Blog

  • Iza i Hania…

    Przyjechała Iza. Co prawda tylko na dobę, ale zawsze. Zarezerwował dla niej pokój w hotelu. Po długim spacerze po Starym Mieście i romantycznej kolacyjce w sympatycznej knajpce przeszli pomalutku do kompleksu sportowego, gdzie czekało na nich łóżko w hotelowym pokoju. To był jego pierwszy raz, to znaczy nie zdarzyło mu się jeszcze spędzić całej nocy w łóżku z kobietą… ..
    Jan przystąpił do działania. Całowali się bardzo długo, dłońmi rozpoznawał zakamarki kobiecego ciała, pieścił piękne piersi, delikatnie łaskotał aksamitną skórę. Łono miała tym razem lekko wygolone, nie miała takiego buszu, jak przy pierwszym spotkaniu; na przedłużeniu pipki zostawiła pasek gęstych i twardych włosków, którymi teraz się bawił. Wsunął palec w małą szparkę, poczuł wilgoć rozpalonego wnętrza, wyczuwał twardy guziczek łechtaczki. Jan pieścił dziewczynę bardzo delikatnie, czuł jak pod jego dotykiem pręży się i wygina z rozkoszy. Trzymała go za sterczącego penisa, masowała lekko, po chwili odepchnęła od siebie, zsunęła się do krocza. Z uznaniem w oczach podziwiała kształty i rozmiar penisa. Zlizała kroplę śluzu z czubka członka, rozchyliła usta, objęła nimi sterczącą pałkę, zaczęła ssać, przesuwając głowę do przodu i do tyłu. Jęczał z rozkoszy, wpychał swego kumpla głęboko do jej gardła. Czując nadchodzący orgazm wyskoczył z namiętnie pieszczących ust, nie chciał jeszcze kończyć, ponownie zwarli się w pocałunku. Iza położyła się na plecy, wciągnęła go na siebie. Nie był jej pierwszym kochankiem, miała ich kilku, w tym dwóch dojrzałych mężczyzn, którzy nauczyli ją, jak zadowolić partnera w łóżku, samej czerpiąc przy tym wiele rozkoszy.

    Wiedziała już, że Jan nie ma doświadczenia, widziała to i wyczuła po zachowaniu chłopaka. Delikatnie przejęła inicjatywę. Wsunęła w siebie sterczącą pałę, przydusiła nogami jego pośladki. Wszedł w wilgotne wnętrze prawie bez problemu, aż jęknął z rozkoszy, zaczął szybko poruszać się w gorącej cipce, chciał, żeby dziewczyna wiedziała, że nie ma do czynienie z jakimś lebiegą.
    – Spieszysz się gdzieś? – wyszeptała.
    – Nie, dlaczego? – podniósł się na rękach zdziwiony.
    – No to zwolnij, bo dojedziesz do mety, zanim ja się rozgrzeję… Chyba dawno nie kochałeś się, prawda?
    – Oj, bardzo dawno, będzie ponad pół roku – skłamał.
    Znowu nim pokierowała. Osiągnęli szczyt jednocześnie. Nie wiedział, że to jest aż tak przyjemne, nie miał do tego momentu okazji doznać orgazmu w cipce. Opadł na Izę, po kilku sekundach „wznowił akcję”. Członek znowu dumnie sterczał po chwilce odpoczynku. Nie dał już dziewczynie kierować sobą… Trwało to do bladego świtu. Kiedy zaczęło dnieć, leżeli obok siebie nadzy, spoceni, spełnieni. Izka patrzyła zamglonymi oczami w sufit, wstrząsał nią raz po raz dreszcz rozkoszy, Jan uśmiechał się pod nosem. Wreszcie stało się, poznał prawdziwy seks z doświadczoną kobietą…Wszystkie manewry miłosne wreszcie zakończyły się. Trwało to ponad półtora roku, do momentu, kiedy pogodził się z późniejszą żoną. Wszystko układało się tak, jak sobie wymyślił. Czy był przyszłej żonie wierny? Nie! To był łajdak, zdradzał ją na każdym kroku. Ale zawsze wracał. To nie jest usprawiedliwienie, bo choć kochał tę dziewczynę bardzo mocno, wielką miłością, to jednak fizycznie puszczał się na prawo i lewo. Dla niego każda kobieta, dziewczyna była celem, trofeum, które trzeba było upolować. Nie było to powodowane chęcią sprawdzenia się, udowodnienia sobie i im, że jest doskonałym kochankiem; nie, wiedział dobrze, że umie dać rozkosz każdej kobiecie, bez względu na wiek. Wpychał swego penisa w każdą dziurę, która się trafiła. Obojętne, czy to bardzo młoda dziewczyna z liceum, czy dojrzała mężatka, wszystkie umiał zadowolić.Ciągle jednak był jeszcze młodym chłopakiem z ogromną chęcią do życia i ruchania wszystkiego wokół… Ożenił się dopiero kilka lat później.

    Teraz nadeszła jesień. Jako (nomen-omen!) członek organizacji starszo-harcerskiej, Jan został wyznaczony do pomocy w organizacji zlotu młodzieżowego ZHP w ramach akcji „Jesienny liść dębu”. Udział brały Chorągwie z całego miasta, poszczególne zastępy miały przydzielonych instruktorów z HSPS (Harcerska Służba Polsce Socjalistycznej), której był członkiem. Dostał pod opiekę zastęp kierowany przez śliczną, filigranową, zgrabną szatynkę, Hanię. Była bardzo ładna, bardzo miła, bardzo sympatyczna, no i już w połowie dnia bardzo zapatrzona w nowego instruktora. Jan miał zdolności przywódcze, szybko więc opanował żywioł, jakim byli podwładni jej harcerze. Błyskawicznie zaprowadził w ich szeregach porządek, wymusił bezwzględne posłuszeństwo. Chłopakom imponowało to, że tym razem nie dowodzi nimi dziewczyna (choć bardzo fajna), a dorosły, czyli student.
    Bez najmniejszych oporów wykonywali wszystkie jego polecenia, a Hania coraz uważniej patrzyła na niego wielkimi oczami, z nieopisanym zachwytem. Była uczennicą liceum, co prawda już przygotowywała się do matury, która czekała ją za kilka miesięcy, i uważała, ze studenci to ludzie dorośli, dojrzali i odpowiedzialni. Dopiero dużo później przekonała się, jak bardzo się myliła… Teraz jednak zauroczona patrzyła na tego przystojnego, wysokiego Jana, czuła, że wzbiera w niej jakieś dziwne, do tej pory nieznane uczucie… Fascynował ją jego luz, umiejętność radzenia sobie z podwładnymi, poza tym urok osobisty chłopaka, no i te oczy… Podwładni Hani, którzy do tej pory dyskutowali nad poleceniami – nagle zaczęli wykonywać bez szemrania wszystkie komendy. Mało tego – też patrzyli na niego jak na swego wodza. Akcja „Jesienny liść dębu” skończyła się, podsumowano wyniki rajdu i okazało się, że ich drużyna zajęła trzecie miejsce! To był najlepszy wynik w historii Chorągwi. Spotkali się w tygodniu jeszcze dwa razy, ale były to bardzo krótkie randki, mieli przecież swoje obowiązki.
    Spotykali się na kawie w przytulnej knajpce mieszczącej się dość blisko od ich miejsc zamieszkania. Po wypiciu kawy i ukradkowych pocałunkach w policzek wracali do swych zajęć. Wreszcie Jan umówił się z Hanią na następną niedzielę. Po tradycyjnej kawie i ciachu poszli nad rzekę, spacerowali wzdłuż brzegu trzymając się za ręce. Zrobiło się ciemno, chłodno, ale nie zwracali na to uwagi, mieli przecież siebie. W pewnym momencie przyciągnął Hanię do siebie, objął mocno i wpił się w jej usta. Oddawała pocałunek, zachłannie ssała jego język, wpychała w usta swój, przygryzała wargi chłopaka. Jan czuł wzbierające podniecenie, jego przyjaciel w rozporku podniósł się i przeszkadzał w spodniach; nawet nie próbował tego przed Hanią ukryć. Przycisnął ją do siebie, wiedział, że wyczuła jego podniecenie, widział, że zdawała sobie sprawę, że to, co ją teraz trochę uwiera, to właśnie jego penis. Złapał dłoń dziewczyny i skierował na swe krocze, przez spodnie czuła jak nabrzmiał. Nie cofnęła ręki, ale też nie podjęła „akcji”. Wkrótce znowu poczuł znajomy ból nabrzmiałych jąder. Nie wytrzymał dłużej. Pomalutku przeszli w ciemne miejsce, gdzie nie sięgały promienie latarni na promenadzie, weszli w rosnące tam krzaki. Przytulił zaskoczoną dziewczynę, pocałował w szyję.

    – Musisz mi pomóc – wyszeptał Hani do ucha.
    – Pomóc? Ale jak? Nie wiem, co mam zrobić, nie mam pojęcia! – w jej głosie wyczuł lekkie wahanie…
    – Nie bój się, nie mam zamiaru namawiać cię do czegoś złego.
    – To dobrze, ale nadal nie wiem, na czym moja pomoc ma polegać.
    – Chcesz, żeby mi pękły jądra?
    – Co??? – patrzyła na Jana zaskoczona, odsunęła się od chłopaka.
    – Nic! Mężczyzna, jak się podnieci a nie może sobie ulżyć, przeżywa mękę, bo nabrzmiewają mu jądra i strasznie bolą. Jedyne lekarstwo to… opróżnić je.
    – Ale co ja mam zrobić? Jak mam ci pomóc? – popatrzyła na jego krocze. – Przecież ja jeszcze… Ja nigdy… Co ty…
    – W zasadzie to bardzo proste. – przerwał przestraszonej i zaskoczonej dziewczynie – Wymasuj mnie aż do wytrysku…
    – Co??? – ciągle zdziwiona patrzyła na chłopaka – Wymasować? Ale jak?
    – No to, co mówię jest bardzo proste. Złap mego penisa i pomasuj go. Ja się spuszczę i po kilku chwilach będzie ok. Teraz nie mogę nawet chodzić, tak boli. Proszę! Jeśli nie pomożesz – będę musiał sam sobie ulżyć…
    Zrobiła to. Bardziej z ciekawości, niż z potrzeby pomocy. Delikatnie ujęła kutasa w rękę, ledwo go obejmowała, po chwili ukucnęła, żeby lepiej widzieć ten wielki wałek i efekt swego działania. Zaczęła przesuwać dłonią po sterczącym członku, zachwycona, że stwardniał jeszcze bardziej. Patrzyła na niego, pierwszy raz miała okazję zobaczyć ten narząd z takiego bliska, do tego tak imponujących rozmiarów, choć, jak miała okazję wiele lat później przekonać się – były jeszcze większe i grubsze od tego, co miała przed oczami. Podobał się jej… Odskoczyła z piskiem w ostatniej chwili. Chłopak miał potężny wytrysk, wstrząsały nim dreszcze rozkoszy, z ust wydobył się jęk. Ostatnie skurcze wytrysku wymusił już sam, ręką, a wtedy Hania przestała przesuwać po nim swą dłonią, cmoknęła wilgotny koniec, zlizała z ust kroplę ciepłego śluzu, posmakowała ją.
    – Jest trochę słona, ale smaczna. Zawsze tak smakujesz? – zdziwiona patrzyła Janowi w oczy.
    – Nie mam pojęcia, nie próbowałem, ale to chyba kwestia diety.
    – Szkoda, że nie wiedziałam wcześniej, tyle się zmarnowało… – uśmiechnęła się figlarnie.
    Spotykali się wiele razy. Spacery, kino, wycieczki – zawsze przytuleni, trzymający się za ręce, jak to zakochani… Przynajmniej ona, bo on… On już wiedział, że ten flirt niebawem się skończy. Jeszcze tylko prywatka u Hani w domu. Zaprosiła na nią kilka koleżanek, które szczyciły się tym, że chodzą ze studentami, to je dowartościowywało w oczach przyjaciółek, czuły się bardzo dorosłe. Jan potrafił zachować się w każdym towarzystwie, umiał się dostosować do każdej sytuacji, więc rola zakochanego chłopaka nie stanowiła dla niego problemu. Bawili się wszyscy doskonale, tańce, kawały, gry…
    Towarzystwo rozeszło się po drugiej w nocy, Jan został. Skorzystał z łazienki jako pierwszy, dziewczyna weszła pod prysznic po nim. Poszli do sypialni, spali z Hanią w jednym łóżku. Tak jak mówię – spali. Przed zaśnięciem popieścili się trochę, ale zmęczenie imprezą wzięło górę i szybko zmorzył ich sen. Rano Jan pierwszy otworzył oczy. Patrzył na Hanię, na piękną, świeżą cerę, na młodzieńcze rumieńce kraszące jej policzki, na delikatny, ledwo widoczny meszek na górnej wardze… Zastanawiał się, kogo ta słodka dziewczyna znajdzie w dorosłym życiu, komu będzie się oddawać, komu urodzi dzieci…
    Hania odkryła się, kusa koszulka na naramkach podwinęła się, podziwiał więc niewielkie, jędrne, piękne piersi, patrzył na łono zarośnięte niezbyt długimi, mięciutkimi i miłymi w dotyku włoskami. Jan nie wytrzymał. Ostrożnie zaczął zsuwać się do dziewiczego krocza, pomału, żeby nie obudzić śpiącej dziewczyny. Ona, jakby czekając na niego, położyła się na wznak, chrapnęła cichutko, podkurczyła prawą nogę i odsunęła na bok. Wsunął się między uda, czuł zapach łona. Bardzo delikatnie polizał wargi sromowe, wsunął między nie język, wyczuł guziczek łechtaczki. Dziewczyna westchnęła przez sen, jeszcze bardziej rozchyliła nogi. Pomalutku pieścił językiem słodką cipkę, bardzo delikatnie, żeby nie obudzić śpiącej. Znowu westchnęła, poruszyła biodrami. W pewnej chwili Jan poczuł napięcie mięśni ud, znak, że Hania obudziła się, zareagowała na jego pieszczoty, choć nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co się wokół niej dzieje. Po sekundzie podniosła głowę, patrząc zdziwionym wzrokiem
    – Co robisz? – spytała sennym głosem.
    – Pieszczę cię z rana! Właśnie liżę twoją słodką pipeczkę.
    – Zwariowałeś? – obudziła się już na dobre, oparła się na łokciach, ale nie cofnęła bioder.
    – Tak, zwariowałem, zwariowałem przez ciebie. Masz śliczną, małą i różową cipkę – nie przerywał pieszczot.
    – Ale przecież wiesz, że ja jeszcze nigdy… – w cichym głosie dziewczyny słychać było niepewność i obawę przed nieznanym, pomieszane z ciągle narastającym, niespodziewanym podnieceniem – i  nie chcę…
    – Ciiiii, wiem o tym. pamiętam. Nie będziemy się kochać, a tylko pieścić, chcesz? – wyszeptał podnosząc się na łokciu.
    – Tak – też szeptała. – Ale delikatnie i ostrożnie, proszę.
    – Jestem i będę delikatny i ostrożny.
    Klęknął przed Hanią, wielki, sterczący członek bujał się przed jej twarzą. Przypomniała sobie zdarzenie nad rzeką, chwyciła kutasa w rękę, z trudem objęła główkę ustami. Wsuwała coraz głębiej, aż poczuła go w gardle. Cofnęła głowę, znowu go wessała, znowu cofnęła. Jan przewrócił się na bok nie wyciągając penisa z gorących ust. Pochylił się nad wilgotną cipką, w super pozycji sześćdziesiąt dziewięć, zaczął ją lizać i drażnić językiem. Hania poruszała rytmicznie biodrami, poddawała się pieszczotom. Nie mógł już dłużej, poczuł napływającą rozkosz. Chłopak podniósł się, przytrzymał mocno głowę laseczki, nie pozwolił cofnąć dopóki nie wyrzucił z siebie wszystkiego. Orgazm był tak silny, że Jan upadł na wznak, przez moment nic do niego nie docierało. Hania połknęła sporą porcję gorącej, lepkiej spermy, jeszcze więcej wyciekło z buzi i zmoczyło brodę, szyję i biust, część wypluła do chusteczki, wytarła usta.
    – Było ci dobrze? – spytała z niepewnym uśmiechem.
    – Bardzo dobrze, jesteś rewelacyjna! – Jan był w siódmym niebie.
    – Na pewno było ci dobrze? – przekomarzała się ze śmiechem.
    – No chyba widziałaś i czułaś, prawda?
    – Tak, ale ja jeszcze nie dotarłam do celu…
    – Przepraszam, kochanie, już naprawiam swój błąd!
    – Kochanie? Aaaaa, tak, tak rób… – nie dokończyła, zaczęła głośno wzdychać i jęczeć pod wpływem coraz gorętszych pieszczot.
    Chłopak ponownie zaczął lizać pipkę, masował palcami wargi, drażnił odbyt. Szczególnie zajął się guziczkiem łechtaczki, wrażliwym, malutkim, schowanym w delikatnych, różowych fałdkach. Muskał go leciutko, drażnił wirującym językiem, ssał, aż dziewczyną podrzucało, ściskała jego głowę rękoma, ciągnęła za włosy, zaciskała uda. Jan wiedział, że nie musi długo czekać. Zaczęła dygotać, trząść się jak w febrze, z ust wydobył się charkot. Zacisnęła znowu uda na jego głowie, myślał, że mu ją zgniecie. Po chwili opadła bez sił na poduszkę. Szybki oddech, falujące piersi, rozchylone usta, drgający spazmatycznie brzuch, rozchylone nogi – to wszystko podziałało na niego, jak afrodyzjak. Natychmiast poczuł wzrastające podniecenie, bez chwili wahania wsunął ciągle stojący członek w zachłanne usta dziewczyny. Ssała go zapamiętale, masując rękami, niezbyt mocno dusiła, drażniła i masowała jego jądra, ciągle pełne nasienia, które chciał wyrzucić na zewnątrz; czuł znajomy ból podniecenia. Doszedł znowu. Tym razem Hania nie wypluła spermy, była to znacznie mniejsza porcja, więc połknęła wszystko.
    Spotkali się jeszcze kilka razy, było miło i sympatycznie, ale fizycznie nie zbliżyli się już do siebie, spotkania kończyły się na uściskach i pocałunkach… Fakt, że bardzo namiętnych, ale to były tylko pocałunki… Także ten romans, tak jak wszystkie poprzednie, skończył się szybko, bo…
    Była Ilona…

     

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Jan Sadurek
  • Mama i jej corki cz.1

    Pewnego dnia po pracy, Jan poszedł na zakupy. Wychodząc ze sklepu dosłownie złapał przewracającą się dziewczynę. Potknęła się o wystający próg i gdyby nie zareagował – runęła by z impetem na chodnik. Łapiąc lecącą dziewczynę chwycił ją w pół i przytrzymał mocno. Jedna ręka wylądowała na jej piersi, drugą objął smukłą kibić.

    – Masz szczęście, że tutaj byłem, inaczej skończyła byś na chodniku z wielkim guzem – uśmiechnął się szeroko

    – Za ratunek należy się nagroda! Przecież gdybym cię nie chwycił była byś… upadłą kobietą!

    – Dziękuję, rzeczywiście, gdyby nie ty to bym tu leżała z rozbitym kolanem, łokciem, albo głową – popatrzyła uważnie na chłopaka – A jaką nagrodę masz na myśli?

    – Hmmm, niech się zastanowię… Już wiem – dasz się zaprosić na kawę i ciacho!

    – Dlaczego nie, i tak nie mam dzisiaj żadnych planów. To gdzie idziemy?

    – Może tutaj, do „Capri”?

    – Ok, chodźmy. Aha, mam na imię Justyna, a ty?

