawsze się z wami kręciła. Pewnie poszła podrywać jakichś facetów. – powiedział Alan, śmiejąc się. Lekko uścisnąłem go w jądra, dając znak, że to słyszę. Ten powstrzymywał jęki w tym czasie, gdy ja dalej obciągałam mu kutasa.

    – Ach dobra… jeśli przyjdzie, to powiedz, żeby do nas zadzwoniła.

    – Jasne, spoko. Na razie Megan.

    – Tiaa… – Alan zamknął drzwi.

    – Kurwa Cassie. – powiedział ręką, dotykając mojej głowy. Na chwilę wyjęłam fiuta z ust.

    – Chyba będziemy musieli się im wytłumaczyć z naszej nieobecności.

    – Coś wymyślimy. – powiedział Alan. Zauważyłem, że jego kutas dalej jest we wzwodzie.

    – Chyba jeszcze chcemy się zabawić co?

    – No, żebyś wiedziała. – powiedział Alan, po czym szybko wziął mnie na ręce w stylu panny młodej. Pisnęłam przy tym cicho.

    Zaniósł mnie wtedy na łóżko. Pochylił się przede mną i zaczął lizać mnie po cipce. Zaczęłam cicho jęczeć. Robił to tak samo jak wcześniej. Rozkoszowaliśmy się tą chwilą. Po jakimś czasie przestał i wstał. Przekręciliśmy się na łóżku. Alan leżał, a ja kucnęłam okrakiem nad jego kutasem. Włożyłam swojego fiuta do pochwy. Zaczęłam się poruszać, dając mu przyjemność. Robiłam to powoli, chcąc delektować się tą chwilą. Alan masował moje piersi, co mi dawało przyjemność. Po jakimś czasie przyśpieszałam ruchy i skakałam po jego penisie. Poruszałam się w górę i w dół. Słyszałam odbijanie się pośladków. Było mi tak dobrze. Widziałam, że bratu również.

    – Ooooohhhh… oooohhhhh…

    Nie mogłam mówić. Było mi wspaniale. Po jakimś czasie Alan pomógł mi zejść z fiuta i zmieniliśmy pozycję. Byłam na czworakach i wypięłam swój tyłek.

    – Dalej Alan…

    Przysunął się do mnie i włożył z powrotem fiuta do mojej cipy. Wypełniał mnie cały. Jego fiut wchodził mi do samego końca, aż po jaja. Czułam całą jego wielkość. Od tyłu czułam się nieźle ruchana. Ogarnęło mnie przyjemne uczucie.

    – Ooooooggghhhh…

    Rękami mocno trzymał mi dupę. Ściskał pośladki i dawał klapsa, co mnie bardziej nakręcało. Jedną ręką lekko trzymał mi kark. Z czasem coraz szybciej mnie posuwał. Słyszałam odbijanie się od siebie naszych ciał. Na tę przyjemność reagowałam coraz głośniejszymi jękami. W końcu jeszcze raz zmieniliśmy naszą pozycję. Brat mnie przekręcił tak, że leżałam na łóżku z rozłożonymi nogami. Znów we mnie wtedy wszedł. Zaczęliśmy robić to na misjonarza. Alan całował mnie też w usta. Odwzajemniałam to. Owinęłam nogi wokół jego bioder i przyciągnęłam jego pośladki do siebie, gdy wślizgiwał się dalej do mojej cipki. Czułam, że jestem bardzo blisko.

    – Alan… ja zaraz… aaaahhh…

    – Ja też…

    Gdy pieprzył coraz szybciej, w końcu ja osiągnęłam orgazm. W końcu i Alan był blisko, co czułam jak mu fiut zaczął pulsować. Po jakimś czasie już nie wiem, który raz w ciągu dzisiejszego dnia, spuścił się do środka. Trochę płynów wypłynęło ze mnie, gdy ze mnie wyszedł. Położył się obok, a ja się w niego wtuliłam. Byliśmy cali spoceni i odkryci. Nasze nagie ciała dotykały się wzajemnie.

    – Kurwa, jeszcze z nikim się tak długo nie ruchałam.

    – Ja też. Fajnie, co siostra?

    – Zajebiście. Cieszę się, że byliśmy dziś razem.

    – Ja też. – powiedział Alan, po czym pocałował mnie w usta.

    Wtedy dopiero zwróciliśmy uwagę, że nastał zmierzch. Patrzyliśmy na zegarek, że było około północy.

    – O kurwa cały dzień nam zleciał na ruchaniu.

    – No i fajnie.

    – Ciekawie będzie jutro. Będziemy musieli się tłumaczyć innym.

    – A tam możemy też jutro w ogóle nie iść.

    – W sumie to niegłupi pomysł. – powiedziałam, całując go w policzek. – Dobranoc, braciszku.

    – Dobranoc, siostrzyczko. – powiedział Alan, przytulając się do moich pleców.

    Zasnęłam w objęciach mężczyzny, którego kochałam. Cieszę się, że spędziliśmy cały dzień razem. Takich dni w akademiku było kilka. Jeszcze wiele innych rzeczy się działo. Wiele ostrych rzeczy. Nasi znajomi, nic nigdy nie podejrzewali.
    No bo jak? Brat z siostrą?

    C.D.N

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Mr. Morris
  • Przemiana w sukkuba

    „Chyba żartujesz”.

    Głos, który się ze mnie wydobył, nie należał do mnie. To był jedwabisty, melodyjny alt, w którym słychać było rozbawienie. Ale ten sentyment, to czyste, oszołomienie, było całkowicie moje.

    Przed mną, przykuty do ogromnego obsydianowego obelisku, stał Mag Wojenny Kal-thar, samozwańczy zdobywca Lazurowych Równin. Człowiek, który spędził ostatnie sześć miesięcy, dręcząc moją gildię i przechwalając się swoją „niepokonaną” konfiguracją PvP. I patrzył na mnie z opadniętą szczęką i szeroko otwartymi oczami, nie na zagrożenie, ale na wizję.

    Moją wizję.

    Jego wzrok przesunął się po niewiarygodnie długiej długości moich nóg, otulonych obcisłą czarną skórą, która lśniła w blasku bliźniaczych księżyców. Zawisł na obfitym wybrzuszeniu moich bioder, niemożliwie wąskiej talii i wreszcie na dwóch idealnych, ciężkich piersiach, ledwo mieszczących się pod skórzanym gorsetem, który wydawał się bardziej sugestią niż strojem. Za mną drgnął ogon z pikami, myśląc własnym głosem.

    „A… sukkub?” wyjąkał, a jego brawura zniknęła. „Producenci nie wrzucili tłumów tak głęboko w strefę”.
    Zrobiłam krok naprzód, stukot mojego obcasa rozbrzmiał echem w cichej ruinie. Dreszcz, obcy i elektryzujący, przeszył mój kręgosłup. To ciało. To nie była tylko zamiana modeli. Czułam w nim moc, cichą, brzęczącą energię, która skupiała się w moim rdzeniu i promieniowała na zewnątrz. Czułam delikatne muśnięcie moich włosów na nagich ramionach, subtelny ciężar moich piersi przy każdym ruchu. To było przerażające. To było… cudowne.
    „Uważaj mnie za wyjątkowe wydarzenie” – mruknęłam, słowa brzmiały naturalnie, przesiąknięte miodową trucizną, o której istnieniu nie miałam pojęcia. To była moja kara. Moja klątwa. Za zbyt częste wykorzystywanie kodu gry, administratorzy systemu nie tylko zablokowali moje konto. Przepisali je na nowo. Zabrali Kaela, łysego, brzuchatego programistę, i wepchnęli jego świadomość w to – Alyndrę, Sukkubę Pierwszego Poziomu, przeklętą z koniecznością polowania na rzadkie artefakty, byle tylko odzyskać kontrolę nad moim cyfrowym – a teraz przerażająco realnym – istnieniem.