    Przedstawił się i przepuścił dziewczynę przodem. Stąpając z tyłu taksował jej figurę. Twarz widział, Justyna byłą bardzo ładną dziewczyną, w typie cygańskiej urody – ciemna cera, duże oczy, mały, zgrabny nosek dość wydatne, pełne usta. Widok, jaki miał przed sobą też był niczego sobie. Szczupła, długie nogi, kształtu pupy nie widział, zasłaniał ją krótki płaszczyk, ale domyślał się, że też jest zgrabna i foremna. Biust już czuł pod ręką, więc miał ogólny obraz ślicznej, młodej kobiety. Pomógł zdjąć płaszcz, jego przypuszczenia sprawdziły się. Pupa Justyny była bardzo szczupła, taka, jakie lubił najbardziej. Zajęli miejsce przy stoliku w głębi sali. Nie było zbyt wielu gości, mogli spokojnie rozmawiać. Justyna okazała się miłośniczką polskiego filmu, co było również jego zamiłowaniem; tematów do dyskusji więc nie zabrakło. Nawet się nie spostrzegli, kiedy minęły prawie trzy godziny ich przypadkowej randki. Dowiedział się, że dziewczyna jest studentką, mieszka razem z koleżanką w wynajmowanym mieszkanku w dużym mieście, a tutaj jest na feriach u mamy, zaliczyła sesję w terminie zerowym. Ojca nie miała, zostawił je, kiedy miała kilka lat, nawet nie pamiętała go za bardzo, po odejściu od rodziny nie interesował się nimi wcale. Dobrze im się rozmawiało, Jan zaproponował kolejne spotkanie. Umówili się na następny dzień, w tym samym miejscu, o tej samej godzinie. Tak jak wczoraj – czas mknął ekspresowo, nawet nie zauważyli, kiedy zrobiło się bardzo późno.

    – Odprowadzę cię do domu, jest późno i ciemno.

    – Nie widzę problemu, to spokojna ulica, ale jeśli chcesz?

    – Chcę.

    Na zewnątrz było bardzo zimno. Justynę przebiegł dreszcz chłodu, przytuliła się do chłopaka. Wsunęła rękę pod jego łokieć i pomalutku poszli w kierunku jej domu. Przed bramą jeszcze chwilkę rozmawiali, znowu umówili się na następny dzień. W pewnym momencie Jan nie wytrzymał. Ujął w dłonie twarz dziewczyny i przywarł do jej ust. Justyna odwzajemniła pocałunek, po chwili ich języki wykonywały szaleńczy taniec..

     – Fantastycznie całujesz – wyszeptała – Ale muszę już iść.

    – Też masz sprawny języczek, nie tylko w gadaniu!

    – On ma jeszcze inne umiejętności – odparła, uśmiechając się tajemniczo

     – Jakie?

    – Na to musisz jeszcze trochę poczekać, może kiedyś się dowiesz… Ale naprawdę muszę już uciekać.

    Spotykali się codziennie. Justyna coraz bardziej podobała się chłopakowi, jak sądził chyba ze wzajemnością. Wydawała się trochę tajemnicza, nie zaprosiła go nigdy do siebie, widywali się tylko na mieście; w końcu nadarzyła się okazja do bliższego poznania. Kolega Jana z roku, Antek, zaprosił go na urodziny, Jan miał być z osobą towarzyszącą. Impreza zaplanowana na dwa dni, nocleg w pensjonacie prowadzonym przez rodziców Antka. Jan nie zastanawiał się zbyt długo. Z Iloną praktycznie nie miał kontaktu, widział ją tylko kilka razy w mieście i po za zdawkowym „cześć” nie rozmawiali wcale… Poza tym miał też swój plan, dotyczący nowej znajomości, pomyślał więc o Justynie; no i tylko ją znał na tyle bliżej, że mógł zaproponować wyjazd. O dziwo, zgodziła się natychmiast.

    – Ale wiedz, że będziemy spali w jednym pokoju, może nawet w jednym łóżku! – ostrzegł uradowaną dziewczynę.

    – Chyba mnie nie zjesz, prawda? – uśmiechnęła się zalotnie – Poza tym nie jestem malutką dziewczynką.

    – No to bądź gotowa w piątek, o szesnastej podjedzie znajomy i nas zabierze.

    – To impreza oficjalna, czy taka bardziej na luzie?

    – Sam nie wiem, bądź gotowa na każdą okazję.

    W piątkowe popołudnie wsiedli do auta znajomego z pracy. Jan oniemiał na widok olbrzymiej walizy Justyny, sam miał małą torbę i garnitur w pokrowcu.

    – Mówiłeś, że mam być gotowa na każdą okazję! Nie gap się tak, tylko wsadź bagaż do auta! – wydawała polecenia.

    – Ale… – próbował oponować.

    – Nie ma żadnego „ale”!

    – No dobra, twoje górą – postękując załadował wielki bagaż do samochodu, ledwo się tam zmieścił.

    Podróż nie trwała długo, już po godzinie byli na miejscu. Umówił się ze znajomym, ustalił porę, kiedy będzie mógł ich znowu zabrać wracając do domu. Antek rozradowany czekał w progu pensjonatu.

    – Fajnie, że jesteście, możecie wybrać dowolny pokój na piętrze, jesteście pierwsi. – popatrzył z zainteresowaniem na Justynę

    – Miło mi cię poznać, jestem Antoni, dla przyjaciół Antek.

    – Justyna, dla przyjaciół Justyna, też mi miło i dziękuję za zaproszenie – uścisnęła wyciągniętą dłoń.

    – Idźcie na górę, pokoje dla nas są na pierwszym piętrze. Impreza ma zacząć się o dziewiętnastej, macie więc trochę czasu dla siebie. Jeśli jesteście głodni – na dole w piekiełku czeka obficie zaopatrzony bufet. Tylko nie spóźnijcie się zbytnio! – puścił oko do Jana i poszedł zająć się następnymi gośćmi, którzy właśnie nadjechali. Wtaszczyli się z bagażami na piętro. Pokoje w zasadzie były bardzo do siebie podobne, ale jeden wyróżniał się bardzo dużym łóżkiem z lustrem na suficie.

    – Co powiesz na ten? – Justyna stanęła w progu – Może być?

    – Może być, mi to obojętne, chcę już gdzieś postawić tę twoją nieszczęsną walizkę!

    – Mówiłam, że sama ją wniosę!

    – Tak, chyba na pierwszy stopień, potem byś zemdlała z wysiłku.

    – Tralala, nie wiesz, jaka jestem silna.

    – OK, siłaczko, kto pierwszy do łazienki?

    – Idź ty, ja muszę sobie wszystko poszykować i rozpakować walizeczkę.

    Wyciągnął z torby przybornik z kosmetykami, wszedł do obszernej, jasnej łazienki. Prysznic z letniej wody dobrze mu zrobił. Co prawda puścił wodze fantazji, wyobrażając sobie, co będzie robił z Justyną, ale wolał zachować się z rezerwą, po co kolejny ból jąder i własnoręczne rozładowanie napięcia w razie niepowodzenia… Ubrany w gruby szlafrok wyszedł z mokrą głową z łazienki i oniemiał! Justyna stała na środku pokoju ubrana tylko w koronkową bieliznę, przykładała do siebie kolejną sukienkę.

    – Co się gapisz? Lepiej powiedz, w której mam iść?

    – Według mnie możesz iść nawet nago!

    – Głupek! Żeby wszyscy patrzyli na gołą laskę, zamiast na jubilata?

    – Ja bym mógł cały czas patrzeć.

    – Spadaj, idę do łazienki.

    Tak jak mówił – Jan gapił się z zachwytem na dziewczynę, która znikała za drzwiami toalety. Ona była zjawiskowo piękna! Usiadł na łóżku, pogładził powstającego przyjaciela. Rozsunął poły szlafroka i popatrzył na swe krocze – Co, chętnie byś się dobrał do tej dupci, prawda? Nie wiadomo, może się uda… Położył się na świeżej pościeli, przymknął oczy, jego wyobraźnia ruszyła… Leżał tak dłuższą chwilę, nie zdając sobie sprawy z upływu czasu. Justyna w szlafroku i zawoju z ręcznika na głowie szturchnęła go delikatnie.

    – Śpisz?

    – Nie, marzę…

    – Nie masz nic lepszego do roboty?

    – No jakoś nie.

    – No to się odwróć, muszę się ubrać.

    Przeturlał się na prawy bok, tyłem do dziewczyny. Podniósł głowę i uśmiechnął się radośnie. Wielkie lustro nad łóżkiem doskonale odbijało jej sylwetkę. Zaśmiał się cichutko, ale Justyna usłyszała i też podniosła głowę.

    – Ty draniu podglądaczu! – stanęła nad nim goła, tylko z ręcznikiem na włosach

    – A ja nie mam prawa widzieć?

    – Co chcesz widzieć? – spytał niepewnie, czując, że penis podnosi mocno głowę – ja tylko…

    – Co tylko? Zdejmuj szlafrok!

    – A jak zdejmę, to co dalej?

    – Ale jesteś niemota! Pokaż mi go w końcu! Uklęknęła przed łóżkiem, rozchyliła poły szlafroka skrywającego klejnoty Jana.

    – Jaki on ładny, wielki! I jak pięknie stoi… Dasz mi go spróbować? – oblizała wargi z lubieżnym uśmiechem – Podoba mi się ten przystojniaczek…

    Ostatnie słowo było mało zrozumiałe, bo już miała penisa w ustach. Złapała jedną dłonią podstawę sterczącego kutasa, drugą zaczęła go pomału masować. Językiem oplatała nabrzmiałą główkę, lizała jądra. Jan westchnął głośno. Nawet w najśmielszych marzeniach nie zakładał takiego początku imprezy. Zdjął ręcznik z głowy Justyny, mokre włosy rozsypały się poczuł je na brzuchu i udach. Położył dłoń na głowie dziewczyny i począł mocniej dociskać. Zakrztusiła się na chwilkę, ale zaraz wróciła do przerwanej czynności. Jan czuł niesamowity wzwód, kutas spęczniał i wydłużył się jak nigdy dotąd. A ona brała go prawie całego, zdawało mu się, że główka opiera się o jej migdałki. Nie przerywała, jeszcze bardziej próbowała wcisnąć go w usta. Nie mógł się powstrzymać, rozwiązał pasek szlafroka, zdjął go z siebie, wstał. Justyna nadal ssała olbrzymi organ. Patrzył na jej zgrabną pupę, niezbyt duże, ale bardzo kształtne i pasujące do jej postury piersi, patrzył na długie, szczupłe i bardzo zgrabne nogi. Podniosła wzrok, popatrzyła mu w oczy z niemym pytaniem. Wiedział, czego oczekuje. Schylił się, objął dłońmi jej pupę, pogłaskał i dał lekkiego klapsa. Westchnęła bezgłośnie, wstała z kolan. Pocałunek był bardzo długi i niezwykle namiętny. Położyli się na łóżko.

    Jan całował jej oczy, zgrabny nosek, brodę… Pocałunkami posuwał się coraz niżej, z szyi na piersi, które lizał i delikatnie kąsał sutki, wywołując głośne westchnienie dziewczyny; lizał brzuch, rozsunął długie nogi, zgiął je w kolanach. Przed oczami miał samą słodycz – piękną muszelkę pipki pod małą kępką delikatnych, ciemnych włosków na łonie. Polizał cipkę, dłońmi rozchylił wargi. Nad dziurkami sterczał twardy guziczek łechtaczki, zaczął więc go ssać i dusić językiem. Ciało Justyny wycięło się w łuk, z ust wydobyło się ciche charczenie. Przyspieszył ruchy, przygryzał wargi sromowe, wsuwał język do środka pipki, spijał jej słodkie soki. Podniósł wyżej drżące biodra, zsunął się na odbyt, lizał drugą dziurkę, wibrował w niej językiem, w końcu w obie wsunął palce, zaczął nimi onanizować piękną dziewczynę. Justyna już nie charczała. Pojękiwała głośno, niekiedy głośniej krzyknęła. Jan podniósł się, sterczącą pałę pomalutku wsunął w kapiącą sokami i śluzem cipkę. Wbił się w nią po jajka, wycofał i znowu uderzył.

    Jego ruchy były coraz szybsze, słychać było klaskanie jąder odbijających się od pupy dziewczyny. Nie panowała już nad emocjami. Twarz wykrzywiła w spazmie rozkoszy, rozchyliła usta i zaczęła głośno wrzeszczeć. Na szczęście pod ręką była… poduszka. Zakrył twarz podnieconej dziewczyny i kontynuował swoje dzieło. Poczuł, że sam zaczyna też dochodzić. Nie chciał jednak tego, więc wycofał się z pipki i odwrócił Justynę na brzuch. Splunął na jej kakaową dziurkę, rozchylił pośladki i pomału zaczął wchodzić w zgrabną, ciasną pupę. Znowu wrzasnęła, ale podniosła biodra, żeby mógł swobodniej i głębiej w nią wejść.

    – Nie za ostro – wydyszała – dawno tam nikogo nie było.

    – Jestem zawsze delikatny, ale twoja pupa jest cudownie gorąca…

    Przepchnął łeb penisa przez zwieracze, poczuł, że kochanka zaciska je rytmicznie potęgując doznania obojga. Prawie położył się na dziewczynie, wsunął pod nią obie ręce. Prawą na wysokości biustu, dłonią ściskał i masował młode piersi, lewa ręka zawędrowała między nogi Justyny, objął dłonią jej cipkę i drażnił sterczącą ciągle, twardą łechtaczkę. Z całym impetem natarł na wypiętą pupę. Jego ruchy przypominały pracę tłoka parowego, pompował tyłek kochanki nie zważając na jej wrzaski stłumione pościelą. Czuł, że dochodzi. Jeszcze mocniej przycisnął ją do siebie i zamarł. Sekundę później sam schował głowę w poduszkę, nie potrafił opanować ryku wydobywającego się z gardła. Całe ciało drgało konwulsyjnie wpompowując w pupę Justyny potężną dawkę spermy. Leżał na niej jeszcze chwilę, potem przeturlał się na bok. Popatrzył na dziewczynę. Justyna miała nieprzytomne oczy, całym pięknym, zgrabnym ciałem rzucały dreszcze, pojękiwała cicho. Włosy w nieładzie, zamglone oczy, rozchylone usta, rumieniec na spoconej twarzy… Wyglądała zachwycająco pięknie.

    – Jesteś piękna…

    – A ty wariat – wydyszała – jak mogłeś mnie tak wykorzystać, biedną bezbronną istotę! – uśmiechała się, jeszcze podrygując.

    – Ale masz kondycję, myślałam, że wyzionę ducha. No i ten twój koleś taki słodki… A gdzie on jest?

    – Schował się przed tobą, boi się, że go zjesz.

    – Pokaż mi go, chcę dać mu buzi.

    Położył się na brzuchu, rozchylił uda. Justyna popatrzyła na sflaczały organ z litością w oczach.

    – Biedaczek, trzeba przywrócić go do życia!

    – Daj mu spokój, on już ledwo zipie, tak zresztą, jak ja. Po takich zapasach potrzebujemy trochę czasu.

    – Ale my go nie mamy, popatrz, która godzina!

    Wyskoczyli z pościeli, pod prysznic weszli razem. Namydlił dłonie, zaczął myć jędrne pośladki Justyny, przeniósł ręce na jej biust. Jeszcze podniecenie nie opadło z niej do końca, sutki sterczały dumnie otoczone małymi, brązowymi kółkami brodawek. Obrócił dziewczynę tyłem do siebie, przywarł do niej całym ciałem. Mył jej brzuch, potem dłonie zawędrowały między uda. Dotknął cipkę, wsunął w nią palec

    – Auć, delikatnie, jest bardzo podrażniona. A ty masz trzecią rękę, bo czuję coś na swojej pupie?

    – Sam jestem zdziwiony, że tak szybko powstał, widocznie masz na nas zbawienny wpływ.

    – Dość tej zabawy, szykujmy się w końcu do wyjścia.

    Do początku imprezy zostało już tylko pół godziny, ale zdążyli. Jan założył swój nieodłączny garnitur, Justyna była w długiej sukni z jakiegoś lejącego się, ciemnozielonego materiału, doskonale współgrającego z jej cerą i czarnymi włosami. Przez duże wycięcie na plecach widać było, że nie założyła stanika. Lekko opięta pupa też nie była niczym ograniczona – chyba nie miała na sobie żadnej bielizny. Pończochy na długich zgrabnych nogach prezentowały się rewelacyjnie – widać je było w długim rozcięciu na boku kiecki. Włosy upięła w koczek, dyskretny make-up uzupełniał całość. Ogólnie prezentowała się rewelacyjnie.. Wszyscy faceci, a i większość kobiet – z bardzo różnych przyczyn – nie mogli oderwać od niej wzroku. Jan znał większość towarzystwa, przedstawił Justynę jako swoją dziewczynę. Popatrzyła na niego nieco zdziwiona.

    – Od kiedy tak jest? Dlaczego nic o tym nie wiem? – zapytała szeptem

    – Oj, daj spokój. Jesteś moją dziewczyną przynajmniej dzisiaj, z inną nie przyjechałem.

    Impreza pomału nabierała ferworu. Wraz z ilością wypitego alkoholu wzrastał gwar rozmów i śmiechu. Tańczyli, bawili się, opowiadali sobie dowcipy. Justyna była rozrywana w tańcu, praktycznie nie siadała do stolika. Na twarzy zarysowały się mocne rumieńce, na górnej wardze kropelki potu świadczyły o zbliżającym się zmęczeniu. Usiadła do stołu, nalała sobie wody, wypiła duszkiem uśmiechając się dookoła i odmawiając kolejnym danserom. W tym czasie Jan obejmował w wolnym kawałku dziewczynę któregoś ze znajomych. Beata, bo tak miała na imię, była lekko podpita, opierała się na nim całym ciężarem. Popatrzyła chłopakowi w oczy.

    – Dobrze się rucha, prawda?

    – CO??? – zdziwiony aż odsunął się od niej – co ty pleciesz?

    – No jak to, przecież wszystkie baby tutaj opowiadają o tobie, jaki jesteś ruchacz – jebaka! A ona też nie cnotka.

    – Skąd ci się to wzięło?

    – A bo widzisz, znam Justysię dość dobrze i wiem, że święta to ona nie jest, tak jak one wszystkie – zatoczyła ręką dookoła – a i o tobie też trochę wiem, mam przyjaciółkę, opowiadała mi dużo o tym, co robisz z babami. Ma na imię Ilona!

    – Ilona? A co takiego ci naopowiadała? – nie wiedział, czy ma być dumnym ze swoich osiągnięć łóżkowych, czy wręcz przeciwnie.

    – Dużo. Między innymi powiadała o waszej nocy u znajomych, opowiadała, jak później nie mogła chodzić, ani siedzieć… Wiesz, też bym tak chciała! – widział w jej oczach coraz mocniejszy wpływ alkoholu – Wyruchaj mnie w dupę, jeszcze nigdy tego nie robiłam a mój Zbysiu brzydzi się moją dupką. Ale powiedz, zgrabna jest, prawda? – klepnęła się po pośladku, zsunęła na niego dłoń Jana

    – Tak, zgrabna, ale usiądźmy już, patrzą się na nas. – chciał odprowadzić podpitą dziewczynę do stołu.

    – Nigdzie nie idę! – wyrwała się – chcę tutaj być, tańczyć!

    – I chcę, żeby mnie ktoś wyruchał w dupę – dodała już szeptem, spuszczając głowę – najlepiej by było, gdybyś to był ty…

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Jan Sadurek
  • Iwona, pierwsza milosc

    Minął czas studiów, praktyk, Jan zaczął normalne, „dorosłe” życie. Miał dobrą robotę, niezłą płacę, pomału awansował w strukturach firmy w której pracował. Doszedł do stanowiska kierownika dużego działu, miał pod sobą kilkunastu pracowników i pracownic. Niektóre nawet bardzo interesujące, ale Jan wyznawał zasadę, że „ gdie żywiosz – nie jebiosz”, więc nie zawracał sobie nimi głowy, choć był pewien, że co najmniej dwie z nich miały na niego ochotę. Podpytywały ciągle o coś, uśmiechały się zalotnie; widząc, że się zbliża poprawiały włosy, wyprężały biusty… Pewnego pięknego, słonecznego ranka, Jan oddał samochód na przegląd do zaprzyjaźnionego mechanika, wobec czego zmuszony był (to chyba zrządzenie losu!) jeździć autobusem.

    Od kilku dni był sam, żona z dziećmi pojechała do teściowej, wszak to wakacje, miał pojechać po nich dopiero za dwa tygodnie. Nie mając auta musiał korzystać z komunikacji miejskiej. W autobusie nie było dużo ludzi, do południa, w pełni lata większość mieszkańców była nad wodą, na wakacjach, albo w pracy. Zwrócił uwagę na siedzącą z przodu szczupłą blondynkę. Nawet ładna, lekko pociągła twarz, niezbyt wielki, zgrabny biuścik, ubrana w zwiewną, lekką, letnią sukienkę. Przypatrywał się dziewczynie z zainteresowaniem, zastanawiając się, skąd ją zna, gdzie już ją widział… Ona też patrzyła na faceta, jakby szukała w pamięci i próbowała sobie przypomnieć, czy już kiedyś spotkała tego mężczyznę. W pewnym momencie Jana „oświeciło”. Uśmiechnął się szeroko, już chciał podejść do nieznajomej, gdy autobus zatrzymał się na jego przystanku, musiał tutaj wysiąść. Zobaczył jednak, że obserwowana dziewczyna wychodzi przednimi drzwiami. Podszedł pewnym krokiem, przyjrzał się jej z bliska. „Tak, to ona, jestem pewien” pomyślał. Wyciągnął do niej rękę

    – Dzień dobry, co za niespodziewane spotkanie! – uśmiechając się cały czas potrząsnął delikatnie wyciągniętą dłonią.

    – Janek? – dziewczyna chciała się upewnić – patrzę, patrzę i oczom nie wierzę! Skąd się tu wziąłeś?

    – Musiałem podjechać autobusem, auto mam u mechanika. Iwona, ty nic się nie zmieniłaś! Nie, co ja gadam, jesteś piękną kobietą!

    Bo to była właśnie Iwona – jego pierwsza miłość jeszcze z podstawówki! Rysy twarzy prawie się nie zmieniły, jednak nie miał przed sobą podlotka sprzed lat, a bardzo interesującą młodą kobietę.

    – Za to ty urosłeś i wyprzystojniałeś. Ile lat się nie widzieliśmy?

    – Będzie chyba prawie dwadzieścia, szmat czasu. Ale się z ciebie laska zrobiła, no, no! I pomyśleć, że chodziliśmy ze sobą, jak byłaś takim patyczakiem, chudziną. A jak moi kumple mi zazdrościli! Miałem dziewczynę, a większość z nich nie…

    – A ty byłeś dużo niższy niż teraz i też byłeś chudy – roześmiała się radośnie – Moje koleżanki też zazdrościły mi starszego chłopaka! Co teraz porabiasz?

    – Teraz? Teraz zastanawiam się, czy znajdziesz czas na kawę i rozmowę.

    – Pytam ogólnie, czym się zajmujesz. Czas mam, nie mam dzieci, ani męża, ten palant dla młodziutkiej dupeczki z wielką kasą zostawił mnie ponad rok temu i oboje uciekli przed rodzinami aż do Australii! A ja teraz mam ostanie dwa dni urlopu i siedzę w domu.

    – No to ma do ciebie kilka kilometrów ten twój były facet… No to co? Kawa? – ponownie zaproponował, nie przestając się uśmiechać

     Usiedli w ogródku pierwszej z brzegu kafejki, rozgadali się, nie zauważyli, że dawno minęło południe, nadeszła pora obiadu. Jan zaproponował zmianę lokalu, nieopodal była bardzo dobra restauracja. Przespacerowali się kilka ulic dalej, znowu wybrali ogródek, zamiast dusznej sali; po pysznym posiłku i lampce wina poszli do parku. Dobrze im się rozmawiało, dopytywali się o swą przeszłość, opowiadali sobie anegdoty ze swego życia. Nadszedł wczesny wieczór, zrobiło się trochę chłodno, Jan zauważył, że Iwona lekko kuli się z zimna, na rękach ma gęsią skórkę. Zdjął luźną koszulę, otulił nią zziębniętą dziewczynę. Miał na sobie t-schirta, poza tym nie było mu zimno.

    – Chłodno się zrobiło, prawda? Może wejdźmy gdzieś? – zaproponował.

    – Janku, chyba pójdę do domu, rzeczywiście zrobiło się jakoś zimniej, a mieszkam dwa kroki stąd. Odprowadzisz mnie?

    – Oczywiście, chodźmy więc.

    Po kilku minutach stali przed wejściem do bloku, w którym mieszkała Iwona.

    – To tutaj. Dziękuję za bardzo fajny dzionek, było naprawdę sympatycznie. No popatrz, co za spotkanie, prawda? Po tylu latach…

    – Prawda, mi też było bardzo miło. Spadam, może jeszcze zdążę odebrać auto. Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze? – podał rękę dziewczynie.

    – Oczywiście, chętnie się z tobą spotkam, do zobaczenia, więc, masz mój numer telefonu, zadzwoń, jak będziesz miał czas i chęć pogadać – nie zdjęła z ramion okrywającą ją koszulę i szybko zniknęła w klatce schodowej.

    Jan jeszcze zdążył odebrać samochód, jego mechanik pracował do późnych godzin wieczornych, nie było więc problemu. Pojechał do domu, siadł chwilkę przed telewizorem, ale nie włączył go, rozejrzał się po pustym mieszkaniu. Żony z dzieciakami nie było, pojechali przecież do końca wakacji do babci, nad jezioro. Jutro była sobota, też nie musiał być w pracy. Jan podjął szybką decyzję. Wskoczył pod prysznic, odświeżył się, jeszcze raz w tym dniu ogolił, na grzbiet wciągnął czystą koszulę, wyjął z barku butelkę wina i po chwili był gotów do wyjścia. Kilkanaście minut później dzwonił do drzwi Iwony. Dłuższą chwilkę nic się nie działo, pomyślał, że śpi, albo gdzieś wyszła, albo… ktoś u niej jest. Już miał odejść, kiedy usłyszał przez drzwi

    – Kto tam?

    – To ja, Janek.

    Szczęknął zamek, drzwi się uchyliły, stała w nich Iwona. Ubrana w szlafrok, włosy owinięte ręcznikiem wskazywały, że wyszła spod prysznica, albo szykowała się do kąpieli.

    – Nie mogłem nie przyjechać, przepraszam, jeśli nie chcesz mnie teraz widzieć powiedz to – spuścił wzrok.

    – Zwariowałeś chyba. Po cichutku liczyłam, że wrócisz – mocno chwyciła Jana za koszulę i wciągnęła do mieszkania.

    – Jeszcze raz przepra… – nie dokończył, zamknęła mu usta pocałunkiem.

    – Właśnie wyszłam z kąpieli, dlatego czekałeś. Proszę, rozgość się. Kawa? Herbata? O masz nawet wino? – wskazała ręką kanapę.

    – Usiądź, coś przygotuję – wyszła do kuchni.

    – A wiesz, że nie wziąłeś swej koszuli? Uprałam ją, suszy się na balkonie. – usłyszał głos Iwony dobiegający z kuchni. – Zaraz ją wyprasuję.

    – Nie szkodzi, koszul mam kilkanaście, a to miała byś pretekst, żeby mnie odwiedzić. Nie prasuj, i tak się wygniecie.

    Jan rozglądał się z zaciekawieniem po mieszkaniu. Bardzo ładne, trzypokojowe, urządzone z gustem, schludne gniazdko młodej kobiety. Nie przepełnione zbędnym gratami, na ścianach interesujące akwarele i dużo kwiatów; wszystko to tworzyło ciekawy, ciepły, domowy klimat. Iwona wniosła tacę z herbatą i owocami, postawiła na stole, obok otwartej butelki wina i kieliszków, siadła obok Jana. Poły szlafroka rozchyliły się, ukazując mocne, gołe uda i płaski brzuch. Nie poprawiła odzienia, przysunęła się bliżej mężczyzny.

    – Chyba też niedawno wyszedłeś z kąpieli, bo zupełnie inaczej pachniesz – przysunęła się jeszcze bliżej, kładąc dłoń na udzie Jana.

    – Zgadłaś, odebrałem samochód, wykąpałem się i przyjechałem… Musiałem przyjechać… – objął ją ramieniem, drugą ręką ujął brodę dziewczyny i podniósł bliżej swej twarzy.

    Patrzyli sobie w oczy, uśmiechali się do siebie, w końcu usta zwarły się w namiętnym pocałunku. Iwona nie próżnowała, zajęła się paskiem od spodni i rozporkiem, żeby wydobyć na wierzch tajemnicę, którą tam ukrywał. Popatrzyła na to, co trzymała w ręce, jej oczy zrobiły się okrągłe i wielkie jak spodki.

    – Jezus, co ty tam masz… – wyszeptała zaskoczona.

    – Jan, nie Jezus, pomyliłaś mnie z kimś – uśmiechnął się – a on taki mi urósł, co poradzę? Nie podoba się tobie?

    – Jest, jest… – szukała określenia – wspaniały! Muszę dać mu buzi. Nachyliła się nad powstającym kutasem i pocałowała jego czubek, zlizując krople śluzu wypływające z głowicy; po chwili miała go w buzi.

    Onanizowała Jana ustami, drażniła nabrzmiałe jądra, lizała go i ssała. Chłopak nie pozostał obojętny na pieszczoty, zdjął z Iwony szlafrok, patrzył na jej zgrabne ciało. Jednak zmieniła się od ostatniego razu, kiedy widział ją w stroju sportowym na lekcji wychowania fizycznego. Rozchylił nogi dziewczyny, dłonią objął jej cipkę. Patrzył na błyskawicę wystrzyżoną z włosów łonowych, takiej fryzurki intymnej jeszcze nie widział. Kciukiem wyczuł łechtaczkę, zaczął ją drażnić, palec wskazujący wsadził w cipkę. Była bardzo mokra, śliska i ciepła. Iwona szerzej rozchyliła nogi, podniosła trochę biodra. Teraz widział jej krocze w całej okazałości. Patrzył na smukłą szyję, niewielki biust z dumnie sterczącymi sutkami, na płaski brzuch i szczupłe, ale dobrze umięśnione uda. Przypomniał sobie, że gdzieś słyszał, że jego dawna miłość z podstawówki, Iwona, trenuje biegi. „Stąd takie fajne nogi” pomyślał. Odsunął dziewczynę od siebie, wstał. Zdjął koszulę, do końca ściągnął opuszczone spodnie, potem uwolnił Iwonę od szlafroka i turbanu na włosach. Przytulił ją do siebie, ujął mocno pod pupą i podniósł do wysokości swych bioder., przełożył ręce pod kolana dziewczyny, podniósł ją jeszcze trochę wyżej. Domyśliła się jego intencji, dłonią poszukała sterczącego członka i naprowadziła go na swą wypiętą i oczekującą pipkę. Nie spiesząc się opuszczał biodra dziewczyny nadziewając ją na kutasa, po chwili był cały w niej. Objęła Jana za szyję, sama zaczęła podciągać się i opadać na ciągle jeszcze pęczniejącym penisie. Czuła, jak wypełnia całe je wnętrze, jak trze o ścianki pochwy, jak daje jej niesamowitą, dawno już nie przeżywaną z taką intensywnością rozkosz. Przyspieszyła ruchy bioder rzucając się do przodu i do tyłu, po kilku sekundach musiał ją mocno przytrzymać, znieruchomiała zupełnie bez sił, po chwili jednak dygotała cała i popiskiwała szybko oddychając.

    – Masz zajebistego kutasa – wyszeptała po chwili, kiedy położył ją na kanapie – czułam go pod żołądkiem.

    – Żebyś poczuła go pod żołądkiem musiał bym wejść w ciebie z drugiej strony – roześmiał się Jan – masz bardzo zgrabną pupę, ładniejszą od tej, którą oglądałem dwadzieścia lat temu.

    – CO? A gdzie ją oglądałeś – spytała zaskoczona.

    – Jak to, gdzie? A lekcje w-f?

    – No tak, tam miałyśmy takie dziwne stroje, że potrafiły odsłonić pół pupy. Mówiąc że z drugiej strony co miałeś na myśli? Przecież miałam go już w buzi! No, powiedzmy, że miałam, próbowałam w każdym razie wsunąć ten wał mięska jak najgłębiej, ale nie mam wprawy. Chcesz może wejść w… pupę? Chyba się nie uda, nie próbowałam tego często, może ze dwa, albo trzy razy, ale nie pamiętam, żeby było to przyjemne, raczej chyba nie… – zawahała się.

    Przerwał wywód kobiety popychając ją na kanapę, wsunął się znowu w namiętne usta, sam zaczął lizać pipkę, smakując soki i drażniąc ją językiem. Położył Iwonę na brzuchu, podniósł jej biodra; leżała wypinając zachęcająco tyłeczek. Rozchylił pośladki, zaczął lizać drugą dziurkę, wsuwał w nią język, drażnił. Dziewczyna oddychała szybko i głęboko, wypinając się coraz mocniej. Jan napluł na kutasa, potarł go i zbliżył do wypiętego odbytu. Niespiesznie wsunął w niego głowicę, która wskoczyła z cichym westchnieniem Iwony.

    – Tak, tak dobrze, nie spiesz się, proszę…

    – Ciiichooo, malutka, ciiichooo, zaraz będzie jeszcze przyjemniej – wpychał się mocniej, nie zmieniając tempa.

    – O, tak rób, pomału, tak, tak jest dobrze, tak, tak, ruchaj mnie w dupę, taaaaakkk, taaak, jeszcze, jeszcze, chcę cię czuć w całej dupie, taaak, ruchaj, ruchaj mą dupę, ruchaj mocno… – Taaak, dochodzę, dochodzę… taaaak, mam już, maaaam, taaaakk!!! – wyła, piszczała, kwiliła i jęczała w poduszkę, na milimetr nie cofając swej ostro ruchanej pupy, w której poruszał się potężny kutas.

    Jan wszedł na wyżyny swych możliwości, mimo potężnego orgazmu, który ogarnął Iwonę nie przestawał pompować wypiętej dupki. Trzymał mocno szczupłe biodra młodej kobiety, z rozkoszą słuchał jej jęków, wrzasków i westchnień. Jego wielki penis mocno penetrował wnętrze Iwony, napierał na ścianki, powodował niesamowitą rozkosz. Nie wytrzymał już długo, kilkanaście sekund później i on doszedł, potężny orgazm wstrząsnął jego ciałem. Wyrzucił w dziewczynę jak zwykle za pierwszym razem olbrzymią porcję spermy, najszybciej, jak tylko był w stanie wyszedł z niej i zmusił do objęcia kutasa ustami, gdzie wystrzelił resztę nasienia. Połykała z ochotą, na koniec oblizała się lubieżnie i uśmiechnęła do swego kochanka.

    – Jesteś niesamowity, ruchasz jak automat!

    – Staram się, mam nadzieję, że to ci się spodobało; robiłem co mogłem i jak mogłem najlepiej – wysapał zmęczony.

    – No i udało się. Nie pamiętam, kiedy przeżyłam coś podobnego, to było wspaniałe!

    – Cóż poradzić, masz słodką pipkę i ciasną, gorącą dupkę; nie powiesz mi, że ostatnio nikt nie wpychał się w twój odbyt..

    – Słowo, nie pamiętam, kiedy w ogóle jakiś facet był we mnie, w mojej cipce, a co tu mówić o pupie… Jesteś naprawdę niesamowitym kochankiem, nawet nie wyobrażałam sobie, że tak może być z tobą…

    – Wiesz, nie myślałem o tym, co będzie, jak przyjadę do ciebie, ale to, co przeżyłem to po prostu szok! Jesteś niesamowita, niemożliwa, obie dziurki masz gorące, rewelacyjne, a buzia i usta stworzone są do robienia loda facetowi. Jesteś w tym mistrzynią! Mam nadzieję, że jeszcze nie raz damy sobie masę rozkoszy!

    – Hmm, tutaj, Janeczku muszę cię trochę zasmucić. Następny raz może być dopiero w przyszłym roku. Jak mówiłam, kończę jutro urlop i wracam do pracy. Pracuję od wielu lat w Szkocji, nie bywam tutaj zbyt często, a mieszkanie wynajmuję córce mojej kuzynki. To porządna dziewczyna, jak widzisz, dba o moje gniazdko…

    – Nie wiem, co powiedzieć… Masz rację, jednak zaskoczyłaś mnie… – patrzył zasmuconym wzrokiem w oczy dziewczyny.

    – Janku, tyle lat żyliśmy nie wiedząc o sobie, o swych losach, więc chyba nie stanowi problemu to, że nie zobaczymy się chyba więcej, niestety. Jesteś niesamowitym kochankiem, bardzo atrakcyjnym, przystojnym mężczyzną, ale ja już jestem prawie Szkotką, nic nie poradzę na to, że tam znalazłam swoje miejsce…

    – Ale może kiedyś… – nie tracił nadziei na kolejne spotkanie i ostre bzyknięcie tej ładnej, zgrabnej i bardzo namiętnej dziewczyny.

    – Tak, może kiedyś spotkamy się znowu i jeszcze raz mnie zerżniesz tak, jak dzisiaj… Janie, nie ma czasu na zmartwienia, chcę cię jeszcze raz poczuć w sobie, chcę jeszcze raz mieć w pipce i w dupie twego wielkiego chuja. Nie czekaj więc, tylko zabierz się za mnie. Nie chcę się z tobą kochać, chcę, żebyś mnie najnormalniej w świecie wyruchał! Tak, chcę, żebyś mnie wyruchał, chcę czuć cię każdą komórką swego ciała. – mówiąc to nabijała się na sterczącą pałę.

    – Taaaak, taaak, wpychaj go we mnie, chcę go czuć, tak, tak, ruchaj mnie, taaaak, jeszcze wejdź w dupę, wyruchaj mnie tam, rozjeb mą dupę, chcę tego – wrzeszczała, kiedy Jan na jej słowa znowu zaczął ją ostro posuwać.

    Kutas stał sztywno, dawno osiągnął maksymalne rozmiary, podniecała go jego dawna sympatia, kiedyś dziewczynka, teraz atrakcyjna, świadoma swych walorów młoda kobieta. Nie odpuszczał, chciał, żeby zapamiętała ten wieczór, żeby nie mogła siedzieć, żeby pipka bolała w czasie sikania, chciał, żeby zapamiętała go na długo…

     

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Jan Sadurek
  • Moja zona …

     Jan zajmował się żoną, kochał się z nią tak, jak do tej pory. Nigdy nie namówił jej na seks analny, kilka razy próbowali, ale bezskutecznie. Prowadził spokojne życie, przez dość długi czas nie oglądał się zbytnio za innymi kobietami. Może się oglądał, ale na tym oglądaniu poprzestał. No, chyba, że nadarzyła się jakaś naprawdę niesamowita okazja bzyknąć ładną, młodą i chętną dziewczynę… Taki stan trwał aż do narodzin wyczekiwanego bardzo długo syna. Odchowali go, zaczął chodzić do przedszkola. Jeśli nie brać pod uwagę kilkunastu jednostkowych wyskoków Jana, to można powiedzieć, że rodzinka kilka lat żyła sobie w absolutnym spokoju. Do pewnego czasu. Nadszedł taki dzień, że chucie znowu wciągnęły Jana w swoje wiry namiętności…

    Żona dostała zaproszenie na ślub i wesele koleżanki z pracy. Pojechali tam z radością, że w szarości dnia codziennego trafiła się okazja fajnej rozrywki. Impreza była bardzo przyjemna, dobrze się bawili… Przy stoliku, przy którym siedziało koleżeństwo z pracy była wesoła, radosna, niemal swawolna atmosfera. Opowiadali sobie dowcipy, niektórzy przytaczali wesołe sytuacje i zdarzenia w pracy, czy w domu; ich stolik był najradośniejszy, co chwilę wybuchały głośne salwy śmiechu. Koleżanki i koledzy, z którymi pracowała małżonka byli sympatyczni, radośni, bawili się doskonale. Wśród nich była też pewna interesująca dziewczyna, Ewa. Ładna, wysoka, zgrabniutka, świetnie tańczyła, a przy tym była sama. Jan od pierwszej chwili zwrócił na nią uwagę, prosił Ewę na parkiet, kiedy tylko się dało. Żona Jana rozrywana przez chętnych do kolejnego tańca z atrakcyjną blondyneczką chyba nie zauważyła, że z jej koleżanką bawił się przez pół wieczoru. Wypili trochę, no może więcej, niż trochę. W tańcu obejmował Ewę w pasie, kładł dłoń na pupie, w czasie obrotów niby przypadkowo łapał ją za biust. Nie odrzucała jego niezdarnych zalotów, wręcz przeciwnie – zauważył, że sprawia jej małą satysfakcję fakt, że zainteresował się nią przystojny, fajny chłopak. Co z tego, że to mąż koleżanki z pracy? Facet, to facet, a żonaty ma duże doświadczenie w tym, czego w skrytości ducha oczekiwała… Krótko przed oczepinami Jan poprosił Ewę, żeby wyszła z nim na dwór. Poszli do parku, była piękna, letnia, ciepła noc. Objął dziewczynę, pocałował. Ręka sama zawędrowała pod jej sukienkę, zsunął jej majtki. Odwrócił tyłem do siebie, stanęła rozkrokiem wypinając pupę. Jan rozpiął rozporek, wydobył swego gotowego do działania przyjaciela i wszedł w nią. Pipka dziewczyny była mokra, jakby czekała na niego, jednak kiedy wszedł w nią do końca odwróciła zaskoczona głowę, popatrzyła na Jana.