    A mój pierwszy cel? Amulet Najwyższego Dominium, wiszący właśnie na szyi Kal-thara.
    Siłował się ze swoimi magicznymi więzami. „Odejdź ode mnie, potworze!”
    Zaśmiałam się, dźwięk był kaskadą mrocznych dzwonków. Och, ironia losu. Zbliżyłam się, a zapach jego strachu – ostry, miedziany, pyszny – wypełnił moje nowe zmysły. Moje nowe ciało wiedziało dokładnie, co robić. To był program, który wykonywał swój z góry ustalony scenariusz, a ja po prostu mu ulegałam.
    Wyciągnęłam rękę, nie po amulet, ale po jego klatkę piersiową. Moje pazury – długie, wypolerowane i śmiercionośne – kreśliły delikatną linię wzdłuż przodu jego ozdobnej szaty. Materiał rozstąpił się niczym pocałunek brzytwy.

    Wstrzymał oddech. Ja też. Dotyk nie był tylko wizualny. Czułam szorstką fakturę szaty, twardą powierzchnię jego mięśnia piersiowego pod spodem. Opuszki moich palców były nadwrażliwe, wszystkie zakończenia nerwowe śpiewały.

    „Co robisz?” – wyszeptał, a jego protest był słaby.
    „Odbieram nagrodę” – wyszeptałam, moja twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jego. Mój ogon owinął się wokół jego nogi, a przypominający łopatę czubek leniwie kreślił kręgi na wewnętrznej stronie jego uda. Kal-thar zadrżał, drżenie całego ciała, które absolutnie nie było wyrazem odrazy.
    Jego stan psychiczny był przede mną obnażony, odczyt, który tylko ja mogłam dostrzec. Strach: Wysoki. Podniecenie: Rosnące. Opór: Kruchość. Zdolności sukkuba były wrodzone. Czułam narastający we mnie głód, desperacką, fizyczną potrzebę, która odzwierciedlała jego własne, narastające pragnienie. To była pętla sprzężenia zwrotnego, a ja kręciłam pokrętłami.

    Pochyliłam się, pozwalając moim ustom musnąć małżowinę jego ucha. Zaparło mi dech w piersiach, gdy moje miękkie, pełne usta dotknęły jego skóry. Doznanie było oszałamiające. „To nie łańcuchy cię trzymają, Kal-thar” – mruknęłam. „I nie chcesz, żebym przestała”.
    Wyrwał mu się cichy jęk. Jego głowa opadła na obelisk. Zgoda. Uległość. System to zarejestrował. Moje serce – czy cokolwiek uchodziło za nie w tej formie – zaczęło walić. To było to. Mechanizm klątwy był dosłowny. Musiałam odebrać swoją nagrodę.

    Moje usta spotkały jego, a świat rozpłynął się w doznaniach. Jego usta były szorstkie, zdesperowane. Jego smak zalał moje zmysły – przyprawy, ozon i czysty, naładowany adrenaliną mężczyzna. Głęboki, pulsujący ból narastał między moimi nogami, presja domagająca się ulgi. Przycisnęłam swoje ciało do jego, a dotyk jego stwardniałej sylwetki na tle niewiarygodnej miękkości mojej własnej był szokiem tak intensywnym, że o mało nie ugięły mi się kolana. Jego dłonie, uwolnione teraz z więzów jakąś niewidzialną magią, uniosły się, by chwycić moje biodra, wbijając palce w miękką skórę.

    Przerwałam pocałunek, dysząc. Moje własne pragnienie było ogniem, który groził, że mnie pochłonie, że spali ostatnie resztki Kaela, programisty. Byłam teraz Alyndrą, a ona znała tylko potrzebę.
    Z nagłością, która zaskoczyła nas oboje, moje pazury dokończyły dzieło, rozdzierając jego szaty, aż stanął przede mną nagi. Moje ubranie zdawało się po prostu topnieć na samą myśl, wystawiając mnie na chłodne nocne powietrze. Jego oczy, ciemne z pożądania, chłonęły mnie.

    Przycisnęłam go do zimnego kamienia. Kontrast między szorstkim, chłodnym obsydianem na moich plecach a palącym żarem jego ciała na moim przodzie doprowadzał mnie do szału. Był mój. Ta moc, ta przyjemność, była moja. Wprowadziłam go w moja dziurkę.

    Uczucie, jak mnie wypełnia, było wszechogarniającą falą uderzeniową. To nie było tylko fizyczne. To były dane. Powódź surowych doznań – rozciąganie, tarcie, głębokie, idealne tarcie – przepłynęła przez moje nowe ścieżki neuronowe, przeciążając je. Każde pchnięcie było wstrząsem czystej, nieskażonej ekstazy. Czułam każdy centymetr jego ciała, a moje ciało zaciskało się wokół niego, dojąc go, wciągając głębiej.
    Tak… tak… Ta myśl była niemym krzykiem w mojej głowie.

    Mój ogon owinął się wokół jego uda, przyciągając go jeszcze bliżej. Moje pazury delikatnie drapały go po grzbiecie, sprawiając, że krzyknął. Odrzuciłam głowę do tyłu, jęk wyrwał mi się z gardła, gdy tempo przyspieszyło. Przyjemność była niczym fala przypływu, narastająca i narastająca, skupiona wokół tego wyjątkowego punktu, w którym byliśmy połączeni. Nie polowałam już na artefakt. Tonęłam w samym polowaniu.
    Jego uścisk na moich biodrach był żelazny, a jego własne ruchy stawały się coraz bardziej chaotyczne i chaotyczne. Czułam zbliżający się orgazm, sejsmiczny dreszcz w jego ciele, który odzwierciedlał ten narastający w moim. Amulet między nami był gorący na mojej skórze.

    „Alyndra…” jęknął, poddając się.

    Jego wyzwolenie wywołało moje. Świat roztrzaskał się w supernowej uczuć. Moje plecy wygięły się gwałtownie, gdy fale przyjemności uderzyły we mnie, przeniknęły mnie, wyrywając z moich ust gardłowy, ekstatyczny krzyk. Przez bezkresną chwilę czułam tylko pulsujące, drżące dopełnienie, doznanie tak głębokie, jakby mój kod był przepisywany na nowo.

    Gdy ostatnie drgania opadły, leżałam przy nim, wyczerpana. Amulet Najwyższego Dominium delikatnie lśnił na mojej piersi, jego moc była teraz moja. Pierwszy artefakt. Pierwszy krok w tył.

    Kal-thar osunął się nieprzytomny na ziemię.

    Stałem na drżących nogach, chłodne powietrze było balsamem dla mojej przegrzanej skóry. Spojrzałem na świecący amulet spoczywający między moimi piersiami. Trofeum. Niezbędnik.

    Lekki, syty uśmiech musnął moje usta. Kael, programista, był przerażony. Ale Alyndra, sukkub, dopiero zaczynała. Głód, chwilowo zaspokojony, znów zaczął się budzić, cichym, uporczywym dudnieniem głęboko w moim wnętrzu.
    Odwróciłem się od zrujnowanego wojownika, a mój ogon wykonał ostatni, leniwy ruch.
    Teraz, pomyślałem, nowa moc pulsowała w moich żyłach, dokąd dalej?

    Amulet Najwyższego Dominium pulsował przy moim mostku ciepłym, uporczywym rytmem, odzwierciedlając niski, narastający we mnie głód. Energia Kal-thara była ucztą, ale już tylko blaknącym wspomnieniem. Głód, mój głód, był bestią domagającą się nieustannego karmienia. Moc amuletu szeptała do mnie, subtelnie przyciągając mnie ku gęstym, wilgotnym dżunglom na zachód od Strzaskanej Iglicy.

    Przemierzałam uciążliwy upał z nową, drapieżną gracją, a gęsty baldachim dżungli blokował większość światła. Moje nowe ciało, ciało Alyndry, było do tego stworzone. Pot lśnił na mojej skórze, obrysowując krągłości moich piersi i wcięcie w talii – doznanie jednocześnie obce i intensywnie podniecające. Kael dyszałby, miałby czerwoną twarz i byłby nieszczęśliwy w tym upale. Alyndra czuła… się żywa. Każdy szelest liści, każde odległe zwierzęce wołanie przyprawiało mnie o dreszcz.

    Amulet nagrzewał się coraz bardziej, jego przyciąganie zmieniało się w ostre szarpnięcie. Przeciskając się przez ostatnią ścianę zwisających pnączy, znalazłem go. Świątynię, której obsydianowe kamienie dławiły grube korzenie i mech, emanujące starożytną, potężną magią. Samo powietrze smakowało ozonem i pożądaniem. Szerokie, ciemne wejście kusiło, obiecując zarówno niebezpieczeństwo, jak i kolejny element mojego zbawienia.

    Wszedłem do środka, chłodny kamień był wstrząsem dla moich bosych stóp. Korytarz był wąski, usiany misternymi rzeźbami splecionych ciał i ekstatycznych postaci. Nie była to zwykła świątynia, uświadomiłem sobie, dreszcz oczekiwania przebiegł mi po kręgosłupie. Świątynia rozkoszy. Spełnienia. Ta myśl sprawiła, że ??moje wnętrze zacisnęło się z pustki.

    Pierwsza pułapka była niemal leniwa. Płyta naciskowa zapadła się pod moją stopę z cichym kliknięciem. Ze ścian syczały ukryte dysze, rozpylając delikatną, migoczącą mgiełkę, która pachniała egzotycznymi kwiatami i przyprawami. Sapnęłam, gdy pokryła moją skórę, początkowo lodowato zimna, a potem paląc tysiącem maleńkich punkcików gorąca, które wnikały głęboko w pory. Płynne ciepło rozlało się po moich żyłach, odurzająca, afrodyzjakowa mgła, która przyprawiła mnie o zawrót głowy, a sutki skurczyły się w obolałe kamyki. Mój ogon poruszał się chaotycznie, znak narastającego podniecenia.

    Potykałam się, a mgła oblepiała mnie, sprawiając, że każdy krok był zmysłowym ślizgiem skóry po wilgotnym powietrzu. Korytarz otwierał się na okrągłą komnatę. Pośrodku, na cokole, stała złota opaska lśniąca miękkim, wewnętrznym światłem. Artefakt. Ale między mną a nią podłoga była mozaiką przesuwających się, świecących płytek.

    Ostrożnie postawiłam krok na niebieskiej płytce. Wytrzymała. Kolejny krok na czerwonej. Opadła na cal, a z sufitu z przerażającą szybkością rozwinęła się gruba, rubinowoczerwona winorośl, śliska od lśniącej wilgoci. Nie uderzyła. Pieściło. Owinęło się wokół mojej kostki, jego dotyk był zaskakująco miękki i ciepły, i pociągnęło, delikatnie, lecz stanowczo, rozchylając moje nogi.

    Z ust wyrwał mi się przerażony krzyk, ale został on stłumiony przez jęk, gdy druga winorośl spłynęła w dół, tym razem ciemnofioletowa. Otarła się o wewnętrzną stronę mojego uda, delikatnie jak piórko, drażniąc mnie, aż całe moje ciało zadrżało. To pułapka? Programistka we mnie krzyczała o niebezpieczeństwie, o logice. Sukkub… Sukkub wyginał plecy, wystawiając się na eksplorację pnączy.

    Fioletowa winorośl wsunęła się wyżej, jej śliski czubek okrążył bolący, spuchnięty łechtaczkę. Krzyknęłam, kolana się pode mną ugięły, ale winorośl wokół kostki utrzymywała mnie w pozycji pionowej. Nie powstrzymywała; wspierała. Opadłam głową do tyłu, gdy winorośl zaczęła delikatnie, nieubłaganie drgać, posyłając iskry elektryczności prosto w moje wnętrze. Trzecia winorośl, szmaragdowozielona, ??dołączyła do tańca, jej czubek sondował wejście do mojego ciała, które już ociekało śliskością, będącą całkowicie moją własną.

    „O, bogowie…” – jęknęłam, a mój własny głos był obcy, ochrypły z pożądania.
    Zielona winorośl wbiła się we mnie, nie brutalnym pchnięciem, ale powolnym, nieubłaganym naciskiem, który idealnie mnie rozciągnął. Była gruba, a uczucie całkowitego wypełnienia, tak bez wysiłku, zmiażdżyło resztki oporu Kaela. Byłam teraz po prostu Alyndrą, istotą doznań. Winorośl zaczęła się wsuwać i wysuwać płynnym, rytmicznym ruchem, jej śliska powierzchnia ocierała się o każdy wrażliwy punkt głęboko we mnie. Fioletowa winorośl nie przestawała zataczać irytujących kręgów na moim łechtaczce, podwójny atak gwałtownie popychał mnie ku krawędzi.

    Moje piersi były ciężkie, zaniedbane. Jakby czytając moje myśli, czwarta winorośl, smukła i lazurowoniebieska, zanurzyła się i owinęła wokół jednej, potem drugiej, a jej wilgotna powierzchnia zaciskała się wokół moich sutków, wywierając idealny, rozkoszny nacisk. Byłam uniesiona w górę, zawieszona w sieci rozkoszy, pieprzona, drażniona i czczona przez samą świątynię.

    Narastał punkt kulminacyjny, burza pragnienia podsycana afrodyzjakalną mgłą i wprawną pielęgnacją winorośli. Cały mój świat zawęził się do uczucia całkowitego, całkowitego wypełnienia, do magii zwijającej się coraz ciaśniej w moim brzuchu. Byłam tak blisko, tak rozpaczliwie blisko.