    – Duży! – stwierdziła krótko.

    Ewa szybko osiągnęła orgazm, wystarczyło kilkanaście ruchów. Poprosił, żeby uklęknęła, wsunął penisa kapiącego jej sokami w otwartą buzię. Wiedziała doskonale, co robić. Energicznie onanizowała go ustami, pomagając sobie dłonią. Jej działania szybko przyniosły pożądany efekt. Poczuł zbliżający się orgazm, przytrzymał głowę dziewczyny i spuścił się w jej gardło. O dziwo, połknęła wszystko i wyssała go do ostatniej kropli, nie uroniła żadnej. Wytarła usta, wróciła na salę. Po chwili dołączył do towarzystwa. Zabawa dalej trwała w najlepsze. Jan nalewał wódkę kieliszek za kieliszkiem, niemal zmuszał całe towarzystwo do picia. Żona miała już dobrze w czubie, kiedy wróciwszy z parkietu stwierdziła, że ma dość, kręci jej się w głowie i że wraca do domu. Samochód stał na parkingu obok sali bankietowej, ale że i on i małżonka byli mocno napici, więc chłopak był przekonany, że wrócą razem taksówką. Poszedł znowu zatańczyć. Kiedy wrócił – żony nie było. Na parkiecie kłębił się tłum rozbawionych ludzi, był więc pewien, że szaleje tam z kolejnym tancerzem, a tych nie brakowało, bo atrakcyjna kobieta była świetną tancerką. Znowu udało mu się wyciągnąć Ewę na zewnątrz. Znowu poszli w ustronne miejsce, ale nie chciała od tyłu. Położyła się na trawie, rozchyliła nogi, nie miała majtek.

    – Bierz mnie, zerżnij, chcę tego, chcę ciebie i twego wielkiego kutasa! – wyszeptała drżącym z podniecenia głosem i podkurczyła nogi w kolanach, przycisnęła je do siebie podnosząc w ten sposób biodra

    – Jak sobie życzysz, jestem gotów. – Jan niespiesznie wszedł w pięknie wyeksponowaną, różową szparkę spragnionej jego kutasa cipki.

    Nie musiał się obawiać, że pobrudzi trawą spodnie – suknia dziewczyny była dobrym podłożem pod kolanami. Wszedł w rozpaloną pizdeczkę, zaczął w niej szaleć. Ewa wiła się pod nim, złapał ją za ręce, żeby nie podarła mu koszuli. W tym momencie wielki wał wyskoczył z gorącej szparki. Błyskawicznie nakierował go na drugą dziurkę i mocno popchnął. Krzyknęła, próbowała się wyrwać, ale nie pozwolił. Pchał jak młot pneumatyczny, rozpychał jej odbyt. Przestała się bronić, zaczęła poddawać rytmowi jego uderzeń. Po krótkiej chwili zamknął jej usta pocałunkiem, żeby wrzaskiem nie ściągnęła nikogo niepowołanego. Spuścił się w nią nie zważając na nic. Podpierając się dłońmi o wilgotną od nocnej rosy trawę pochylił się do Ewy, znowu mocno ją pocałował i wstał, podciągając spodnie. Podał rękę, pomógł się podnieść, otrzepał kieckę z przyklejonych z tyłu źdźbeł trawy. Po chwili był na sali, Ewa wróciła dużo później. Była pijana; jakiś czas po weselu pochwaliła się, że przyszła tak późno, bo na jej drodze stanął jeszcze jeden z gości, który nabrał ochotę na cipkę pięknej tancereczki, a ona niezbyt mocno broniła dostępu do niej. Po powrocie do stolika Jan porozmawiać z żoną, ale nie znalazł. Ani przy stoliku, ani na parkiecie, w toalecie też jej nie było. Wyszedł przed lokal i przeraził się – nie widział auta! Z wrażenia prawie wytrzeźwiał. Samochód wiał super zabezpieczenie, więc niepodobna, żeby ktoś ukradł auto w centrum miasta (wtedy jeszcze były takie zabezpieczenia, a złodzieje nie znali późniejszych sposobów). Obok Jana stanął trochę się chwiejąc sąsiad od stolika

    – Szukasz żonę? – spytał z pijackim przeciąganiem słów.

    – Tak, nie mogę jej znaleźć, najgorsze, że auta też nie ma – odpowiedział zdenerwowany

    – Kazała ci powiedzieć, że wraca do domu i pojechała samochodem – z pewnym trudem wybełkotał sąsiad

    – Co? Nie mogłeś jej, kurwa, zatrzymać? Przecież była nawalona!

    – Nic do niej nie docierało, mówiła, że ty już też pojechałeś, bo nie mogła cię znaleźć.

    – Choć tyle, że wiem, gdzie jest. Wracam na salę, a ty?

    Poszli razem. Jan stwierdził, że może jeszcze trochę zostać, nie będzie szukał żony po mieście. Jeździła bardzo dobrze, ale wypity alkohol redukował przecież te umiejętności, jednak z drugiej strony droga do domu była bardzo prosta. Usiadł na swoim miejscu przy stole, wciągnął się w rozmowę z bardzo już podpitym towarzystwem. Wypili po kieliszku wódki, przekąsili. Orkiestra zagrała „białe tango”, podeszła do niego dziewczyna siedząca przy sąsiednim stole – interesująca czarnulka z dość dużym biustem przy bardzo kobiecej figurze z okrągłymi biodrami. Zatańczyli, była dobrą partnerką. W pewnej chwili wyszeptała:

    – Jestem Jola. Wyjdziesz ze mną?

    – Co? Dokąd? – zdziwił się Jan.

    – Tam, gdzie rżnąłeś Ewę!

    – Słucham? Co ty mówisz?

    – Nie udawaj wariata, widziałam co się działo. Zerżnąłeś ją, potem tu wróciłeś. A ja stałam trzy metry od was, podziwiałam was i masowałam sobie pipkę. Dlatego teraz ja chcę, żebyś mnie wydymał, jak Ewę, samo masowanie cipki nie pomogło, musisz być w niej, tak, jak w Ewce.

    – A twój mąż?

    – Spił się i śpi w szatni.

    – To wyjdź pierwsza.

    – Nie, nic z tego. Ja tam pójdę, a ty zwiejesz, nie ma głupich. Idziesz pierwszy, albo opowiem twojej żonie. Tak się składa, że znam ją dość dobrze.

    – Ok, idę – nie miał wyjścia. – Ale to jest szantaż!

    – Tak, szantaż w najczystszej postaci! – uśmiechnęła się zalotnie z oczekiwaniem w oczach, jednocześnie kładąc dyskretnie dłoń na jego krocze.

    Poczekał na kobietę pod drzewem. Pomału zaczynał trzeźwieć, świeże powietrze dobrze mu robiło. Jola po chwili była przy nim. Wprawnie rozpięła rozporek spodni, wyłuskała penisa z bokserek i wessała się w niego. „Ciągnie, jak dobry odkurzacz!” pomyślał Jan

    – Hej, nie tak mocno – wyszeptał – urwiesz mi go!

    – Mmmm, nie bój się.

    – Dawaj w pipkę, wolę tak.

    – Nie, zerżniesz mnie w tyłek, może nie lubisz?

    Nachyliła się i zadzierając suknię wypięła przed Janem okrągłe, dość duże pośladki. Musiał przyznać, że były bardzo zachęcające, kształtne i – o dziwo! – bardzo jędrne. Była bez bielizny, więc bez problemu bezpardonowo wszedł w nią. Zajęczała cichutko, jeszcze bardziej nabijając się na jego pałkę, czuł, jak zaciska na niej zwieracze bardzo ciasnej pupy. Zaczął energicznie pompować odbyt napalonej dziewczyny, trzymając ją za biodra ładował się po jajka, słuchając klaskania jąder odbijających się od cipki.

    – O, tak, tak mnie rżnij! Super, ale ty dobrze ruchasz, zaraz dojdę… tak, tak, bierz mnie mocno… – wsłuchiwał się w szepty kochanki.

    Nie skończył, kiedy z jej gardła wydarł się niemal bezgłośny jęk, potem drugi. Nogi ugięły się pod dziewczyną, upadła na kolana. Kutas z cmoknięciem wyskoczył z pupy i zadyndał wesoło. Chwyciła go ustami, pomogła sobie ręką. Po krótkiej chwili wypluwała jego spermę na trawę.

    – Jesteś słodki, musimy to powtórzyć – rozmarzona patrzyła Janowi w oczy.

    – Tak, tak, oczywiście. – Był przekonany, że jest na tyle wstawiona, że jutro nie przypomni sobie, dlaczego tyłek ją boli.

    – Tak, powtórzymy to, świetnie to robisz, a mój stary już nie daje rady – posmutniała. – No to musimy się umówić. A teraz wracaj na salę – klepnął Jolę w gołą pupę.

    Dziewczyna poprawiła na sobie suknię i pobiegła w stronę lokalu. Na dworze już świtało. Jan prawie zupełnie wytrzeźwiał, postanowił nie wracać do towarzystwa, tylko pojechać do domu. Poszedł na postój TAXI, stało jedno auto, więc wsiadł, kazał się zawieźć do siebie, podał adres. Po kilku minutach był w domu. Nie zachowywał się cicho, żona pewnie spała jak kamień, a dzieci były u kuzynki. Rozebrał się w korytarzu, wszedł do łazienki, wlazł pod natrysk. Gorąca woda, zimna, znowu gorąca i ponownie zimna przywróciły mu zdolność logicznego myślenia. Wspomniał wydarzenia minionej nocy, na myśl o tym co się działo, kutas mocno podniósł głowę. Na koniec spłukał całe ciało chłodną wodą, wytarł się i nie ubierając pidżamy poszedł do sypialni. Żona leżała na kołdrze całkiem naga, wypinała w jego stronę swoją zgrabną, kształtną, szczupłą pupę, którą tak dobrze znał. Mimo dwóch porodów miała ciągle rewelacyjną sylwetkę, płaski brzuch i zachowała swą młodzieńczą figurę. Piersi, kiedyś niezbyt okazałe, teraz były bardzo ładne, pełne, tylko troszeczkę się opuściły. Rozchylona muszelka wypiętej w jego stronę cipki aż zapraszała, żeby w nią wejść. Drągal stanął mu jeszcze bardziej, prężył się prawie na maksimum swych możliwości. Jan nie wytrzymał. Otworzył tubkę z żelem, posmarował się nim. Ostrożnie położył się za śpiącą małżonką, posmarował pipkę i pomalutku wsunął w nią rozpalony członek. Dziewczyna poruszyła się, otworzyła oczy i uśmiechnęła lubieżnie.

    – Nareszcie jesteś, myślałam, że już nie wrócisz dzisiaj. Zerżnij mnie, nie kochaj się ze mną, tylko normalnie mnie bzyknij, chcę być zerżnięta, wydymana, wyruchana, wychędożona, wypierdolona, jak sobie chcesz, chcę cię tak, żebym jutro nie mogła chodzić… – jeszcze bardziej wypięła zgrabną, jędrną pupę w stronę sterczącego, ciągle jeszcze rosnącego penisa.

    Co to się działo… Z tego wszystkiego zapomniał o awanturze, którą chciał zrobić żonie za jazdę po alkoholu.

    Z Ewą widział się jeszcze kilka razy, każde spotkanie kończyło się seksem, zdarzyło się nawet, że pod nieobecność żony Ewa spędziła noc u niego w domu. Rżnęli się bez opamiętania, obojgu seks dawał dużo radości i satysfakcji. Trwało to niecałe pół roku. Po pewnym czasie Ewa zaczęła odczuwać do niego coś więcej, niż tylko przyjaźń i pociąg seksualny… Kiedy stwierdziła, że jest o krok od zakochania się w żonatym mężczyźnie, do tego w mężu jej przyjaciółki z pracy – wycofała się. Raz, że nie chciała wiązać się z zajętym facetem, dwa – chyba w końcu zaczęła mieć w stosunku do przyjaciółki wyrzuty sumienia.

     

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Jan Sadurek
  • Donata i taksowkarz

    Pewnego razu spotkał na swej życiowej drodze kobietę, która podobała się chyba każdemu mężczyźnie. Pani kierowniczka, starsza od Jana ładnych kilkanaście lat, była kobietą „reprezentacyjną”, elegancka, piękna, może trochę wyniosła, doskonale zdawała sobie sprawę ze swej urody i umiała to wykorzystać, żeby osiągnąć każdy swój cel. Oczywiście wpadła w oko Janowi. Mimo, że już jakiś czas temu przekroczyła czterdziestkę cały czas była atrakcyjna; wysoka, szczupła i bardzo zgrabna kobieta była by dla niego niesamowitą zdobyczą. Podejmował próby bliższego poznania Donaty, ale niezbyt się to udawało. Aż nadszedł pamiętny dzień kolejnej firmowej imprezy…

    Jan wiedział, że Donata lubi się bawić, lubi bałamucić i uwodzić mężczyzn, szczególnie tych dużo młodszych od niej. Przygotował się do imprezy w każdym kierunku, jego serdeczny kolega który kiedyś miał okazję porządnie ją zerżnąć wyznał, że piękna kobieta lubi prezerwatywy o smaku poziomkowym; Jan zaopatrzył się w takie. Impreza bardzo wolno rozkręcała się, ale po kilku kolejkach wódki zaczęły puszczać wszelkie hamulce, wszyscy byli wyluzowani, wreszcie bawili się doskonale. Jan krążył wokół pani kierownik jak satelita, niekiedy udało mu się z nią zatańczyć. Przytulał ją do siebie, wsuwał kolano między jej nogi, nie spotkał się z protestami z jej strony. Nie widział jednak żadnej zachęty… Poszedł na papierosa. Stał pod drzewem koło małej altanki, kiedy podeszła Donata.

    – Widzę, że masz na mnie ochotę – była bardzo bezpośrednia.

    – Tttak… – zaniemówił z wrażenia No to na co czekasz?

    – Mogę ci obciągnąć, na seks nie licz – pociągnęła go za altanę, w gęste krzaki.

    Zwarli się w namiętnym pocałunku, Donata złapała Jana za krocze.

    – O, już coś czuję, masz chyba niezły sprzęt. Ładny on i duży, chyba całego nie zmieszczę – i już miała go w ustach.

    Jan był w siódmym niebie. Udana impreza i kobieta, za którą oglądali się wszyscy faceci obciągała mu kutasa – to było spełnienie jednego z marzeń tego wieczoru. Donata pracowała nad jego penisem bardzo intensywnie, w pewnym momencie wstała nagle.

    – Pierdolić loda, ładuj mi do cipy, moja pizda zapragnęła twego wielkiego chuja! – jej wulgaryzm jeszcze bardziej podniecił chłopaka.

    – A gumki masz?

    – Mam, mogą być poziomkowe? – wyjął paczkę z kieszeni

    – Poziomkowe, moje ulubione, trafiłeś – zręcznie rozpakowała prezerwatywy, otworzyła jedną i wprawnym ruchem założyła na obnażony wcześniej narząd Jana.

    Odwróciła się tyłem, zadarła suknię i odsunęła na bok pipki trójkącik materiału od stringów, wypięła się w stronę sterczącej pyty.

    – Na co czekasz? Ładuj chuja w pizdeczkę, póki mam na niego ochotę!

    Jan załadował. Wszedł mocno, gwałtownie, do samego końca. Ruchał swoim zwyczajem – metodą tłoka, mocno i w równym tempie. Orgazm przyszedł niespodziewanie szybko. Donacie ugięły się nogi, zaczęła cichutko kwilić, żeby w sekundę później niemal ryknąć pełnym głosem. Następnego dnia dowiedział się od kolegów, że ktoś zerżnął na imprezie piękną panią Donatę, bo wszyscy słyszeli jej słynny już orgazmiczny ryk… Teraz jednak podniósł ją trochę, chciał się spuścić, ale nie pozwoliła na dalszą penetrację. Szybko odwróciła się przodem do Jana, uklęknęła przed nim i zdjęła gumkę z kutasa.

    – Masz mnie napoić – zażądała, obejmując żołądź ustami.

    Po krótkiej chwili nie nadążała z połykaniem spermy. Kilkanaście sekund później obcierając usta chusteczką szła na salę, do bawiących się imprezowiczów. Jan próbował jeszcze kilka razy nawiązać z Donatą jakikolwiek kontakt, ale bezskutecznie. Kilka dni później też próbował; dzwonił do niej, był kilka razy pod jej domem, ale nie wpuściła go. Miał wielką ochotę normalnie ją wyruchać, szybki seks nie satysfakcjonował napalonego mężczyznę. Dowiedział się później, że chwaliła go jako kochanka obdarzonego wielkim kutasem, ale nie spotkała się z nim już nigdy. Jan uznał, że jest to jego jedna z większych porażek w zdobywaniu kobiet. Co z tego, że ją kiedyś tam zerżnął na stojąco, ale to ona tego chciała, gdyby nie jej ochota – nigdy by do tego nie doszło… Jan absolutnie nie był wiernym mężem. Następna okazja nadarzyła się już wkrótce.

    Kolejny raz zmienił pracę, zaczął „wozić ludzi”. Miał dość pracy korporacyjnej, dość niewyrozumiałych, niekiedy nawet głupich przełożonych. Miał dość wyścigu szczurów, podkopywania przez ludzi, którzy nazywali się jego kolegami… Musiał zmienić coś w życiu, bo nie widział sensu w dalszej egzystencji korporacyjnej, czuł się zupełnie wypalony. Praca taksówkarza była nawet dość ciekawa, dawała sposobność poznania nocnego życia miasta, z jego blaskami i cieniami. To były czasy, kiedy taksówkarz zarabiał bardzo dobrze, stać go było na wiele więcej, niż do tej pory. Woził klientów, klientki, pary, rodziny. Pracował tylko w nocy, bo lepszy był zarobek, ciekawsza praca, interesujący ludzie. Poznawał klientów, zawoził ich do domów, pamiętał, gdzie mieszkają. A najważniejsze, że znalazł spokój ducha, wreszcie mógł normalnie funkcjonować. Miał różne kursy. Oprócz gotówki zapłata w naturze też nie była rzadkością. Jechał za szynkę, za kiełbasę swojskiej roboty, za kanister paliwa… Bywały też propozycje dowiezienia za seks, ale tych starał się unikać, wolał sam wybrać kobietę, z którą chciał się kochać. Miejscowy półświatek, co było dla Jana zaskoczeniem ściśle współpracował z taksówkarzami, zresztą tak samo, jak policjanci; i jedni i drudzy korzystali z usług „transportowych”, z ich spostrzegawczości, a polegali na taksówkarskiej dyskrecji. Zdarzało się, że był jakiś jeden telefon z postoju na komendę policji i następnego dnia funkcjonariusze „wykazywali się wysoką wykrywalnością i skutecznością interwencji”. Dzięki temu w przypadkach kontroli z zewnątrz – a często wpadała drogówka z wojewódzkiej – miejscowi gliniarze dawali wcześniej cynk na postoje i wszyscy kierowcy nie do końca przekonani o sprawności swych pojazdów i ich kompletnym wyposażeniu (że o legalizacji taksometrów nie wspomnę!) mogli odpowiednio wcześniej zakończyć pracę i odjechać do domów. Jak widać – korzyści były obustronne. Przez pewien czas woził dwie dziewczyny na drogę międzynarodową – najczęściej w pobliże zajazdów. Płaciły naprawdę bardzo dobre pieniądze, poza tym miał kilka godzin czasu dla siebie, mógł wtedy normalnie pracować, zabierając klientów z postoju. Nad ranem wracał po zmęczone kobiety i zawoził je do domów. Trwało to kilka miesięcy, zarobki w tym czasie miał rewelacyjne. Niestety – skończyło się, bo jednak działalnością panienek zainteresowały się odpowiednie organa i dziewczyny musiały ograniczyć swą aktywność…

     Praca w nocy stwarzała też inne okazje… Pewnego wieczoru zawoził trzy kobiety do sąsiedniej miejscowości. Było już po 22.30, nie spieszył się, paniom też nie było pilnie się rozstać. Jan włączył magnetofon z nastrojową muzyką i pomału zmierzał do pobliskiego miasteczka. Panie poprowadziły go przez nieznane osiedla, dwie z nich wysiadły, jedna wracała. Przesiadła się na przednie siedzenie, spytała, czy może zrobić głośniej radio. Nie miał nic przeciw temu, zaproponował zmianę kasety.

    – Nie, niech będzie to, co jest – zaprotestowała – to bardzo ładna muzyka, taka, jaką lubię.

    Przypatrywał się jej kątem oka. Była starsza od niego kila lat, miła twarz, atrakcyjna, miała kobiecą, okrągłą figurę, duże biodra i duży biust. Ogólnie określił ją jako „rycząca czterdziesta”. Niebawem miał się przekonać, że miał rację…

    Dojechali na miejsce, poprosiła, aby zawiózł ją w okolice Rynku. Chętnie na to przystał, na Rynku był przecież postój, więc nie musiał specjalnie nadrabiać odległości.

    – Przepraszam, wejdzie pan na kawę, lub herbatę? – niespodziewanie zaproponowała – To na pierwszym piętrze, nie potrzeba wysoko wchodzić.

    – Schody to nie problem, sam mieszkam na czwartym, ale czy nie sprawię pani kłopotu? A co na to mąż?

    – Mąż? Nic nie powie, jestem kilka lat po rozwodzie. Zapraszam! Jeśli pani nalega… – wahał się jeszcze

    – Jestem Urszula. – wyciągnęła rękę Jan, miło mi – cmoknął ją w dłoń.

    Weszli do mieszkania. Zdjął kurtkę, ona płaszczyk powiesiła na wieszaku, poprosiła go do pokoju. Dopiero teraz uważnie jej się przyjrzał. Miała, jak już wcześniej zauważył, kobiece kształty, ponętną, dużą pupę i – jak jako pierwsze, co zauważył wcześniej – bardzo duży biust. Przypatrywał się jej, jak nalewała wodę do czajnika, stawiała go na kuchence, wyjmowała szklanki z szafki, sypała do nich kawę. Zerknęła w jego stronę, uśmiechnęła się.

    – A może ma pan ochotę na kielicha, panie Janku?

    – Na to zawsze mam ochotę, ale nie mogę – jestem w pracy.

    – Ale malutki naparsteczek wypije pan ze mną, prawda?

    – Może być, ale naprawdę naparsteczek.

    Znowu się uśmiechnęła, nalała do maleńkich kieliszków Wyborową, podała jeden Janowi.

    – Nasze zdrowie!

    Urszula wychyliła szybko, lekko zakrztusiła się. Podskoczył, lekko zaczął klepać ją po plecach. Uspokoiła się, odwróciła w jego stronę. Patrzyli sobie w oczy przez dłuższą chwilę i nagle jak na komendę przywarli do siebie. Całowała go zachłannie, wpijała się w jego usta, ssała język, swój wpychała Janowi prawie do gardła. Ściskał jej biust, wsunął rękę pod sukienkę, poczuł pod palcami gładką skórę i wilgoć jej cipki, zaczął pieścić przez mokre już majteczki. Odepchnęła go od siebie, opadła na kolana, zaczęła rozpinać spodnie.

    – Poczekaj, wskoczę na chwilkę do wanny, wykąpię się. – Jan czuł się trochę skrępowany, wszak jeździł już kilka godzin.

    – Nie, chcę cię takiego jak teraz, nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebuję mężczyzny – mówiąc to nie przestawała rozpinać jego spodni, wsunęła sterczący już dawno członek do buzi, wspomagając się rytmicznymi ruchami głowy onanizowała go ustami – o, ale masz wspaniałego kutasa, będzie mu we mnie dobrze – wymlaskała niezrozumiale.

    – Chcę ciebie – wysapał Jan – chcę zerżnąć twoją cipkę.

    Nie mógł wytrzymać, odsunął Urszulę od siebie. Szybko zrzucił z siebie ubranie, popchnął kobietę na tapczan. Też zdążyła się rozebrać, leżąc na plecach szeroko rozchyliła nogi.

    – Wejdź we mnie, ale bardzo mocno, chcę wreszcie poczuć w sobie mężczyznę! Dobrze, że masz takiego wielkiego kutasa, chcę go!

    Nie dał się prosić. Wtargnął między ociekające sokami wargi z całych sił, aż krzyknęła. Zatrzymał się na chwilkę.

    – Nie przestawaj, ruchaj mnie! – jej wrzask ledwo zdążył stłumić poduszką. – Chcę ciebie, chcę cię poczuć głęboko w sobie, twój kutas jest wspaniały, fantastyczny, ładuj go w moją pipkę, mocno…. tak…. mocniej…. Tak, ruchaj mnie, tak… Przeoraj mnie, chcę tego, rozumiesz? Tak…. taaaaaaak…..

    Po dłuższej chwili, kiedy zobaczył, że Ula zbliża się do szczytu, zwolnił. Sam, choć napalony nie zamierzał jeszcze skończyć. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł, postanowił go zrealizować. Przewrócił kochankę na brzuch, rozchylił pośladki.

    – Tylko nie w odbyt, to pewnie boli! – zaprotestowała, ale raczej niezbyt energicznie, raczej dla zachowania pozorów.

    – Skąd wiesz, kiedyś już ktoś cię zerżnął w tyłek? – zmoczył palce śliną i pomału wsunął je w wypiętą pupę.

    Tylko stęknęła cicho, więc ośmielony tym zwilżył jeszcze bardziej kutasa i wszedł w ciasny otwór. Tym razem krzyknęła, ale zaraz się uspokoiła.

    – Nigdy tego nie robiłam, nie wciskaj go za głęboko, dobrze?

    – Nie bój się, nie będzie bolało, tylko troszeczkę go wsadzę. Jeśli poczujesz, że coś nie tak, powiedz proszę – mówiąc to pompował dziewiczą dupę.

    Po chwili nie zważając na nic posuwał ją mocno i gwałtownie. Jej wrzask znowu stłumiony poduszką przekonywał go, że dawał kobiecie orgazm za orgazmem, sam nie czując jeszcze potrzeby skończenia. Jednak Urszula była mistrzynią w sztuce kochania. W pewnym momencie zrzuciła go z siebie, przewróciła na tapczan i dopadła jego członek. To, co z nim wyprawiała zdumiało go bezgranicznie. Nie przypuszczał, że można tak go „obrabiać” językiem ustami i … gardłem! Tak, gardłem, bo wsuwała go sobie głęboko i tam w środku zaciskała przełyk jakimś sposobem, tak, że czuł, jakby inna osoba była w niej w środku. W ten sposób doprowadziła go do szaleństwa. Jego orgazm był niesamowity, a wytrysk tak wielki, że Ula nie była w stanie połykać wlewającego się w gardło nasienia; wyciekało jej z ust, spływało na brodę i falujący biust. Oblizała się z lubieżnym uśmiechem, palcem zgarnęła krople spermy z brody, z piersi i zlizała je. Leżeli obok siebie dłuższą chwilę, oboje ciężko dysząc.

    – Jesteś niesamowity! Pierwszy raz w życiu mężczyzna rżnął mnie w tyłek, ale to było rewelacyjne. Zmieściłeś we mnie całego? Jeszcze cała drżę w środku. A spuściłeś się, jakbyś nigdy nie miał kobiety, nie pamiętam, kiedy mężczyzna wlał we mnie tyle spermy…

    – To przez ciebie, gdyby nie twoje kombinacje i ciasne dziurki to by tak nie było… No i muszę przyznać, że takiego obciągania kutasa jeszcze nie przeżyłem, robisz to po mistrzowsku!

    Odpoczywali leżąc przytuleni. Wreszcie mógł spokojnie obejrzeć swą kochankę. Okazało się, że ma bardzo zgrabne, tak, jak lubił umięśnione nogi, pupa dość duża, ale jędrna i odpowiednio kształtna, biust rozlewał się na boki, ale i tak jak na swą wielkość był całkiem niezły. Rajcowało go to bardzo, nie wytrzymał dłużej. Zsunął się do gołego sromu, a język zaczął wirować po jej pipce. Westchnienia, nagłe skurcze brzucha, podrzucanie biodrami – przekonywały Jana, że jego starania odnoszą odpowiedni skutek. Po chwili Ula znowu wrzeszczała w poduszkę. Nie przestał, jego celem znowu było „kakaowe oczko”, za które zabrał się bardzo mocno i z wielką ochotą…

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Jan Sadurek
  • Taksowkarz i autostop

    To było wczesnym latem. Piękna, słoneczna pogoda, temperatura nie za wysoka, taka w sam raz na wyjazdy. Jechał odwiedzić dawno nie widzianą rodzinę. Z założenia zabierał autostopowiczów – zawsze raźniej, czas szybciej mijał, a i porozmawiać było z kim. Tak było i tym razem. Przy rondzie na trasie wylotowej z miasta stało kilkoro młodych ludzi, więc zwolnił, wypatrując, kogo zabrać. Zatrzymał się przed dziewczynami w lekkich, zwiewnych sukienkach, idealnych na taką pogodę, a co najważniejsze – Jan był zagorzałym zwolennikiem takiej mody. Okazało się, że tylko jedna chce jechać, pozostałe dwie ją odprowadzały. Pojechali. Po wymianie kilku zdawkowych zdań, typu skąd i dokąd, a kto ona, a kto on – zaległa cisza. Jan dowiedział się, że dziewczyna uczy się w technikum, jest w ostatniej klasie, mieszka w bursie i chce być na weekend w domu. Jechali słuchając radia, gdzie trwała dyskusja – jak najbardziej „na temat”, czyli czy kierowcy powinni brać autostopowiczów, czy też raczej nie. Czy autostopowicze nie mają obaw wsiadając do czyjegoś auta? Czy wszyscy kierowcy zabierający przygodnych podróżnych są na tyle odpowiedzialni, że chcąc popisać się swymi niekiedy wątpliwymi umiejętnościami nie spowodują swą brawurową jazdą żadnej krzywdy sobie i pasażerom. Radiowi redaktorzy wespół ze słuchaczami doszli do wniosku, że w określonych przypadkach jest to dla obu stron nawet niebezpieczne. Któryś z redaktorów zastanawiał się, jakie jest prawdopodobieństwo trafienia na kierowcę zboczeńca, który mógłby skrzywdzić wiezioną autostopowiczkę. Jan popatrzył na swoją pasażerkę. Młoda dziewczyna, nawet nie brzydka, miła buzia, włosy obcięte jak u chłopaka, sylwetka wysoka i szczupła, miała bardzo zgrabne ciało, no, może za chudy tyłek – tyle zauważył, nim wsiadła z gracją do auta. Zaświtała mu w głowie dziwna myśl. Zapytał nagle:

    – A co byś zrobiła, jakbym teraz skręcił do tego lasu?

    Odwróciła głowę w jego stronę, popatrzyła na niego, otaksowała wzrokiem. Widocznie oględziny musiały wypaść pozytywnie, bo spytała z lekkim uśmiechem:

    – A co, ubyło by mi czegoś?!

    Jan zdębiał! Nie spodziewał się takiej odpowiedzi, absolutnie! Albo była pewna siebie i chciała pokazać, że nie obawia się żadnego „kozaka”, albo lubiła niespodziewany seks… „Taka jesteś cwana? Zobaczymy!” – pomyślał. Dłużej się nie zastanawiając skręcił w pierwszą przesiekę, patrząc na reakcję pasażerki. Ale jej wyraz twarzy nie zmienił się, nawet wtedy, kiedy zatrzymali się kilkadziesiąt metrów od drogi na małej, ukrytej wśród gęstych drzew polanie.

    – Wysiadaj!

    Wyszła z samochodu, obeszła go wokół i zbliżyła się do opartego o auto Jana z uśmieszkiem na twarzy. Popatrzyła mu w oczy długą chwilę, po czym opadła na kolana i rozpięła rozporek jego spodni, wydobywając z bokserek sterczącego już dość mocno penisa.

    – Poczekaj – zaoponował – kąpałem się co prawda przed wyjściem z domu, ale to było godzinę temu!

    – No to jest pan czystym mężczyzną, bardzo dbającym o higienę, prawda? A ja lubię taki naturalny zapach i smak faceta, tym bardziej faceta z… taką pałą! – mówiąc to zrobiła wielkie oczy, ale dosłownie wessała go do połowy w siebie.

    Obrabiała kutasa Jana z wielką wprawą i zaangażowaniem. Ssała, lizała, leciutko przygryzała; masując trzon jedną dłonią, drugą drażniła jądra, głaskała je, delikatnie ściskała. Objęła jedną kulkę ustami, po chwili wessała drugą, masowała je językiem – było to super odczucie, Jan nie spotykał się zbyt często z takimi umiejętnościami

    – Jesteś zajebista, – wysapał – rewelacyjnie to robisz.

    – Tylko dobry nauczyciel i praktyka – cofnęła głowę z jego krocza – tak mówią u nas w szkole, inaczej nie będziesz dobra w żadnym fachu. – cmoknęła zaczerwieniony łepek. – Ma pan słodkiego kolegę, fajny, wielki jak wieża, super! Poza tym bardzo lubię wydepilowane krocze u mężczyzny, to najlepsze świadectwo, że naprawdę dba o higienę…

    – Zwarli się w pocałunku. Dziewczyna oddawała pieszczoty z wielki żarem i zaangażowaniem, przy tym nie przestawała masować ciągle mokrego jej śliną kutasa. Jan na tyle, ile mógł sięgnąć ściągnął jej figi, wsadził palec w cipkę, dyskretnie powąchał. Nie było źle, nie znosił przykrego zapachu moczu, ale teraz cipka pachniała świeżością i mydłem kwiatowym, widocznie przed wyjściem z bursy brała kąpiel. Zaczął palcóweczkę, niezbyt mocno, nie za szybko wsuwał i wyciągał palce z coraz bardziej mokrej pipki. Oddech dziewczyny przyspieszył, zaczął przechodzić w głośniejsze sapanie, coraz mocniej zaciskała dłoń na kutasie, ruchy ręki stały się szybsze i urywane, jakby nie mogła nad nią zapanować. Jan ujął jej dłoń, przytrzymał, bał się, że za moment urwie ten wspaniały organ, zaczęło go też trochę boleć. Przez głowę ściągnął kretonową sukienkę, odpiął stanik, do końca zdjął figi. Przypatrywał się nagiej dziewczynie z zainteresowaniem. Jesteś piękna, wiesz? – znowu patrzył. Po chwili położył ją plecami na masce samochodu. Podniosła nogi, odsłaniając różową, łaknącą jego kutasa cipkę. Wtargnął w nią i zaczął mocno pracować. Zarzucił długie nogi na swe ramiona, rękami ugniatał niewielki biuścik, masował i szczypał sterczące sutki. Opuściła nogi, objęła go w pasie swymi szczupłymi udami, widocznie pozycja zaproponowana przez Jana nie była odpowiednia. Jęki dziewczyny, podrzucanie biodrami i zaciskanie mięśni w cipce przekonało mężczyznę, że niedługo laseczka wejdzie na szczyt podniecenia. Rzeczywiście, po kilku chwilach pasażerka krzyknęła głośno, jeszcze mocniej ścisnęła nogami jego biodra i zwiotczała nagle, ciężko oddychając. Po chwili otworzyła zamknięte cały czas oczy.

    – Ale z ciebie ogier! Dawno nie miałam takiego orgazmu, to było super! – po seksie przeszła na „ty”.

    Zsunęła się z maski samochodu, cmoknęła go w policzek, podniosła z trawy figi i sukienkę, ubrała się i siadła na swoim miejscu. Jan zdziwiony stanął obok niej.

    – Ty doszłaś, a ja? Zaraz mi jajka pękną! – stał przed samochodem ze sterczącym kutasem w dłoni

    Wyszła z auta, uklęknęła przed nim. Chwyciła ciągle stojącego penisa i zaczęła go ssać. Robiła to znowu z taką energią i wprawą, że w ciągu kilku chwil był maksymalnie wyprężony, gotowy do każdego działania. Jan żałował, że nie sprawdził drugiej dziurki, przecież uwielbiał seks analny. Wstrzymał więc dziewczynę, podniósł z kolan, odwrócił tyłem do siebie, nacisnął kark, jednocześnie biodra dziewczyny przyciągnął do krocza, powodując, że musiała pochylić się do przodu, wystawiając swój szczupły tyłeczek przed sterczącego kutasa. Autostopowiczka, żeby się nie przewrócić oparła się odruchowo o zderzak samochodu, jeszcze mocniej wypinając zgrabną pupę.

    – Co chcesz robić? – spytała zaskoczona, odwracając głowę do tyłu – Chyba nie chcesz…

    Nie skończyła pytania. Jan odsunął cienki pasek materiału na pośladek i nabił dziewczynę na swą dzidę. Wrzasnęła, próbowała się uwolnić od nacierającej pały, ale trzymał mocno szczupłe biodra.

    – Nie szarp się, to nie będzie bolało. Masz super pipkę, ale twoja pupcia też jest rewelacyjna, gorąca i ciasna – Jan posuwał dupę swą metodą parowego tłoka, mocno i rytmicznie. – Nie wierzę, że jeszcze tak się nie bzykałaś.

    – Kiedyś raz, ale strasznie bolało – dziewczyna ledwo wysapała odpowiedź, już nie wyrywała się Janowi

    – Teraz też boli?

    – Nie, nie boli, – wystękała – to nawet przyjemne, ruchaj mnie mocno, chcę tego, to jest super, tak, pompuj mnie, ruchaj, szybciej, szybciej, dochodzę, zaraz…. taaaak, mocniej, taaaak, TAAAK!!! – wrzeszczała targana kolejnym orgazmem.

    Jan też czuł, że dochodzi, skończył więc penetrację tyłka, znowu odwrócił dziewczynę, zmusił ją, żeby uklęknęła i dosłownie wtargnął w jej sprawne usta. Gwałcił ją w buzię, a czując nadchodzący wytrysk nie panował już nad sobą. Trzymał mocno głowę nieznajomej laseczki między swymi udami, wpychał nabrzmiały penis ile się dało, nie zwracał uwagi, że ona się krztusi, dławi i robi coraz bardziej czerwona na buzi. Eksplodował w gardle, ryknął z rozkoszy, orgazm był tak silny, że upadł na trawę obok kaszlącej dziewczyny, tak jak ona nie mógł złapać oddechu.