    Z ostatnim, głębokim pchnięciem szmaragdowej winorośli i wściekłą wibracją fioletowej, roztrzaskałam się. Surowy, wrzeszczący krzyk wyrwał się z mojego gardła, gdy fale nieznośnej rozkoszy wstrząsały moim ciałem, moje wewnętrzne mięśnie zaciskały się rytmicznie wokół atakującej winorośli, dojąc ją. Orgazm zdawał się trwać w nieskończoność, wysysając energię z samej świątyni, z magii w powietrzu, karmiąc nienasyconą pustkę we mnie.
    Gdy fale w końcu zaczęły ustępować, pozostawiając mnie drżącą i nasyconą, winorośle cofnęły się z cichym szelestem, zsuwając się z powrotem w ciemność nade mną. Nogi ugięły się pode mną i osunęłam na chłodną kamienną podłogę, ciężko oddychając. Mgła się rozwiała. Droga do piedestału stała otworem.

    Podniosłam się, moje ciało wibrowało od zużytej energii i potężnej magii. Dotarłam do środka komnaty i wzięłam diadem. W chwili, gdy moje palce go dotknęły, we mnie wstąpiła nowa, inna moc, chłodna, wyrachowana inteligencja, która wyostrzyła moje zmysły i rozjaśniła myśli. Diadem Żarliwej Jasności.

    Od wejścia do komnaty dobiegł cichy, pełen uznania chichot. Obróciłem się, przyciskając diadem do piersi.
    Kal-thar oparł się o framugę drzwi, skrzyżował ramiona na szerokiej piersi. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, a w jego oczach błyszczała mieszanka gniewu i niezaprzeczalnego, gorącego podniecenia. Przyjrzał się mojej lśniącej skórze, falującym piersiom, zapachowi mojej rozkoszy, który niewątpliwie wypełniał powietrze.
    „Podoba ci się poszukiwanie skarbów, sukubie?” warknął, a jego głos był cichym dudnieniem, które głęboko wibrowało w moim brzuchu. „Wygląda na to, że znalazłeś nową zabawkę. Ale wciąż masz coś mojego”.

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Andy Whore
  • Nowe cialo… w akademiku 3

    Krzyk był cichy, bez tchu, sejsmicznym wyzwoleniem, które pozostawiło mnie bezwładną i drżącą. Jess przetrwała ostatnie skurcze niskim, zadowolonym pomrukiem, jej biodra wykonywały drobne, koliste ruchy, wysysając ostatnie krople przyjemności z mojego kompletnie wyczerpanego ciała.

    Wyślizgnęła się ze mnie z śliskim, obscenicznym dźwiękiem, pozostawiając mnie z uczuciem przepastnej pustki. Nie mogłem nic zrobić, tylko leżeć tam, wilgotny, dyszący bałagan, moje zmysły były przytłoczone. Zapach jej, naszego, potu i seksu unosił się w powietrzu.

    Jess odpięła uprząż, pozwalając ciężkiej silikonowej zabawce z głuchym łoskotem spaść na podłogę. Przeczesała dłonią wilgotne włosy, jej przenikliwe niebieskie oczy badały moją zniszczoną postać z zaborczością, która wywołała u mnie nowy, słaby dreszcz.

    „Taki grzeczny mały pieszczoch” – mruknęła ochrypłym głosem. Przesunęła palcem po pocie na mojej piersi. „Taka wrażliwa. Taka… otwarta”. Jej wzrok powędrował w dół mojego ciała, na jej ustach pojawił się łobuzerski uśmiech. „Ale jeszcze cię nie otworzyliśmy”.

    Nowa fala strachu, a może oczekiwania – te dwie rzeczy stawały się nieodróżnialne – przeszyła mnie. „Jess… Nie mogę… Jestem taka wrażliwa…”

    „Cicho” – rozkazała, słowo łagodne, ale stanowcze. „To, co możesz, a czego nie możesz zrobić, już nie jest twoją sprawą. To moją”. Pochyliła się, muskając ustami moje ucho. „I mówię, że możesz znieść o wiele więcej”.
    Drzwi sypialni otworzyły się bez pukania. Trener Miller stał tam, jego krzepka sylwetka wypełniała przejście. Obok niego stał Mark, potężny, brodaty mężczyzna z domu, jego duże, silne dłonie już zaciskały klamrę paska. A za nimi dwóch kolejnych mężczyzn, których rozpoznałam z tamtej nocy, ich oczy były głodne i mroczne.

    Serce waliło mi jak młotem. To już koniec. Myśl ta nie była całkowicie przepełniona strachem. Zdradliwa, głęboka część mnie, ta, którą Jess wyrzeźbiła i zawłaszczyła, zachwycona ich widokiem. Tym, co obiecywała ich obecność.
    Jess wstała i poklepała mnie po udzie. „Spójrz, kochanie. Twoja publiczność już przybyła. Czekali na show”. Podeszła do trenera Millera, rzucając mu spojrzenie pełne wyzwania i zmowy. „Jest przygotowana i gotowa. Przecieka wszędzie”.

    Oczy trenera, zimne i oceniające, przesunęły się po mnie. Mruknięcie aprobaty. „Wygląda na to, że dobrze ją rozruszałeś, Wheeler”. Wszedł do pokoju, Mark i reszta podążyli za nim, tworząc ścianę męskiej mocy i determinacji, która sprawiła, że ??pokój nagle wydał się mały, a powietrze gęste i duszne.

    Utworzyli luźny krąg wokół łóżka. Byłam na widoku, naga, w obroży, z kończynami wciąż osłabionymi po orgazmie. Próbowałam się zasłonić, żałosnym, instynktownym gestem, ale ostre cmoknięcie Jess z kąta zmroziło mi dłonie.
    „Nic z tych rzeczy” – powiedziała. „Nauczysz się doceniać uwagę”.

    Mark zrobił pierwszy krok naprzód, jego siwiejąca broda obramowała szeroki uśmiech, który składał się z samych zębów. Nie powiedział ani słowa. Po prostu zacisnął pięść na swoim fiucie, już twardym i grubym, i zaczął się głaskać, nie odrywając ode mnie wzroku. Pozostali mężczyźni poszli w jego ślady, a dźwięk ich szorstkich dłoni na własnej skórze tworzył lubieżny, rytmiczny refren.

    Byłam jak sparaliżowana. To sen. Mokry, przerażający, niesamowicie podniecający sen. Zapach męskiego podniecenia zaczął mieszać się z zapachem perfum Jess – piżmem, który był pierwotny i obezwładniający. Moje ciało, tak niedawno nadwrażliwe, znów zaczęło się poruszać, a w głębi brzucha czułem niskie ciepło, a między nogami zdradzieckie pulsowanie, które nie miało nic wspólnego ze strachem.
    Trener podszedł do wezgłowia łóżka, jego silne dłonie chwyciły mnie za włosy, nie szorstko, ale z niezaprzeczalnym autorytetem. Pokierował moją głową, unosząc twarz do góry. „Otwórz” – rozkazał niskim, dudniącym głosem.
    Moje usta posłusznie się rozchyliły.

    Pierwszy gorący, słony strumień uderzył mnie w policzek. Był zaskakująco ciepły. Wzdrygnęłam się, a cichy dźwięk wymknął mi się z gardła. Trenerka mocniej ścisnęła moje włosy.
    „Otwórz oczy” – głos Jess przeciął pomieszczenie, skąd patrzyła, skrzyżowawszy ramiona, dumna, okrutna pani.

    „Patrz na nich. Przyjmij to”.