    – Zwariowałeś? Miałam się udusić? – wykrztusiła z siebie z wyrzutem – mało brakowało, a twoją spermę miała bym w płucach!

    – Przepraszam, ale tak na mnie zadziałałaś. Powiem krótko – seks z tobą to istny kosmos, masz talent, dziewczyno!

    – To teraz zawieź mnie do domu, dobrze? – udała obrażoną – a pupa długo cię nie zapomni!

    – Jedziemy, tylko pokaż, gdzie mieszkasz. Jeśli chcesz, możemy powtórzyć, odświeżyć za kilka dni pamięć twej pupie.

    – Pod sam dom mnie chyba nie zawieziesz, ale pokażę drogę. A do przypominania jest odpowiedni facet, nie musisz się fatygować.

    Resztę podróży odbyli w milczeniu. Nie spotkał jej więcej, choć bardzo często pokonywał tę trasę i wypatrywał dziewczynę. Nie poznał nawet jej imienia…

    Kolejne niespodziewane zakończenie podwożenia autostopowiczki miało miejsce kilka tygodni po pierwszej przygodzie. Pewnego dnia Jan wracał do domu w czasie silnej ulewy. Nie jechał zbyt szybko, warunki na drodze nie pozwalały na brawurę. Nagle w strugach deszczu dostrzegł jakąś postać wymachującą rękami i podskakującą na poboczu. Pierwszą myślą było, że to jedna z tak zwanych „tirówek”, dziewczyn, które kierowcom ciężarówek świadczą swe usługi przy drogach, ale kiedy zbliżył się do skaczącej postaci stwierdził, że jednak chyba za młoda do tej profesji, poza tym w takich warunkach tirówka by nie pracowała. Zatrzymał samochód, odblokował zamek i otworzył drzwi.

    – Wskakuj, bo mi napada do środka – nakazał dziewczynie

    Zwinnym susem znalazła się na siedzeniu pasażera.

    – Jak dobrze, że pan stanął, zmokłam zupełnie, a nikt nie chciał mnie zabrać. Brali mnie za tirówę, czy co?

    – Kierowcy obawiają się obcych na drodze, nigdy nie wiadomo, kto wsiądzie do auta. – stwierdził filozoficznie Jan

    – A pan się nie obawia? – spytała, filuternie marszcząc mały, zgrabny , lekko zadarty nosek.

    – Ciebie chyba nie muszę, prawda? – uśmiechnął się do dziewczyny, pomału ruszając z miejsca. – A dokąd to jedziesz?

    – Cztery wioski dalej, uciekł mi autobus, chciałam iść pieszo, ale złapała mnie ta cholerna ulewa i przemokłam do gaci.

    – Na tylnych fotelach leży czysty, świeży ręcznik, wytrzyj się nim do sucha, bo woda leci na siedzenie.

    – Mogę? Dzięki – sięgnęła za siebie, wytarła włosy i zanim Jan się spostrzegł była bez bluzeczki.

    – Zwariowałaś? Co robisz? Co za striptiz mi tu urządzasz?

    – Chciałam się tylko wytrzeć, niech pan się nie obawia! – przypatrywała się mężczyźnie – a z pana jest fajny facet, przystojny! No i bardzo miły, bo mnie pan zabrał, będę się musiała jakoś odwdzięczyć. Cholerka, bluzka zupełnie mokra! Spodnie też jak ścierka, jeszcze pofarbują fotel, lepiej zdejmę, mogę?

    – Ile ty masz lat dziewczyno? Siedemnaście? Osiemnaście?

    -Skończyłam osiemnaście, a dlaczego pan pyta?

    – Bo wyglądasz jak piętnastolatka.

    – Mam małe cycki, prawda? Brat też mi to ciągle mówi, dlatego niekiedy proszę, żeby mi je masował, to ponoć pomaga.

    – CO??? Brat masuje ci cycki? – Jan aż przyhamował z wrażenia.

    – A co w tym dziwnego, przecież to brat, znam go od urodzenia. Jak byliśmy troszeczkę młodsi to latem całe dnie lataliśmy po ogrodzie nago. Widziałam, jak rośnie, jak dojrzewa, jest rok starszy. Teraz też, jak jesteśmy w domu sami, nie krępujemy się i chodzimy nago.

    – Ciekawa rodzinka. A co na to rodzice? – Jan był coraz bardziej zaintrygowany

    – Wyzywają nas, że już czas, żebyśmy spoważnieli, ale na szczęście nie wiedzą, że uprawiamy ten nasz seks, inaczej chyba by nas zatłukli! Ale co tam… Najważniejsze, że się pan zatrzymał, jakoś się odwdzięczę.

    – Jak to, co to znaczy, że uprawiacie ten wasz seks? – spojrzał na dziewczynę wielkimi oczami.

    – No, normalnie, niekiedy robimy sobie dobrze, masujemy się, liżemy…

    Jan nie wiedział pierwszy chyba raz w życiu, co powiedzieć, tylko zerkał w stronę rozgadanej nastolatki. Rzeczywiście, biustu jak na ten wiek nie miała zbyt okazałego, choć cała reszta była ok. Ocenił, że ma prawie metr sześćdziesiąt wzrostu. Szczupłe ramiona, trochę chude, ale całkiem zgrabne nogi, niesamowicie kształtna, lekko wypięta pupa, buzia roześmiana, dziewczyna miała piękne oczy i uroczy uśmiech.

    – Jak masz na imię?

    – Milena – ciągle uśmiechała się radośnie, całą ładną buzią.

    – A ja jestem Jan. – uścisnęli sobie dłonie – jesteś bardzo ładna, Mileno.

    – Żartuje pan – zarumieniła się lekko – jestem normalna dziewucha ze wsi.

    – No to gratuluję, jeśli ty jesteś normalna, to jak wygląda u was ta najładniejsza? Miss Europa? – zażartował – Wysadzić cię w jakimś konkretnym miejscu?

    Przyglądając się dziewczynie na tyle, na ile pozwalało prowadzenie auta, Jan poczuł jakieś ruchy w swoich spodniach. Co tu dużo mówić – podobała mu się ta chuda nastolatka, bo i ta buzia, figura i te oczy… Milena chyba dostrzegła zmiany w kroczu kierowcy, bo coraz częściej tam zerkała, zaciekawiona, co kryje się w spodniach przystojnego mężczyzny.

    – A wie pan, tak jak mówiłam, mamy ten nasz seks, nie tylko chodzimy nago, ale może dokładniej chce pan wiedzieć co robimy? To powiem – sama odpowiedziała sobie na pytanie, spoglądała Janowi w oczy, kiedy ten, zaintrygowany laseczką, raz po raz odwracał głowę w jej stronę

    – Przyłapałam go jakiś czas temu, jak walił sobie konia, męczył się przy tym okropnie, to mu pomogłam i od tamtej pory pomagamy sobie wzajemnie, jak któreś z nas ma ochotę na seks!

    – No, domyślam się, brat masuje ci cycuszki, żeby urosły, mówiłaś już.

    – Ale po masażu odwdzięczam się Radkowi tak, jak on lubi.

    – A co lubi twój brat?

    – Bardzo lubi lizać moją muszelkę, a ja uwielbiam ssać jego kutaska, aż do wytrysku, lubię smak jego spermy – spuściła oczy, lekko zawstydzona.

    – Hmmm. Nie wiem, co powiedzieć, bzykasz się z bratem? Szokuje mnie to, bo to chyba nie jest normalne!

    – Nie, nie bzykamy się, tylko liżemy, jestem ciągle dziewicą! Nie chcę ciąży, tym bardziej z własnym bratem, no co pan!

    – No to rzeczywiście ulżyło mi, że tylko się liżecie – odpowiedział z ironią w głosie – Gdzie cię konkretnie wysadzić?

    – Zaraz panu pokażę, jeszcze kawałeczek.

    Deszcz przestał padać już kilka kilometrów wcześniej, droga była na tym odcinku sucha, szybko zbliżał się wieczór. Jan włączył światła mijania. Myślał o seksie siostry z bratem, wyobrażał ją, jak leży z rozłożonymi nogami, a język chłopaka penetruje jej dziurkę. Ten obraz spowodował, że kutas stanął Janowi prawie na baczność, na szczęście ukryty w spodniach i zakryty koszulą; Jan zawsze tak chodził, z koszulą na zewnątrz, nie w spodniach, od kiedy w zupełnie niespodziewanych okolicznościach doznał potężnego wzwodu i cała głowica wylazła ze spodni na świeże powietrze. Ale był wstyd!

    – O, tutaj w prawo może pan skręcić – głos dziewczyny sprowadził go do rzeczywistości – tu, tu w prawo jest taka polana, proszę tutaj stanąć.

    Rzeczywiście, za ścianą drzew zobaczył ładną leśną polanę. Duża wiata ze stołami i ławkami, kilka miejsc parkingowych otoczonych płotem z belek były miejscem odpoczynku dla podróżnych. Jan kilka razy jechał tą trasą, ale nigdy nie widział żadnego znaku przy drodze, który wskazywał by na ten parking. Zatrzymał samochód.

    – Tutaj wysiadasz? Daleko masz stąd do domu?

    – Do domu mam jakieś trzy kilometry, ale dalej nie ma już żadnego miejsca takiego, jak to. Mówiłam, że się odwdzięczę – odpięła pas, przechyliła się w stronę kierowcy, położyła dłoń na jego kroczu.

    – Widzę, że oczekuje pan tego… – przez spodnie uścisnęła stojący penis.

    Sprawnie rozpięła rozporek, wyłuskała kutasa na wierzch, uśmiechnęła się.

    – Jezu, jaki on ładny i taki wielki! Radek ma dużo mniejszego, niż pan. Jejku, jakie ma żyłki – wodziła palcem po stojącej pale – i jak się ładnie pręży. Stój, kochany, stój, Milenka zaraz się tobą zajmie – mówiąc to ledwo objęła główkę penisa ustami. – Matko, on ciągle robi się coraz większy! Ale ma pan sprzęt w spodniach – patrzyła na Jana z uznaniem i zdziwieniem.

    Jan siedział jak zamurowany. Sytuacja bawiła go, mimo wszystko jednak czul się trochę zażenowany, ale jednocześnie bardzo podniecony i ciekaw, co będzie dalej. Odpiął swój pas bezpieczeństwa, wygodniej usadowił na siedzeniu, ściągnął spodnie trochę niżej, niż zrobiła to dziewczyna. Czuł na swym rumaku gorące usta Mileny, a na udach zimne, mokre włosy dziewczyny. Pogłaskał te mokre włosy, sięgnął dłonią w stronę jej pupy.

    – Nie, niech pan nie wkłada tam ręki – dziewczyna oderwała się od jego krocza – mam okres, nie może mnie pan wylizać.

    – Ale ja nie chciałem cię lizać po cipce, tylko pogłaskać po pupie – uścisnął jędrny, gładki, aksamitny pośladek i dał lekkiego klapsa.

    – Głaskać pan może… glu, glu, glu – dziwne dźwięki wydobyły się z jej gardła zapchanego sztywną pałą.

    Dziewczyna wiedziała, co robić, żeby zadowolić mężczyznę, widocznie brat dobrze ją wyszkolił. Onanizowała go ustami, pomagała sobie rękami. Ssała go, lizała; ssała i lizała jądra, trzepała szybko ręką, żeby za chwilkę mieć go głęboko w gardle. Jan przymknął oczy i dał się ponieść podnieceniu. Bawił się jej pupą, gładził aksamitną skórę pośladków. Naślinił palec i spróbował wepchnąć go w odbyt Mileny. O dziwo, nie cofnęła się, nie zareagowała. Czuł, że zbliża się do wytrysku, a nie chciał tego jeszcze.

    – Milenko, mam pomysł – oderwał głowę dziewczyny od kutasa – chcesz mi się naprawdę odwdzięczyć?

    – No przecież to cały czas robię! – nie puszczała penisa, cały czas trzymała go w dłoni. – przecież był pan we mnie, starałam się jak mogę najlepiej, robię panu loda nawet dość głęboko, prawda? Nie podoba się panu to, co robię? Radek mnie zawsze chwali!

    – Jesteś w tym mistrzynią, możesz mi wierzyć, ale chciałbym być w tobie z drugiej strony – klepnął ją w pośladek.

    – Przecież mówiłam, że mam okres.

    – Pamiętam, dlatego chciałem wykorzystać twoją drugą dziurkę!

    – Drugą dziur… No co pan! Nigdy w pupie nic nie miałam! – jej oburzenie nie miało granic – Co pan sobie wyobraża!

    – Wyobrażam sobie, jak wpycham swego kutasa w twoją dupcię! W ten prosty sposób poznasz, co to seks analny, przeżyjesz może ciekawy orgazm, nie stracisz dziewictwa, nie zajdziesz w ciążę, a ja będę miał okazję bzyknąć śliczną, młodą kobietę! Proste prawda?

    – No wie pan, jak pan to sobie wyobraża? – Jan z zadowoleniem zauważył. że już nie była taka stanowcza i oburzona – mam wypiąć goły tyłek, a pan tak po prostu będzie mnie w niego ruchał?

    – Mniej więcej tak by to wyglądało – uśmiechnął się do dziewczyny.

    Milena długo patrzyła mężczyźnie w oczy. Po dłuższej chwili pomału, nie przestając go obserwować odsunęła się od niego i… zdjęła figi.

    – Nie poplamię fotela, bo mam tampon w cipce.

    – Jak masz tampon, to może nie masz już dziewictwa? Sprawdzałaś? – zażartował.

    – Pani ginekolog sprawdzała i pokazała, jak bezpiecznie je wkładać.

    – Przejdźmy do tyłu, tam jest znacznie więcej miejsca – zaproponował.

    Dziewczyna wyszła z samochodu i przeszła do tylnej części, Jan obszedł auto z drugiej strony. Wcześniej zdążył zdjąć spodnie i teraz pół nagi stał przed dziewczyną. Popatrzyła na sterczącego kutasa, uklęknęła przed nim.

    – Muszę go jeszcze posmakować bardzo mi się podoba – mówiła liżąc twardą pałę – jak pan myśli, Radkowi też kiedyś taki urośnie?

    – Pewnie tak, jeśli będzie odpowiednio często go używał – przydusił głowę Mileny do swego krocza.

    Kiedy zaczęła się krztusić – puścił

    – Chodźmy do samochodu, jeszcze nas kto zobaczy – zaproponował.

    – Już prawie zupełnie ciemno, kto by tu miał być, to niezbyt uczęszczany parking, drogą też jeździ bardzo mało aut, dlatego tak zmokłam! A nawet, jakby ktoś chciał tutaj wjechać, to będzie widać światła i zdążymy się schować – odpowiedziała rezolutna nastolatka

    – Nie chodzi o mnie, tylko o ciebie. Zobaczy cię kto znajomy i będzie afera.

    – Nikt mnie nie zobaczy, do najbliższego domu jest prawie kilometr.

    – Jak chcesz – podniósł dziewczynę z kolan i przycisnął do siebie. Zwarli się w długim pocałunku, poczuł smak swego penisa.

    Przypomniał sobie poprzednią autostopowiczkę, którą zerżnął w lesie kilka tygodni temu. Zastosował ten sam trik. Odwrócił dziewczynę tyłem do siebie, przyciągnął jej drobne pośladki do swego krocza a ręką nadusił mocno kark Mileny, dzięki czemu stała pochylona z wypiętym tyłeczkiem. Podobnie jak tamta oparła się rękoma o zderzak, odwróciła głowę do Jana.

    – Ale nie będzie bolało? – zapytała z obawą w głosie.

    – Zrobię wszystko, żebyś miała maksimum przyjemności – pochylił się i splunął na brązową dziurkę. – Jeśli mocno zaboli po prostu powiedz, nie będziemy robili nic na siłę, nie mam zamiaru cię gwałcić!

    Ujął w dłoń swego niezawodnego do tej pory przyjaciela, posmarował go obficie śliną i zbliżył do celu. Naślinił palce, wsunął w dziurkę jeden, poruszał nim trochę, wsunął drugi, lekko rozszerzył odbyt. Milena nie reagowała, czekała na ciąg dalszy, palcowanie pupy sprawiało jej niespodziewaną przyjemność. Jan znowu naślinił pupę i kutasa, bez pośpiechu, wolno zaczął wciskać go w ciasną dziurkę. Milena drgnęła, syknęła, spojrzała przez ramię na mężczyznę, ale nie uciekła z biodrami. Jednak ciekawość i chęć przeżycia czegoś nowego i nieznanego zwyciężyły nad obawą. Początek czerwonej głowicy był już między pośladkami, napotkał jednak na bardzo duży opór.

    – Nie ściskaj pośladków, rozluźnij się całkowicie, wtedy nie będzie bolało – poinstruował dziewczynę.

    – Staram się, ale jednak trochę się boję – wyszeptała cała spięta.

    – Chyba cię nie boli, prawda? Jeśli się rozluźnisz, będzie tylko miło i bardzo przyjemnie – jeszcze raz zmoczył śliną członek, przy okazji podrażnił palcami łechtaczkę, pogłaskał pipkę po nie przystrzyżonych, mięciutkich lokach na łonie.

    Przytrzymał mocno szczupłe biodra, klepnął dość mocno jędrny pośladek, za chwilkę drugi. Dziewczyna nie reagowała, przystąpił do akcji…

     Popchnął kutasa na kilka milimetrów, opór był znacznie mniejszy. Znowu pomału kilka milimetrów. Nagle stało się coś niespodziewanego. Milena szybko odepchnęła się od zderzaka i mocno naparła pupą na wchodzącego w nią penisa. Ten wskoczył do środka, dziewczyna krzyknęła głośno i… zaczęła sama nabijać się rytmicznie na pulsującą w jej wnętrzu pałę. Znowu odwróciła głowę, popatrzyła z uśmiechem na mężczyznę.

    – Trochę zabolało, ale tylko sekundę, teraz jest… tak… inaczej… Ale jest to bardzo przyjemne…

    – Poczekaj chwilkę, zaraz będzie jeszcze przyjemniejsze – Jan odpowiedział uśmiechem.

    Teraz nie zważał na nic. Ciągle trzymał mocno dłońmi szczuplutkie bioderka i począł mocno pompować pupę dziewczyny. Nieznany do tej pory rodzaj seksu spodobał się laseczce, wzdychała głośno, pojękiwała w rytm ruchów mężczyzny. On wszedł w swój rytm tłoka parowego – mocno i równo ruchał dupę autostopowiczki. Jej jęki stały się coraz głośniejsze, oddech szybszy, czuł, jak napina się całe jej drobne, młode ciało. Wiedział, że nadchodzi orgazm, sam też już był bliziutko. Jeszcze przyspieszył, wzmocnił ruchy, słyszał mlaskanie jąder obijających się o ciągle mokrą cipkę. Milena wrzasnęła, właściwie zacharczała głośno, w jej gardle gotował się jakiś zwierzęcy skowyt. W tym momencie Jan trysnął do gorącej pupy. Wyrzucił z siebie kilka porcji spermy, po chwili puścił dziewczynę. Opadła na kolana, podparła się rękami, cała podrygiwała, sapała i jęczała. Z jej pupy wypłynęła stróżka białej galaretowatej piany. Odwróciła się do mężczyzny, popatrzyła na niego jeszcze błędnym wzrokiem.

    – Matko! Teraz wreszcie wiem, co to prawdziwy orgazm – wysapała cicho – Janku, daj mi go jeszcze polizać.

    Nie zwrócił uwagi, że mówi mu po imieniu. Taki orgazm, jaki miał w tym młodym, zgrabnym tyłeczku wart był wszystkiego, mogła go nazywać, jak chciała. Milena objęła ustami pomału opadającego fiuta i wyssała z niego resztę spermy.

    – Mówiłam, że lubię sten smak, prawda? Ale ty smakujesz inaczej, niż Radek

    – Bo każdy smakuje inaczej, nawet ten sam facet może być słodki, słony, kwaśny, to zależy od diety.