    Kolejny mężczyzna podszedł bliżej. Potem kolejny. Świat rozpłynął się w serii doznań. Gorące, perłowe smugi malujące moją twarz, szyję, klatkę piersiową. Piżmowy, intymny zapach. Niskie, gardłowe jęki mężczyzn, gdy znajdowali ukojenie, każdy dźwięk świadczący o mocy, jaką miała nad nimi moja bezradność. Robiłam to. Moje poddanie. Moje poddanie. To wyciągało to z nich.

    To było poniżające. To była najpotężniejsza rzecz, jakiej kiedykolwiek doświadczyłam.
    Gruba lina wylądowała na moich ustach. Instynktownie wysunąłem język, smakując osobliwy, gorzko-słony smak rozkoszy nieznajomego. Wśród mężczyzn rozległ się aprobujący szmer. Doszło do kolejnych. Rozprysło się na moich powiekach, zmuszając je do zamknięcia, sklejając rzęsy. Skakało z brody na drżące piersi, ciepłe i lepkie.
    Straciłem rachubę. Zatraciłem się w tym doznaniu, w jego ogromie. Moja skóra była płótnem, pomalowanym na biało i lśniącym w słabym świetle. Byłem ich arcydziełem rozpusty.

    Przez lepką, na wpół oślepiającą mgłę zobaczyłem Marka, który podszedł ostatni. Wciąż miał erekcję, jego erekcja lśniła. Nie skończył. Położył kolano na łóżku, jego potężna sylwetka górowała nade mną. Chwycił się, celując nie w moją twarz, ale niżej.

    „Otwórz się tam, kochanie” – mruknął, a jego głos był ochrypły z pożądania.
    Nie mogłam się oprzeć. Nogi się pode mną rozpadły, gładkie, chętne zaproszenie. Trening Jess, rozkazy Trenera, wszystko to utorowało drogę do tego całkowitego poddania się.

    Ale gdy tylko się ruszył, głos Trenera go zatrzymał. „Jeszcze nie”.

    Mark zamilkł, w jego oczach pojawiło się pytanie.

    Kciuk Trenera Millera musnął bałagan na moim obojczyku, nabierając grubą kleks. Podniósł go do moich ust.

    „Najpierw to posprzątaj, kochanie. Pokaż nam, że doceniasz swoje dary”.
    Otworzyłam usta. Przesunął kciukiem po moim języku. Smak eksplodował w moich ustach, złożony i zwierzęcy. Wyssałam go do czysta, a moje oczy zamknęły się na ten intymny akt.

    Kiedy je otworzyłam, wszyscy mężczyźni patrzyli, a ich miny były mieszaniną surowego głodu i podziwu.
    Głos Jess był mruczeniem absolutnego zwycięstwa dochodzącym z kąta pokoju. „Grzeczna dziewczynka”.
    Uśmiech Marka powrócił, tym razem szerszy. Zmienił pozycję, jego intencje były jasne. Główka jego penisa, śliska i gorąca, przywarła do mojego oczekującego wejścia.

    Przygotowałam się, moje ciało wibrowało z desperackiej, wstydliwej potrzeby.
    Jess odezwała się ponownie, a jej ton nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. „Czekaj na swoją kolej, Mark. Chyba jestem następna”.

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Andy Whore
  • Przemiana w dziewczyne

    Otwórz usta, Alex. Tylko trochę szerzej, dla mnie.

    Polecenie, wyszeptane głosem niczym ciepły miód, nie było pytaniem. To była delikatna, nieodparta siła. Moje usta, już śliskie od połyskliwego różu, który właśnie nałożyła, rozchyliły się instynktownie.

    Chloe zanurzyła mały, miękki pędzelek z powrotem w słoiczku z błyszczykiem, a jej oczy wbiły się w moje. Miały hipnotyzujący odcień orzecha, rozświetlony mieszanką skupionej intensywności i figlarnego psoty. „Grzeczny chłopiec” – mruknęła, a te słowa sprawiły, że dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie, gromadząc się w miejscu, które desperacko próbowałam zignorować.

    Siedziałam na brzegu pluszowego stołka pod toaletką Chloe, otoczona odurzająco słodkim zapachem perfum, pudrów i możliwości. Zaczęło się od żartu, wyzwania zrodzonego z wypicia o jedno piwo za dużo podczas naszego cotygodniowego wieczoru filmowego. Narzekałam, że moje życie uczuciowe to jałowe pustkowie, a Maya, współlokatorka Chloe, roześmiała się i powiedziała, że ??to dlatego, że „ubieram się jak drwal, który stracił nadzieję na życie.

    „Potrzebujesz metamorfozy” – powiedziała Chloe, a jej oczy błyszczały – „to metamorfoza. Prawdziwa metamorfoza”.

    Spodziewałam się, że ułożą mi włosy albo wcisną obcisłą koszulę. Nie spodziewałam się… tego.
    „Stój spokojnie” – poinstruowała mnie Maya zza moich pleców, zręcznie przeczesując palcami moje włosy, które były już o kilka centymetrów dłuższe niż moje zwykłe, wojskowe, krótkie włosy. Odgarnęła pasmo z mojej twarzy.

    „Złagodzimy te linie. Sprawimy, że będziesz piękna”.
    Ładna. Słowo odbiło się echem w mojej głowie. Nigdy wcześniej mnie tak nie nazywano. Byłem „dobrym kumplem”, „dobrym kumplem”, „solidnym”. Ale ładna? Czułem się obco. Zakazany. A jednak w żołądku zaczęło narastać dziwne, ekscytujące ciepło.

    Chloe pochyliła się, jej pierś musnęła moje ramię, gdy ostrożnie nakładała błyszczyk na moją dolną wargę. Dotyk był elektryzujący, wstrząs statyczny, który zaparł mi dech w piersiach. Jej skupienie było absolutne, jej usta zaciśnięte w skupieniu. Czułem zapach jej szamponu – coś z kokosem – i delikatny, czysty zapach jej skóry.
    „Proszę” – mruknęła, odsuwając się, by podziwiać swoje dzieło. Wysunęła język, by zwilżyć własne usta, a ja poczułem się zahipnotyzowany tym ruchem. „Spójrz na siebie”.

    Odwróciła mnie w stronę dużego lustra. Odbicie, które się we mnie wpatrywało, było jednocześnie mną i nie mną. Moją twarzą, ale… łagodniejszą. Moje brwi były starannie wyprofilowane, wygięte w taki sposób, że moje oczy wydawały się większe. Subtelna posypka połyskującego cienia podkreślała ich błękit. A moje usta… były pełne, lśniące, niezaprzeczalnie godne pocałunku. Głęboki, różowy odcień, który na mojej twarzy wyglądał jednocześnie niewinnie i zupełnie nieprzyzwoicie.

    Wyrwał mi się drżący oddech. „I spójrz…”

    „Kobieco” – dokończyła za mnie Maya, opierając dłonie na moich ramionach. Spojrzała mi w oczy w lustrze, z chytrym uśmiechem na twarzy. „I uwielbiasz to. Prawda, Alex?”

    Nie mogłam kłamać. Nie z sercem łomoczącym w żebrach. Nie z tym nieznanym, niecierpliwym napięciem tętniącym w moich żyłach. Lekko, niemal niedostrzegalnie skinęłam głową.

    Uśmiech Chloe był triumfalny. Sięgnęła po kolejny pędzel, tym razem puszysty i duży. „Zamknij oczy”.
    Posłuchałam, a świat rozpłynął się w doznaniach. Delikatne łaskotanie pędzla, oprószającego moje czoło, nos, policzki. Każde pociągnięcie było delikatnym, przemyślanym muśnięciem. Poczułam, jak moje ciało zaczyna się rozluźniać w ich wprawnych dłoniach, całkowicie oddając kontrolę. Szorstka, niespokojna energia, którą zazwyczaj nosiłam w sobie – potrzeba zrobienia czegoś, naprawienia czegoś – rozpłynęła się, zastąpiona biernym, uległym ciepłem.

    Moje pozostałe zmysły się wyostrzyły. Usłyszałam brzęk szklanych butelek, szelest tkanin. Poczułam na skórze chłodne powietrze pokoju, kontrastujące z ciepłem ich ciał tak blisko moich.

    Potem nastąpiło nowe doznanie. Coś chłodnego i mokrego malowało mi paznokcie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak Chloe ostrożnie nakłada warstwę błyszczącego, muszelkowo-różowego lakieru na moją lewą dłoń, którą opierała wnętrzem dłoni o swoje kolano. Jej dotyk był niesamowicie pewny, a jej koncentracja absolutna.
    „Masz ładne dłonie” – powiedziała cicho, nie odrywając wzroku od swojej pracy. „Silne, ale ze smukłymi palcami.

    Będą tak pięknie wyglądać”.

    Jej kciuk pogłaskał wnętrze mojego nadgarstka, swobodnym, intymnym gestem, który sprawił, że puls podskoczył mi pod jej dotykiem. Delikatnie dmuchnęła na mokry lakier, jej oddech był chłodny na mojej skórze, a kontrast temperatur – chłodnego powietrza, ciepła mojej krwi – przyprawiał o zawroty głowy.

    Dłonie Mai oderwały się od moich ramion. Słyszałam, jak porusza się po pokoju, a chwilę później na moich plecach spoczął miękki, jedwabisty ciężar szlafroka. Był to głęboki, krwistoczerwony satynowy materiał, który na skórze przypominał chłodną ciecz.

    „Ręce w górę” – powiedziała Maya ochrypłym głosem.
    Uniosłam ręce, czując się całkowicie odsłonięta i bardziej podniecona niż kiedykolwiek wcześniej. Wsunęła je w rękawy i zapięła szlafrok z przodu, a jej knykcie musnęły moją klatkę piersiową przez cienką bawełnę koszulki, którą wciąż miałam pod spodem. Nie zawiązała od razu paska. Zamiast tego wsunęła dłonie pod szlafrok, kładąc płasko dłonie na moim brzuchu.

    „Tak ciepło” – wyszeptała mi do ucha zza pleców.
    Chloe dokończyła malować moją drugą dłoń, dmuchając na paznokcie z delikatnym uśmiechem. Odłożyła lakier i spojrzała na mnie, a jej wzrok powędrował od moich pomalowanych ust w dół czerwonego, satynowego szlafroka, do dłoni Mai, które zaborczo rozłożyły się na moim brzuchu.
    Atmosfera w pokoju się zmieniła. Zabawny samouczek dobiegł końca. Atmosfera stała się gęsta, ciężka od nowego, niewypowiedzianego zamiaru.

    Chloe wstała i powoli, z rozmysłem rozwiązała sznurek swoich jedwabnych szortów. Szepnęły do ??podłogi, zostawiając ją w samych cienkich czarnych koronkowych stringach i obcisłej koszulce. Zaschło mi w ustach.
    Zrobiła krok naprzód, kładąc jedno kolano na stołku między moimi nogami, okrakiem na moim udzie. Jej ciepło przenikało przez satynę mojego szlafroka i dżinsy. Ujęła moją twarz w dłonie, dbając o świeży makijaż.
    „Jesteś taka piękna, Alex” – wyszeptała, jej usta znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od moich. „Czy to przyjemne? Być naszą piękną dziewczyną?”

    Mogłem tylko skinąć głową, zahipnotyzowany pożądaniem w jej oczach, naciskiem jej ciała na moje.
    „Muszę usłyszeć, jak to mówisz” – nalegała, głaszcząc kciukiem mój rumieniec na policzku.
    „Tak” – wyszeptałam, czując, jak słowo wyrywa się z głębi mojego wnętrza. „To uczucie… niesamowite”.
    Dłonie Mai przesunęły się wyżej w górę mojej klatki piersiowej, jej palce odnalazły moje sutki przez koszulkę. Delikatnie je uszczypnęła, obracając pąki między palcami, a ostry, elektryczny impuls rozkoszy i bólu sprawił, że zamarłam.

    Uśmiech Chloe był mroczny, piękny. Zbliżyła nas o ostatni centymetr i uchwyciła moje westchnienie swoimi ustami.
    Pocałunek był na początku delikatny, ledwie muśnięcie jej warg o moje lepkie, lśniące. Potem jej język przesunął się po spojeniu moich ust, a ja otworzyłam się dla niej bez wahania. Jej smak – słodki, jak błyszczyk i coś wyjątkowego dla Chloe – zalał moje zmysły. Jej język przesunął się po moim, powolna, głęboka eksploracja, która przyprawiła mnie o zawrót głowy.

    Dłonie Mai wciąż masowały moją klatkę piersiową, jej dotyk stawał się coraz mocniejszy, bardziej wymagający, podczas gdy jej usta znalazły wrażliwy punkt tuż pod moim uchem. Szczypała i ssała skórę w tym miejscu, a bezradny jęk wibrował w ustach Chloe.

    Byłem całkowicie nimi otoczony, pochłonięty. Jedwabisty szlafrok, karzący, delikatny dotyk na mojej piersi, głęboki, domagający się pocałunek – to było przytłaczające. Całkowite poddanie się. Moje dłonie, z mokrymi, pięknymi paznokciami, uniosły się, by chwycić biodra Chloe, satyna jej koszulki śliska pod moimi palcami.
    W końcu przerwała pocałunek, oboje ciężko oddychaliśmy. Strumień błyszczyku połączył nasze usta na sekundę, zanim się rozłączyły. Jej oczy były ciemne i szare.

    „Chyba czas, żebyśmy zdjęli z ciebie te męskie ciuchy” – wyszeptała, szarpiąc palcami kołnierzyk mojej koszulki. „Nieprawdaż?”

    Pytanie Chloe wisiało w powietrzu, wyzwanie i obietnica. Serce waliło mi jak młotem, szaleńczy rytm odbijał się echem od pulsującego bólu, który zakorzenił się między nogami. Zdołałam tylko drżąco skinąć głową, a mój głos zamarł, zagubiony gdzieś między lśniącymi ustami Chloe a zręcznymi palcami Mai.

    Uśmiech Chloe był powolnym, szelmowskim uniesieniem. Nie ruszyła się z miejsca na moim udzie, a jej ciepło przesiąkało przez moje dżinsy. Zamiast tego spojrzała przez ramię na Maję. „Chyba potrzebuje pomocy. Wydaje się trochę… przytłoczony”.