    Wstała z kolan, otrzepała się, położyła dłoń na pupie, przeciągnęła nią po rowku i powąchała.

    – Ile tego jest, ciągle kapie! Pachnie inaczej, niż ty – zauważyła.

    – Bo to jest mój zapach pomieszany z zapachem śluzu w twojej pupie. Proszę, masz ręcznik, wytrzyj zadek i ubierz się.

    – Muszę Radkowi powiedzieć, żeby tak jak ty ogolił sobie jajka, jesteś tam taki gładki i czysty, nic nie wchodzi między zęby. Ja się już niekiedy depiluję, robię sobie różne fryzurki, to on niech też to zrobi.

    Jan patrzył na gołą Milenę, podziwiał to młode, fantastyczne ciało. Poczuł, że znowu będzie za kilka sekund gotowy do kolejnego numerku. Chwycił dziewczynę za kark, przyciągnął do siebie, zwarli się w pocałunku, oplotła go ramionami, mocno przywarła do mężczyzny. Objął dłońmi oba pośladki, podciągnął młodą laseczkę do góry, przesunął ręce pod uda, uniósł na wysokość swoich bioder. Poprawił uchwyt, teraz trzymał ją pod kolanami, które spoczywały w zagięciu łokci jego rąk, dłonie położył na łopatkach młodziutkiej kochanki. Podniósł ją jeszcze wyżej, tak, że pupa znalazła się nad głowicą sterczącego kutasa i pomału zaczął opuszczać szczupłe biodra. Poczuł, że kutas wchodzi w pupę, mokrą i śliską po jego poprzedniej bytności. Milena jeszcze mocniej objęła mężczyzną ramionami. Jan podnosił i opuszczał podnieconą do granic dziewczynę, jego kutas wypełniał zgrabny tyłeczek. Nie trwało to już długo, orgazm osiągnęli dokładnie w tym samym momencie; doznanie było tak silne, że przewrócili się na trawę. Leżeli w bezruchu obok siebie, patrzyli sobie w oczy. Pierwsza odezwała się Milena.

    – Ale ty umiesz ruchać! Nawet nie słyszałam, że tak można, a ty to wszystko stosujesz… Twoja żona musi być zachwycona – wyszeptała, cały czas dysząc.

    – To wszystko kwestia wprawy i treningu. Ale z ciebie to też niezłe ziółko! A żony nie mam… – odpowiedział również szeptem

    – Drugi orgazm był jeszcze lepszy, niż ten pierwszy… Ciekawe, kiedy przeżyję znowu coś takiego… – pocałowała Jana w policzek i podniosła się z trawy – jedźmy, robi się chłodno

    Ubrani weszli do samochodu. Jan włączył silnik, zapalił światła i pomału wyjechał na drogę. Milenie usta się nie zamykały, choć zauważył, że zmienił się jej ton głosu, stał się jakby bardziej matowy, trochę rozleniwiony.

    – Nie spodziewałam się, że to może być tak przyjemne! Okropnie się bałam, choć starałam się, żebyś tego nie zauważył. Ale zaskoczę Radka! Poproszę go, żeby wymasował mi cycuszki, potem jemu zacznę robić loda, ale złapię go za kutasika i wprowadzę sobie w pupę. Przedtem oczywiście czymś sobie nasmaruję dziurkę, może jakimś żelem, żeby nie bolało – marzyła głośno.

    -Takich żeli jest cała masa, pytaj w aptece – poradził Jan.

    Sięgnął do portfela, wyjął banknot stuzłotowy, podał dziewczynie. Popatrzyła na niego z oburzeniem

    – Za kogo pan mnie bierze, nie jestem dziwką! – jej gwałtowny protest przybrał oficjalną formę – Spodobał mi się pan, chciałam się panu odwdzięczyć za zabranie mnie z drogi w czasie tej ulewy, a pan mi daje kasę? To świństwo z pana strony, jakbym nie chciała seksu z panem to i tak nic by mi pan nie zrobił! – wykrzykiwała zezłoszczona i odwróciła twarz w stronę bocznej szyby, żeby nie mógł na nią patrzeć.

    – Jan próbował przeprosić oburzoną nastolatkę, ale nic do niej nie docierało, wzburzona nie słuchała jego słów, ciągle coś mruczała pod nosem, słyszał tylko „pan”, „panu”, „panem”…. Nagle ostro zahamował. Pasy uchroniły Milenę przed wpadnięciem na przednią szybę. Przerwała swój cichy monolog i popatrzyła zdziwiona na kierowcę.

    – Co pan robi?

    – Nic, usiłuję cię przeprosić, ale nie słuchałaś. Przepraszam za tę stówkę, naprawdę, nie miałem nic złego na myśli, chciałem w jakiś sposób podziękować tobie za cudowne chwile w twej buzi i w pupie, obie są doskonałe w tym co robią, naprawdę – tłumaczył się trochę zmieszany swą propozycją finansową.

    – Chcesz mnie przeprosić – znowu byli na „ty” – dam ci możliwość – chytry uśmieszek nie schodził z jej ślicznej buzi.

    – No to mów, bo naprawdę chcę, żebyś się nie gniewała na mnie.

    – No dobrze, powiem wprost – cały czas się uśmiechała – jestem głodna i proszę, żebyś mnie nakarmił.

    – OK, pojedziemy do jakiegoś baru, kilka kilometrów stąd jest fajny zajazd to…

    – Nie, nie tak – nie pozwoliła Janowi skończyć – chcę, żebyś mnie nakarmił swym kutasem, on mi się naprawdę podoba jest taki… taki… – szukała odpowiedniego określenia – taki męski, a nie młodzieżowy, jak u Radka… – przechyliła się w jego stronę, złapała za krocze.

    – Pomalutku, poczekaj, zjadę gdzieś na bok, na jakiś inny parking, czy pobocze.

    Zatrzymał auto w bezpiecznym miejscu, włączył światła postojowe, rozpiął rozporek. Po poprzednim seksie nie założył bokserek, więc lekko uwiędły penis znalazł się natychmiast w jej buzi. Milena nie potrzebowała wiele czasu, żeby ogier wysoko podniósł swą głowę. Swymi poczynaniami ponownie udowodniła Janowi, że w fellatio jest mistrzynią. Poza tym ta mała gaduła cały czas bardzo go podniecała, miała w sobie niesamowity seksapil. Obrabiała kutasa po mistrzowsku, nie zapominając o jajkach. Nie wytrzymał długo, wystrzelił w usta dziewczyny. Choć ładunek był dużo mniejszy, niż za pierwszym razem, ale i tak musiała połknąć sporą porcję spermy, z którą doskonale sobie poradziła. Na koniec possała jeszcze chwilkę, potem przyglądała się penisowi, jak pomału opada. Uśmiechając się gładziła delikatnie opuszkami palców ledwo widoczne w mroku kabiny żyłki. Ostrożnie położyła go na udzie właściciela tego sprzętu i wyprostowała się.

    – Teraz możesz mnie odwieźć do domu.

    – Ruszyli z miejsca, ujechali kilkaset metrów, kiedy dogonił ich… policyjny radiowóz. Policjant „neonami”, syreną i świecącym lizakiem nakazał kierowcy zjechać na bok. Podszedł do zatrzymanego pojazdu, przedstawił się, poprosił o dokumenty. Poświecił latarką do wnętrza kabiny, popatrzył na dziewczynę.

    – Czy coś się stało, że staliście państwo na poboczu? – zapytał – Z daleka widać było wasze auto, ale dość długo stało, ruszyliście dopiero, kiedy podjechaliśmy bliżej

    – Nie wiedziałem, że za nami jedzie radiowóz, z daleka po ciemku nie sposób cokolwiek zobaczyć. Ale byliście dość daleko, więc nie stworzyłem zagrożenia.

    – Włączył się pan do ruchu prawidłowo, pytam o tę młodą osobę obok.

    – To moja siostrzenica, zawożę ją do domu, tutaj niedaleko, w następnej wiosce. A pan myślał, że z kim jadę?

    – Siostrzenica… To po co staliście tak długo?

    – Musiała wyskoczyć w krzaczki, nie dojechalibyśmy bezpiecznie do domu, była by mała awaria.

    – Ale długo to trwało…

    – Panie aspirancie, – Jan przerwał policjantowi – ma pan jakieś pytania dotyczące samochodu, lub dokumentów? Prywatne, rodzinne sprawy nie powinny pana interesować.

    Policjant zrobił głupią minę, oddał dokumenty i życzył szerokiej drogi. Jan popatrzył z uśmiechem na dziewczynę, wrzucił bieg, odjechali niespiesznie, spoglądając w lusterka wsteczne.

    – Dobrze, że założyłaś tą mokrą koszulkę, bo by była chryja – ponownie uśmiechnął się do dziewczyny

    – Dobrze, że ty zdążyłeś schować kutasa do spodni – roześmiała się perliście – ale teraz naprawdę zawieź mnie do domu, bo chyba jadą za nami. Pokażę ci, gdzie mieszkam i tam mnie wysadzisz.

    Kierowany wskazówkami dziewczyny szybko dojechał do celu. Milena przechyliła się w jego stronę, cmoknęła w policzek i wyskoczyła z auta. Koło furtki zatrzymała się i pomachała patrzącemu za nią mężczyźnie. Jan kiwnął ręką, popatrzył w lusterku na zbliżający się radiowóz, przepuścił go i odjechał. Jak wszystkie inne – Milena została tylko pięknym wspomnieniem…

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Jan Sadurek
  • Zuzia niespodzianka

    Czas mijał, miesiąc mijał za miesiącem, życie toczyło się normalnym rytmem. Jan szukał bardzo różnych kobiet, dziewczyn, wszędzie, gdzie się dało. Wraz z popularyzacją Internetu i rozwojem wszelkiej maści portali z możliwością prowadzenia „rozmowy”, to znaczy wraz z rozwojem czatu (a kiedyś „czatować” znaczyło coś zupełnie innego… Choć czy do końca? Przecież tutaj, w Internecie, też czatował na swoje potencjalne ofiary!) poszerzył swoje pole działania. Spotkał się z wieloma kobietami, na „rozkładzie” miał lekarkę, pielęgniarki, sprzątaczkę, panią architekt, nauczycielki, śpiewaczkę operową, tancerkę, dziewczynę prowadzącą tramwaje, kucharkę, krawcową, policjantkę, dentystkę, właścicielki firm, gospodynie domowe i jeszcze kilka innych zawodów. Prawie wszystkie zostały nagle i niespodziewanie rzucone, niektóre same odchodziły; ale wszystkie były zadowolone i usatysfakcjonowane seksem z jurnym mężczyzną…

    Dzieci dorastały, stawały się bardzo samodzielne, po jakimś czasie Jan skonstatował, że już nie jest im potrzebny, jako wychowawca, nauczyciel, powiernik, czy doradca, a raczej, jako chodzący portfel z pieniędzmi. Fakt, od kiedy zajął się tym, co robi do tej pory, nie miał prawa narzekać na finanse. W krótkim czasie postawił dom, pięknie go urządził, kupił dobry, duży samochód… Syn kończył technikum, córka była na studiach w innym mieście, usamodzielniła się zupełnie; praktycznie był sam w domu, żona kilka lat nie mieszkała już z nimi… Kuba, syn, przyprowadzał do siebie kumpli i koleżanki, na szczęście miał swój pokój w odległym końcu domu, te odwiedziny nie przeszkadzały Janowi, byle byli odpowiednio cicho; tym bardziej, że chłopak miał własną łazienkę przy pokoju, jego goście nie wchodzili w drogę ojcu.

    Kuba urządzał imprezy, niekiedy zakrapiane alkoholem, na ogół jednak zapraszane towarzystwo bawiło się w miarę spokojnie. Po zdaniu matury przez juniora, Jan zorganizował synowi przyjęcie, na które ten zaprosił kilku kolegów z przyjaciółkami, zaprosił też dziewczyny ze szkoły. Zabawa była huczna, ale wszystko w granicach przyzwoitości; zdarzyło się, że kilku kolegów przesadziło z napojami, ale nie było to problemem – w ogrodzie stał duży namiot z łóżkami polowymi i kocami, gdzie w ciszy i spokoju mogli dochodzić do siebie. Impreza była bardzo udana, było chyba z trzydzieści osób, wszyscy świetnie się bawili. Nad ranem taksówki rozwiozły towarzystwo do domów, oczywiście poza tymi, którzy „dojrzewali” w namiocie. Jan, jak zwykle rano w niedzielę, pospał trochę dłużej, nie spieszył się nigdzie, nie musiał. Wszedł do łazienki, stanął pod prysznicem, orzeźwił się strumieniem zimnej wody, wykąpał i skrócił kilkudniowy zarost. Popatrzył na swoje odbicie w lustrze i zadowolony z tego, co zobaczył, puścił do siebie oczko. Pomasował chwilkę swego penisa, lubił, kiedy był on leciutko wzwiedziony i nagi wyszedł z łazienki.

    W kuchni czekała na niego mała robótka, miał apetyt na jajecznicę. Pogwizdując jakiś nowy przebój słyszany w radio wszedł do kuchni. Ciepły ranek, śpiew ptaków w ogrodzie i wesoło wahający się penis między nogami wszystko to nastrajało go bardzo pogodnie. Wyjął jajka z lodówki, kubek ze smalcem domowej roboty, wyciągnął z szafki odpowiednią patelnię i wszystko to postawił na blacie; odwrócił się po przyprawy i… zamarł. W kącie kuchni, na taborecie siedziała koleżanka syna i patrzyła wielkimi oczami! Właściwie to nie patrzyła na Jana, tylko na to, co zwisało mężczyźnie między nogami. Ubrana tylko w luźną bluzeczkę, kończącą się na wysokości pępka i w skąpych majteczkach wyglądała bardzo seksownie. Jan stanął jak wryty, nie wiedział, co powiedzieć, trzymając w jednej ręce solniczkę, w drugiej młynek z pieprzem; dziewczyna też nie odzywała się. Wreszcie odzyskał rezon.

    – To ty jesteś Zosia, koleżanka Kuby? Co tu robisz?

    – Nie, ja jestem Zuza, – wyszeptała oniemiała dziewczyna – spałam w tym pokoju obok pokoju Kuby, chciało mi się pić, więc przyszłam tutaj.

    – Jesteś dziewczyną Kuby?

    – Nie, koleżanką, nie chodzimy ze sobą.

    – Co tak się na mnie patrzysz, nie widziałaś gołego mężczyzny? – Jan próbował uśmiechem rozładować niezręczną sytuację.

    – Nie, nie, widziałam, ale to, co pan tam ma, to…

    – Co mam i gdzie? – przerwał Zuzi Jan.

    – No… no… tam, między nogami, to, co tam panu zwisa… Matko boska, co to jest?

    – Zuziu, to jest penis, inaczej zwany członkiem, czyli to, co ma, lub powinien mieć każdy chłopak, czy mężczyzna – wyjaśnił spokojnie, odstawiając przyprawy.

    – Ja wiem, co każdy mieć powinien, ale to, co pan ma, to jest… Nie wiem co!

    – Nie widziałaś na żywo penisa? Możesz to nadrobić! – stanął przed dziewczyną – ale jeden warunek…

    – Jaki warunek? – spytała zaciekawiona – widziałam już różne penisy, ale znacznie mniejsze, nawet kilka razy… – zawstydziła się.

    – Warunek bardzo prosty. To, co dzieje się w tej kuchni nigdy nie ma prawa wyjść na zewnątrz, rozumiesz? Tylko tyle!

    – Oczywiście, pełna dyskrecja! – Zuzia była już trochę rozluźniona – Mogę go dotknąć? – ciekawość była silniejsza od wstydu.

    – Oczywiście, nawet możesz go pomasować.

    Pod wpływem ciepła młodej dłoni ładnej laseczki, wielki kutas pomału zaczął powstawać, wydłużać się i pęcznieć, po chwili ledwo mieścił się w ręce ciągle zdziwionej dziewczyny, wyglądało to trochę tak, jakby zaczął żyć własnym życiem!

    – Takie coś wkłada pan w kobietę?

    – Oczywiście, są takie panie, które bardzo go lubią

    – ! Ale ja się go boję! Wie pan, ja jeszcze nigdy… – zawstydzona opuściła głowę.

    – Rozumiem, nie kochałaś się jeszcze z żadnym chłopakiem… Dlaczego boisz się mego przyjaciela, przecież nie proponuję tobie seksu, nie zamierzam wkładać swego penisa w twoją pipkę, czy pupę, ale przecież on nie gryzie!

    – To w pupę też??? – Zuza zrobiła wielkie oczy.

    – Oczywiście, to mój ulubiony rodzaj seksu.

    – Nie przypuszczałam, że to… Hmmm… Z moim chłopakiem pieściliśmy się, ale tylko tak… bez stosunku…

    Zuzia zbliżyła twarz do trzymanego w ręce kutasa, oglądała go z bliska z wielkim zainteresowaniem. Trzymając go jedną dłonią, drugą dotykała delikatnie, opuszki palców przesuwała po węzłach nabrzmiałych żyłek, rysujących się pod cieniutką skórką.

    – A mogę dać mu buzi? – nieśmiało spytała zakłopotana, oblizując języczkiem usta.

    – Oczywiście, jest do twojej dyspozycji – Jan zbliżył się do dziewczyny na odległość mniejszą, niż długość penisa, ujął Zuzię pod brodę, podniósł jej twarz

    – Śliczna jesteś, wiesz? – drugą dłoń wsunął pod bluzkę i objął niezbyt dużą pierś – umiesz zrobić dobrego loda, prawda? – spytał z uśmiechem.

    – Tak, robiłam to już kilka razy, ale nigdy… – reszta słów utknęła w gardle wypełnionym twardym już kutasem.

    Obejmowała pulsującą głowicę ustami, ledwo zmieściła ją w buzi. Ssała zapamiętale, przesuwała obie dłonie po sękatym trzonie penisa. Jan w tym czasie wsunął drugą rękę pod bluzeczkę i pieścił twardniejące sutki brodawek zgrabnego, niewielkiego biustu. Podobała mu się ta dziewczyna, już wcześniej zwrócił na nią swą uwagę. Niezbyt wysoka, szczuplutka, biuścik też bardzo pasujący do drobnej figury, nogi miała zadziwiająco długie i bardzo zgrabne; zwrócił na to uwagę, bo wczoraj podczas imprezy miała na sobie naprawdę krótką spódniczkę, ledwo zakrywającą małą dupeczkę. Zuza przez cały wieczór ciągle się śmiała, jej śliczna, dziecięca jeszcze buzia, choć była już od roku pełnoletnia, zwracała na siebie uwagę dwoma dołeczkami pojawiającymi się wraz z uśmiechem. W czasie tanecznych wygibasów długie, lekko lokowane, bardzo gęste blond włosy tworzyły wokół twarzy rozradowanej dziewczyny świetlistą aureolę; odrzucała je na bok charakterystycznym ruchem głowy. Była bardzo ładna, bardzo zgrabna, bardzo atrakcyjna i taka… dziewczęco dziewicza! Jan zastanawiał się, co będzie, kiedy ktoś złapie ich w tej kuchni, ale pomyślał, że młodzi lubią pospać, tym bardziej, że po imprezie śpi się naprawdę długo, więc nie groziło im nagłe wtargnięcie niepożądanych osób. Patrzył teraz na tę śliczną dziewczynę, jak nieśmiało próbuje obrabiać jego olbrzymiego kutasa. Robiła to raczej z ciekawości, nigdy z czymś takim nie miała do czynienia, poza tym była jeszcze bardzo niedoświadczoną kochanką… Przymknęła oczy, wsuwała penis coraz głębiej, mruczała przy tym z rozkoszą. Zaczęła lizać jądra, ręką onanizowała bez przerwy stojącą pałę. Jan pochylony nad dziewczyną podniósł jej bluzeczkę, miętosił delikatnie zgrabny biuścik, drugą rękę wsunął pod maleńkie, koronkowe majteczki, które miała na sobie. Uścisnął jędrne pośladki, wcisnął dłoń pod pupę, przesunął palcem po dziurce odbytu, obserwował reakcję Zuzi, która drgnęła lekko, ale nie przestała obrabiać pulsującego penisa. Odważniej wsunął palec w dziurkę pupy, nie reagowała, zbyt zajęta swą pracą. Popatrzył po kuchni, zainteresował go pusty, duży stół stojący na środku. Odsunął się od dziewczyny, podniósł zdziwioną na rękach i położył na tym stole, solidnym, dębowym, kładąc ją na plecach tak, że jej śliczna główka wystawała nieco poza blat, burza włosów falowała w powietrzu. Patrzyła zdziwiona na mężczyznę, nie wiedziała, co ją czeka, ale chciała poznać to niewiadome. Jan zsunął ze szczupłych bioder majteczki, zauważył na nich plamkę od soków z podnieconej cipki. Pochylił się nad leżącą dziewczyną, nie rozkładając jej nóg polizał pachnącą, starannie wydepilowaną, gładziutką pizdeczkę. Zuza westchnęła głośno, ścisnęła kolana.