    Śmiała się cicho, aksamitnie, gdy odwróciła się do mnie twarzą. Jej chytry uśmiech powrócił, a w jej oczach błyszczało oczekiwanie. „Biedactwo. Zróbmy ci miejsce wygodniej”.

    Jej eleganckie palce, te, którymi tak fachowo pomalowały mi paznokcie, powędrowały do ??rąbka mojej koszulki. Wślizgnęły się pod miękką bawełnę, a dotyk jej chłodnej skóry na moim rozpalonym brzuchu sprawił, że drgnąłem. Moje mięśnie brzucha zacisnęły się instynktownie.

    „Cicho” – szepnęła kojąco. „Po prostu pozwól nam się tobą zająć”.

    Zaczęła zbierać materiał, powoli, bardzo powoli go podciągając. Moje ramiona były ciężkie, przytłoczone dziwnym, odurzającym letargiem. Uniosłem je posłusznie, moje ruchy były ociężałe. Koszula utkwiła mi pod pachami na kuszącą chwilę, zanim podciągnęła ją przez moją głowę i rzuciła na miękki dywan.

    Chłodne powietrze pokoju uderzyło w moją nagą klatkę piersiową i zadrżałem. Moja skóra była nadwrażliwa, wszystkie zakończenia nerwowe krzyczały do ??życia. Chloe odchyliła się do tyłu, jej piwne oczy błądziły po moim torsie z zaborczym błyskiem.

    „Spójrz na siebie” – szepnęła, jej gorące spojrzenie wbiło się w moją skórę. Jej dłonie uniosły się nie do mojej piersi, lecz do guzika moich dżinsów. Jej palce, śliskie od jej własnego podniecenia, a może od resztek mojego połysku, rozpięły metalowy guzik z cichym trzaskiem. Dźwięk był nieprzyzwoicie głośny w cichym pokoju.

    Następnie zamek błyskawiczny opadł, wydając powolny, zgrzytliwy dźwięk, który zdawał się trwać w nieskończoność. Zaparło mi dech w piersiach. Ucisk w kroczu stawał się nie do zniesienia, ciasny, żądny splot. Dłonie Mai dołączyły do ??Chloe, każda z kobiet wzięła moje dżinsy po jednej stronie. Wpięły palce w pasek moich dżinsów i bokserki.

    „Unieś biodra, słodki chłopcze” – poinstruowała Maya tonem, który nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.

    Zrobiłem to. Wygiąłem plecy, unosząc biodra z poduszek kanapy. Jednym płynnym, wyćwiczonym ruchem zdarły ze mnie dżins i bawełnę, zsuwając je z moich nóg i stóp. Zostałem całkowicie nagi, odsłonięty pod ich intensywnymi, oceniającymi spojrzeniami. Jedwabny szlafrok, który wciąż miałem na sobie, rozchylił się, a chłodne powietrze stanowiło szokujący kontrast z ciepłem mojej skóry. Nigdy nie czułem się tak bezbronny, tak całkowicie wystawiony na widok publiczny.

    Mój penis wyskoczył, twardy i spływający po brzuchu. Zalała mnie nowa fala zażenowania, ale natychmiast została ona spalona przez czyste pragnienie w ich oczach.

    Chloe zsunęła się z mojego uda i uklękła na podłodze między moimi nogami. Jej widok, klęczącej przede mną, z lekko rozchylonymi pełnymi ustami, posłał mi istny impuls elektryczności prosto w samo serce.

    „Boże, jaki jesteś piękny” – mruknęła, jej oddech musnął wrażliwą główkę mojego penisa. Nie dotknęła mnie, jeszcze nie. Po prostu patrzyła, jej wzrok był fizycznym pieszczotą. „Cały dla nas. Cały nasz”.

    Maya usiadła obok mojej głowy na kanapie, przeczesując palcami moje krótkie włosy. „On drży, Chlo. Nie sądzę, żeby ktoś kiedykolwiek tak na niego patrzył”.

    „Nie, nie” – potwierdziła Chloe, a jej głos ociekał satysfakcją. W końcu wyciągnęła rękę. Jeden, idealnie wypielęgnowany palec przesunął się po całej długości mojego penisa, od nasady aż po czubek. Dotyk był tak lekki, tak drażniący, że aż torturował. Jęknęłam żałośnie, łamiącym się dźwiękiem.

    „Taki wrażliwy” – mruknęła Maya, pochylając się, by szepnąć mi do ucha. Jej język musnął muszlę. „Każdy dotyk cię niszczy, prawda?”

    Palec Chloe okrążył główkę, zbierając kropelkę wilgoci. Przyłożyła go do ust, nie odrywając ode mnie wzroku, i oblizała palec do czysta. Z mojego gardła wyrwał się jęk.

    To było wszystko, czego potrzebowała, żeby mnie zachęcić. Pochyliła się, a jej usta, te cudowne, lśniące wargi, które całowałem zaledwie kilka minut wcześniej, opadły.

    Żar był natychmiastowy i porażający. Jej usta były grzesznym rajem wilgotnego, aksamitnego ciepła. Nie wzięła mnie całego od razu. Objęła językiem główkę, smakując mnie, badając, jej piwne oczy wpatrywały się w moje. Doznanie było tak intensywne, że aż bolesne. Moje biodra drgnęły, pragnąc, potrzebując więcej.

    Maya trzymała mnie nieruchomo, mocno trzymając dłoń na moim ramieniu. „Nic z tych rzeczy” – zganiła mnie delikatnie. „Nie wolno ci pchać. Po prostu bierzesz to, co ci daje. To jest teraz twoja rola. Przyjmować”.

    Słowa wniknęły do ??mnie, uwalniając coś głęboko we mnie. Walka, potrzeba kontroli, całkowicie mnie opuściły. Poddałem się. Moja głowa opadła na poduszkę kanapy, a z moich ust wyrwał się jęk.

    Chloe mruknęła z aprobatą, a wibracje przeszły prosto przez mojego penisa i dotarły do ??moich wnętrzności. Wsunęła mnie głębiej, jej usta rozciągnęły się, by mnie pomieścić. Jej dłoń objęła moje jądra, delikatnie je obracając, podczas gdy druga dłoń głaskała podstawę mojego penisa w rytm swoich ust.

    To była symfonia doznań. Gładkie, gorące pociąganie ust Chloe. Delikatne, drażniące zgrzytanie zębami. Mocny, świadomy nacisk jej dłoni. A przez cały czas Maya była nade mną, a jej głos brzmiał w moim uchu niczym nieustanna, erotyczna narracja.

    „To wszystko… po prostu puść… dziś wieczorem należysz do nas… spójrz, jak pięknie się rozpadasz…”

    Jej słowa nie były tylko dźwiękiem; były katalizatorem. Rozbijały resztki mojego oporu, cegła po cegle. Byłem po prostu doznaniem. Tylko naczyniem dla przyjemności, którą we mnie wlewano. Mój oddech stawał się urywany. Sprężyna w dolnej części brzucha zaciskała się, sprężyna naprężała się do granic możliwości. Pędziłem ku krawędzi, świat zwężał się do żaru ust Chloe i dźwięku głosu Mai.

    Chloe też to poczuła. Podwoiła wysiłki, jej głowa kiwała się szybciej, a ssanie stawało się coraz bardziej wymagające, nieustępliwe. Z mojego gardła wydobył się wysoki, przenikliwy dźwięk, którego nie rozpoznawałem.

    Usta Mai znów były przy moim uchu, jej szept był ostatnim impulsem, którego potrzebowałem. „Dojdź do niej, Alex. Pokaż naszej grzecznej dziewczynce, jak bardzo doceniasz jej śliczne, lśniące usta”.

    Świat rozpłynął się w biało-gorącym punkcie czystego, druzgocącego uwolnienia. Moje plecy wygięły się w łuk, z gardła wyrwał mi się urywany oddech, gdy dochodziłem, a wzrok zamglił się na krawędziach. Usta Chloe były jak piec doznań, wysysając ze mnie każdy ostatni drżący spazm, aż w końcu opadłem na poduszki, bezwładny, drżący bałagan.

    Przez długą chwilę słyszałem tylko mój nierówny oddech i ciche, przyjemne nucenie Chloe. Powoli się odsunęła, jej lśniące usta były gładkie i uśmiechnięte. Otarła usta grzbietem dłoni, a jej piwne oczy błyszczały zaborczym triumfem.

    Dłonie Mai już mnie objęły, nie pozwalając mi całkowicie odpłynąć. Jej palce przeczesały moje włosy, delikatnie drapiąc skórę głowy. „Spójrz na siebie” – mruknęła głosem ochrypłym z aprobaty. „Absolutnie boskie. Kompletny bałagan, ale nasz bałagan”.

    Chloe wpełzła po moim ciele, jej ciężar był niczym kojąca kotwica. Nie pocałowała mnie, tylko uniosła usta na odległość oddechu od moich, pozwalając mi poczuć jej ciepło. „Smakował tak pysznie, Mayu. Tak słodko i desperacko”.

    „Widziałam to” – mruknęła Maya, przesuwając dłonią po moich włosach, by pogłaskać linię mojej szczęki, a potem gardła. „Całkowicie się zatracił. Nawet przez sekundę nie pomyślał o tym, żeby być chłopcem, prawda, Alex?” Jej palec dotknął mojej dolnej wargi. „Naprawdę?”

    Mogłam tylko pokręcić głową, ledwo słyszalnym ruchem. Słowa były poza moimi możliwościami. Wstrząsy wtórne wciąż wibrowały w moich kończynach, przyjemne, ciężkie odrętwienie osiadało. Ale pod spodem, nowy rodzaj świadomości budził się do życia. Dotknięcie palcem Mai mojej wargi. Zaborczy ciężar uda Chloe przerzuconego przez moje biodra. Gładkie uczucie między nogami. I to nieustanne, nieznane uczucie błyszczącej szminki, teraz rozmazanej, na moich ustach.

    Chloe zobaczyła, że ??patrzę na jej usta. Jej uśmiech się poszerzył. „Podoba ci się? Błyszczyk?” Nie czekała na odpowiedź. Pochyliła głowę i objęła moje usta głębokim, pełnym pożądania pocałunkiem. Czułam smak siebie na jej języku, słony, intymny smak zmieszany ze słodką, syntetyczną truskawką jej błyszczyka. Przeniosła go na moje usta, malując mnie nim, znacząc mnie nim. Kiedy się odsunęła, kciukiem zdjęła błyszczyk z mojej dolnej wargi i uniosła palec, żebym mogła zobaczyć połyskującą pozostałość. „Ładny. Pasuje ci”.

    Psotny uśmiech powrócił na twarz Mai. „Myślę, że potrzebuje własnego. Nie sądzisz, Chloe? Odcień tylko dla niego. Czegoś, co przypomni mu, kim jest dziś wieczorem”.

    Zanim zdążyłam przetworzyć to stwierdzenie, poruszali się z wyćwiczoną synchronizacją. Chloe przeniosła ciężar ciała, przyciskając moje biodra do kanapy, podczas gdy Maya sięgnęła po torebkę. Wyciągnęła małą tubkę błyszczyka do ust, tym razem o głębszym, mieniącym się odcieniu różowego złota.

    „Będzie wyglądał olśniewająco do twojej cery” – powiedziała Maya, odkręcając nakrętkę. Aplikator był miękki i chłodny, gdy wprawną dłonią obrysowała łuk mojej górnej wargi. Powolne, przemyślane pociągnięcie. Potem dolna warga. Kolejne. Doznanie było dziwnie intymne, bardziej intymne niż pocałunek. To była ozdoba. Ozdoba. Przemiana, która miała trwać.

    „Złącz je dla mnie, kochanie” – poleciła Chloe miękkim, ale pełnym rozkazu głosem.

    Zrobiłam to. Woskowata, śliska pomadka była obca na moich ustach. Czułam… piękno. Myśl ta przebiła się przez mgłę w mojej głowie, szokująca w swojej jasności.

    „O tak” – szepnęła Maya, a jej oczy zatańczyły. „Spójrz na niego, Chloe. To istna wizja”.

    Chloe wyciągnęła telefon, a błysk flesza oślepił mnie na sekundę. „Pamiątka” – powiedziała po prostu, a jej ton nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. Pokazała mi ekran. Osoba, która na mnie patrzyła, to nie byłam ja. Zarumienione policzki, podkrążone oczy, rozmazane wcześniej, i pełne, błyszczące i niezaprzeczalnie kobiece usta. Przeszył mnie dreszcz, na poły przerażenie, na poły dreszcz.

    „W porządku” – uspokoiła mnie Chloe, odkładając telefon i pochylając się ponownie. Tym razem jej pocałunek był delikatniejszy, niemal satysfakcjonujący. „Jesteśmy tylko my. Nikogo więcej tu nie ma. Nikt inny się nie liczy”. Jej dłoń przesunęła się w dół mojej piersi, brzucha, a potem niżej, jej palce delikatnie muskały wrażliwą, nadwrażliwą skórę wewnętrznej strony mojego uda. Cień dotyku. Drgnęłam.

    „Cicho” – wyszeptała Maya, znów przy moim uchu, jej oddech był ciepły. „Noc się jeszcze nie skończyła. Sprawiłeś Chloe przyjemność. Teraz nasza kolej”. Jej eleganckie palce dołączyły do ??Chloe, obie pary dłoni zakreśliły ścieżkę w górę moich ud, rozchylając mi nogi odrobinę szerzej. „Będziesz dla nas taki dobry, prawda? Nasz śliczny, lśniący chłopiec”.

    Wzrok Chloe utkwił w moich oczach, mroczna obietnica w ich orzechowej głębi. „Pokażemy ci, do czego tak naprawdę służą te usta”. Jej kciuk musnął moje usta pokryte błyszczykiem. „A te… te będą takie przyjemne wszędzie”. Jej druga dłoń, ta między moimi nogami, w końcu dotknęła, nie mojej mięknącej długości, ale niżej, krążąc wokół miejsca, którego nigdy nie dotykano, nigdy nie brano pod uwagę. Miejsca, które zacisnęło się w nagłym, szokującym oczekiwaniu na delikatny, badawczy nacisk.

    Zaparło mi dech w piersiach. Zalała mnie zupełnie nowa fala wrażliwości, tysiąc razy głębsza niż bycie nagą. To był punkt bez powrotu. To było poddanie się, do którego dążyli przez cały czas.

    Uśmiech Mai był pusty.

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Andy Whore