    – Nie, proszę, nie – wyszeptała – mówiłam już, że jeszcze nigdy… Jestem ciągle dziewicą!

    – Tylko dałem całuska twej pipce, nie bój się – pogłaskał dziewczynę po buzi – ale chyba w czymś ci przeszkodziłem, prawda? – położył penisa na cycuszkach patrzących w sufit. Nie musiał zachęcać, sama ujęła pałę i znowu zaczęła ssać i tarmosić olbrzymi organ.

    Mężczyzna patrzył między nogi pannicy, z zadowoleniem i uśmiechem na ustach przyjął widok plamy na blacie; z coraz bardziej podnieconej pipki ciągle wypływał cieniutki strumyk soków i śluzu. Położył dłoń na jej łonie, palec sam wskoczył w gorącą, śliską szparkę, towarzyszył temu cichutki jęk i westchnienie. Odważniej zaczął penetrować mokrą dziurkę, robił to bardzo delikatnie, nie chciał zdeflorować młodej laseczki. Jego pieszczoty nie trwały zbyt długo.

    – Niewygodnie mi – Zuzia podniosła się, siadła na brzegu blatu, ale nie puściła kutasa, cały czas go masowała

    – Chodź, zrobimy to inaczej, gdzie indziej, stół jest za rzeczywiście twardy. Chodź za mną – podniósł z podłogi upuszczone figi i bluzeczkę dziewczyny i przeszli do gabinetu.

    Tutaj było jego królestwo i tylko jego. Jan usiadł na stojącej tam kozetce, na której niekiedy wypoczywał, czytając jakąś książkę; wskazał dziewczynie miejsce obok siebie. Zuzia chciała też usiąść, ale kazał jej położyć się na brzuchu, żeby mogła bez problemu dalej obrabiać jego przyjaciela. W ten sposób miał ułatwiony dostęp do krocza dziewczyny. Podniósł jej bioderka, odgarnął na bok burzę włosów, chciał dobrze widzieć, co się dzieje między jego nogami, poza tym wpatrywał się w śliczną buzię. Dziewczyna obrabiająca wielki narząd nabrała śmiałości, teraz już pewniej i z pełnym zaangażowaniem zabrała się za pytę. Jan podziwiał to szczupłe, niesamowite, młode ciało; o takiej dziewczynie marzyła pewnie większość chłopaków. Teraz była jego. Objął dłonią mokrą pipkę, pomasował lekko, poczuł pod palcami wypływający strumyczek. Skorzystał z niego i posmarował śluzem dupkę wypiętą i ponętną. Nie przestając obserwować działań Zuzi delikatnie drażnił guziczek łechtaczki i odbyt, trochę mocniej zaczął ją masować. Cały kciuk wsunął w pupę, palec wskazujący odrobinę zanurzył w cipce, zaczął pomału palcować obie dziurki. Podniosła głowę, popatrzyła chyba zaskoczona, mruknęła coś niezrozumiale i wróciła do trzymanego penisa. Ruchy Jana stały się szybsze, coraz głębiej wpychał paluchy w ciemną dziurkę. Nie napotkał oporu ze strony dziewczyny; przeciwnie, coraz bardziej wypinała dupkę, nawet po chwili poruszała nią rytmicznie, zmuszając swego kochanka do jeszcze głębszej penetracji. Nagle zacisnęła z całych sił dłoń na penisie i… ugryzła go, na szczęście niezbyt mocno, ale zabolało. Zaskoczony podskoczył na równe nogi, prawie zrzucił Zuzę z kozetki, patrzył na nią zdziwiony.

    – Co ty… – przerwał nagle, obserwując twarz dziewczyny.

    Nie widziała go. Oczy miała odwrócone w tył głowy, dygotała cała, otwarte usta poruszały się bezdźwięcznie, dłońmi miętosiła swój biuścik. Jan zdążył złapać poduszkę i nakryć w ostatniej chwili buzię wykrzywioną grymasem orgazmu. Potężny, zaskakująco głośny wrzask wydobywający się z małego gardełka został na szczęście stłumiony, inaczej postawiła by na nogi cały dom; teraz dygotała i drżała cała.

    – Matko boska, ale odleciałam – wyszeptała patrząc na mężczyznę.

    – Bardzo dobrze, orgazm to samo zdrowie – uśmiechnął się Jan.

    -Jeszcze takiego nie miałam, to dzięki panu – spuściła wzrok – ale palec na cipce i w pupie to naprawdę przyjemność, nie przypuszczałam, że to takie wspaniałe uczucie!

    – Nie kochałaś się tak?

    – Nie, nigdy. Co prawda kochałam się z moimi chłopakami, ale nie miałam ich aż tylu, jakby się mogło wydawać, raptem trzech. Było zawsze tak samo, kładliśmy się do łóżka, robiłam najpierw loda, potem dostawałam minetę, choć nie przepadam za nią, potem kochaliśmy się tak normalnie, albo od tyłu, ale zawsze tylko w pupę i to wszystko. Miałam niekiedy orgazm, ale nigdy takiego!

    – To teraz wiesz, jak można. Ale ty już, a ja jeszcze nie!

    – Przepraszam, już się panem zajmuję.

    – Uklęknij tutaj – wskazał miejsce przy kozetce – i działaj.

    Sekundę później widział tylko czubek jej głowy i czuł na kutasie gorące usta. Nagle poderwała się, Jan nie zdążył zareagować, kiedy już siedziała na nim z chujem w swej ciasnej dupce. Wrzasnęła przy tym, ale zasłoniła twarz dłońmi. Zaczęła go ujeżdżać jak doświadczona amazonka, cały czas zasłaniając usta rękami. Tak samo szybko, jak na nim siadła – teraz zeskoczyła i znowu miała go w buzi. Janowi natychmiast zadziałała pamięć; przypomniał sobie, że dokładnie tak samo zrobiła dawno, dawno temu Aldona! „Może dziewczyny w tym wieku tak mają? Boją się, ale stawiają wszystko na jedną kartę” pomyślał. Po chwili poczuł, że dochodzi. Odsunął dziewczynę ciągle trzymającą w dłoni pulsującego kutasa, zdjął z niej bluzeczkę, sam zaczął się brandzlować przy jej małej pomocy, sekundy później wytrysnął na uśmiechniętą buzię, na piersi, na szyję. Zuza oblizała usta białe od spermy, przetarła zalane nią oczy.

    – Ale dużo tego! – nie mogła się nadziwić – i jaki pan słodki.

    – Mam nadzieję, że dobrze smakuję – roześmiał się rozluźniony – a co to miało być z tym skokiem na mego kumpla?

    -Przepraszam, ale musiałam przypomnieć sobie, jak to jest poczuć w pupie twardego penisa, a tym bardziej takiego penisa! Przyznam, że troszeczkę bolało po tym gwałtownym skoku, ale poczułam się taka… wypełniona! To jednak przyjemne mieć w sobie coś takiego wielkiego.

    – Nie gniewa się pan? – znowu rumieniec oblał jej śliczną buzię – cała ta sytuacja to dziwne zbiegi okoliczności, nie sądzi pan? A mogę…

    – Co chcesz zrobić?

    – Mogę jeszcze raz na nim usiąść? Mógłby pan kochać się ze mną, ale tak, żebym znowu miała taki odlot, jak przed chwilą?

    – Zuziu, widzisz mojego kolegę? Już stoi w gotowości, uracz go swą słodką pupą!

    Dziewczyna odwróciła się tyłem do mężczyzny, przysunęła do stojącego kutasa i pomalutku zaczęła na nim siadać. Wchodził pomału w ciasną dupkę, Zuza mrużyła oczy, śmiesznie marszczyła czoło i nosek, w końcu – o dziwo – miała go całego w sobie. Zaczęła pomału falować biodrami, przechylona do przodu opierała się rękoma na udach Jana. Ten trzymał szczuplutką dupeczką obiema dłońmi i delikatnie masował jędrne pośladki. Przesunął dłonie wyżej, chwycił mały biuścik, lekko ugniatał i masował między palcami sterczące sutki. Dziewczyna przyspieszyła swe ruchy, teraz nadziewała się na kutasa podnosząc i opuszczając biodra. Jak chwycił ją pod kolanami, podniósł zgrabne nogi i szybko odwrócił laseczkę tak, że teraz siedziała twarzą do niego. Zarzucił trzymane ciągle nogi na swe ramiona, potrzymał Zuzię pod łopatkami i zaczął rżnąć młode ciało, czując nadchodzący wytrysk. Dziewczyna już nie sapała, tylko piszczała, głęboki i szybki oddech wskazywał, że też podnieca ją ta sytuacja; objęła dłońmi szyję mężczyzny i z całych sił nabijała się na kutasa. Nagle przywarła do torsu Jana, mocno zacisnęła na nim szczupłe ramiona i zaczęła dygotać, całe ciało drżało, trzęsło się, z ust wydobył się znowu głośny krzyk, ale Jan stłumił go swymi ustami. Dwie sekundy później sam wystrzelił kilka razy w gorącą pupę i bez sił zsunął się na kanapę, Zuzia położyła się obok mężczyzny.

    – Jezu, jak pan to robi? – patrzyła na Jana zamglonym wzrokiem.

    0 To nic trudnego, mając taką kochankę, jak ty, Zuziu – pogłaskał zwichrzone włosy dziewczyny – Jestem pewien, że jeszcze nie raz przeżyjesz piękne chwile z mężczyzną swego życia.

    – Zazdroszczę pana kobietom, muszą być zadowolone z takiego seksu, prawda?

    – Nie spotkałem się do tej pory z wieloma słowami krytyki – Jan roześmiał się.

    – Nie gniewa się pan na mnie, że tak pana wykorzystuję?

    – Zwariowałaś? To czysta przyjemność, kiedy dosiada mnie taka piękna i atrakcyjna dziewczyna, wielu by mi zazdrościło. Po za tym to raczej ja ciebie wykorzystałem, myślę, że nie dałem plamy! Teraz uciekaj do mojej łazienki i weź prysznic, tam nikt nie wejdzie. Mam nadzieję, że nie żałujesz tych kliku chwil w moim towarzystwie. No i pamiętaj – absolutna dyskrecja!

    – Oczywiście, też bym nie chciała, żeby ktoś się dowiedział, że robiłam panu laskę i że ruchał pan moją pupę – zarumieniła się łącznie z szyją, pozbierała swoje ciuszki i wyszła.

    Jan siedział nagi na kozetce, popatrzył na swego kutasa, pogłaskał. „Lubisz takie, co?” pomyślał lekko go masując. Wrócił do kuchni, w końcu usmażył tę jajecznicę, której nie było mu dane zrobić od rana.

    Przygoda z Zuzią nie była jednorazowa, ale to już inna historia…

     

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Jan Sadurek
  • Kolejne zaliczenia

    Potem były kolejne kobiety, dziewczyny; młodsze, starsze, ładne, brzydkie – nie robiło to żadnej różnicy, ważne, że każda miała cipkę, w którą mógł wpychać swego kutasa, Niektóre miały też smakowite pupy…

    Taka Luiza… Umówili się na kawę, jednak nawet nie dopili pysznego napoju, kiedy wstali od stolika i pojechali do dobrze znanego Janowi hotelu na godziny. Tylko zamknął drzwi od pokoju, kiedy kobieta niemal rzuciła się na niego, przywarła ustami do jego twarzy i w pośpiechu zaczęła rozbierać;

    – Weź mnie teraz, zaraz, tutaj. Chcę ciebie poczuć w sobie – wydyszała.

    Ruchy miała coraz szybsze, coraz bardziej chaotyczne i nieskoordynowane.

    – Bierz mnie – zrzuciła z siebie spódnicę i figi. Po nogach ciekła strużka jej soków z cipki – Na co czekasz, chcę zaraz poczuć twego chuja w cipie!

    Złapała go za sterczącego penisa i pociągnęła do siebie.

    – On jest naprawdę wielki – wyszeptała z uznaniem, przypatrując się kutasowi trzymanemu w dłoni.

    Nie zdążył zareagować, kiedy przewróciła go na podłogę, i dosiadła jego rumaka. O dziwo, nie nadziała się na niego cipą, tylko wsadziła go sobie w tyłek. Kilka sekund później już leżała na nim ciężko dysząc podrzucana skurczami orgazmu. Wreszcie poszli do łazienki, potem kochali się już w łóżku. Spotkali się jeszcze trzy razy. Po trzecim spotkaniu wypełniony gorącym, namiętnym seksem, Jan zastanawiał się, jak jej powiedzieć, że to już koniec tej znajomości. Okazało się że właśnie ta randka była ostatnią, ale to Luiza wyszła z propozycją, żeby się rozstać. Po kolejnym zwariowanym seksie leżeli obok siebie, przytuleni, a Jan cały czas główkował, jak jej powiedzieć, że to już ostatni raz. Odezwała się pierwsza.

    – Wiesz co, muszę ci coś powiedzieć – zaczęła niepewnie.

    – Tak, słoneczko, słucham.

    – Ja wiem, że to może być trudne, ale… chyba skończymy naszą znajomość.

    – Coś ty, dlaczego? – udał zaskoczonego.

    – Jesteś super kochankiem, umiesz dogodzić kobiecie, ale … – zawahała się chwilkę – ale ja chyba szukam jednak czegoś więcej, nie samego seksu.

    – -No i?

    – -No i nie spotkamy się więcej.

    – To żart?

    – Nie, tak postanowiłam.

    Uszanował jej decyzję

    Z Aliną było inaczej. Tę kobietę Jan też poznał przez internet. Po kawie w „jego knajpce” był hotel na godziny, bardzo gorący seks – wszak to nowa kobieta – potem romantyczny spacer w pobliskim parku i… znowu seks na ławce. Jan ucieszył się, kiedy usłyszał, że nowo poznana kochanka nie ma nic przeciwko seksowi analnemu. Co prawda przyznała się, że chyba tylko dwa razy pozwoliła wejść jakiemuś penisowi w swoją pupę, ale nie było to dla niej przykre doświadczenie. Później było bardzo różnie, ale nie znalazła partnera, który chciałby zerżnąć zgrabny tyłeczek. Do hotelu już więcej nie pojechali, spotkania były „na łonie natury”. Jednego dnia zaproponował wypad nad jezioro odległe o prawie 60 km. Alinka nie miała nic przeciw temu. Umówionego dnia podjechał po dziewczynę, zapakowali do bagażnika koc i koszyk z przekąskami. Jan usadowił się wygodnie za kierownicą, rozpiął rozporek i wyciągnął z bokserek pomału powstającego penisa.

    – A ty co robisz? – kobieta była zaskoczona – chcesz jechać z fujarą na wierzchu???

    – Nie, zaraz go schowam!

    – No to już, chowaj, ludzie patrzą! – ponaglała obnażającego się kierowcę.

    – Uklęknij na siedzeniu i pochyl się w moją stronę. – zakomenderował Jan

    – Po co?

    -Jak to, po co? Muszę go schować, prawda? W tej chwili najlepszym miejscem jest twoja buzia! Acha! Zdejmij majtki!

    – Mam ci robić loda w aucie??? Ale tu ludzie łażą i patrzą! – zdziwiona zaskakującą propozycją zdejmowała z siebie figi, z rozpędu ściągnęła też biustonosz, pozostając tylko w kusej spódniczce i zwiewnej bluzeczce.

    – Nie będą się gapić, bo za 10 sekund ruszamy – i pojechali.

    Alina klęczała na siedzeniu pochylona w stronę kierowcy. Penis mężczyzny rósł i pęczniał w jej ustach, pomagała sobie trochę dłonią. Jan jedną ręką prowadził auto, drugą podciągnął spódnicę kobiety i drażnił jej cipkę. Dojechali w jakiejś malutkiej miejscowości do świateł, na pasie po prawej stała ciężarówka; jaką minę miał jej kierowca, kiedy zobaczył w oknie osobówki wypięty w swoją stronę goły tyłek kobiety i jej poruszającą się jednostajnym ruchem góra – dół głowę! Dawno już odjechali, on ciągle stał gapiąc się na odjeżdżające auto. Tak dotarli nad jezioro.

    Alina była praktycznie nago, nie musiała z siebie niczego zdejmować. Oparła się o maskę samochodu i wypięła pupę.

    – Zrobisz z tym coś? Chyba dość ci już stoi, prawda, bo mnie już szczęka boli! Tak go wylizałam i wyssałam, że jest że jest chyba najczystszym penisem w tym kraju!

    – Odwróć się, też chcę cię wylizać, zasłużyłaś na to.

    Oparła stopę o zderzak, on klęczał przed Aliną z głową w jej kroczu. Lekko liznął wargi, wessał się w guziczek łechtaczki, wsunął język w głąb cipki, zaczął ją penetrować. Kobieta odepchnęła go od siebie.

    – Dość, chcę cię czuć głęboko w sobie, zerżnij mnie w pupę – znowu się wypięła – polubiłam to, wiesz?

    Wtargnął w nią bardzo energicznie, aż krzyknęła. Nie ustawał, pompował tyłek kobiety jak tłok. Nie wytrzymał długo, kilkadziesiąt minut lizania penisa i teraz ciasna pupa bardzo szybko doprowadziły go do orgazmu i potężnego wytrysku.

    – Nie mogłeś sekundy poczekać? Chciałam cię wypić, brak mi męskiej spermy w moim menu – Alinka była zawiedziona.

    – Nie mogłem, masz tak ciasną pupę, że nie wytrzymałem.

    Weszli do bardzo ciepłej wody.

    – To w jeziorze jest taka woda? – kobieta była bardzo zaskoczona – a ja myślałam…

    – Ty już nic nie myśl, tylko korzystaj!

    Baraszkowali w wodzie, jak dzieci. To była dzika plaża, bywało, że ktoś się tam pojawiał w końcu tygodnia, ale teraz byli sami. Jan zdjął kąpielówki, pływał nago, tak, jak lubił najbardziej. Alina nie ustępowała w umiejętnościach pływackich swemu kochankowi. Już wcześniej pozbyła się spódniczki i bluzeczki, i teraz w stroju Ewy towarzyszyła w wodzie partnerowi.

    – Pływasz, jak delfin – zauważył rozbawiony.

    – Bo jak delfin jestem ssakiem!

    – No to może jak przystało na ssaka – wyssiesz mnie?

    – Nawet tutaj, nie musisz dobijać do brzegu – zanurkowała, poczuł jej dotyk na swym przyrodzeniu. Dopłynął jednak do brzegu, usiadł na łące.

    – Rozchyl nogi, nie mogę sięgnąć twego kumpla – Alina próbowała wejść między jego uda – chyba, że nie chcesz…

    – Jak nie chcę? Ciągnij, tylko pomału i ostrożnie, jest teraz nadwrażliwy…

    Wrócili do miasta późnym wieczorem. Ta znajomość też się skończyła dość szybko, kobiety nudziły się Janowi coraz prędzej.

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Jan Sadurek
  • Jowita – koniec

    Jan nie czekał, aż dziewczyny skończą swe pieszczoty. Widząc wypiętą pupę Majki nachylonej na pipką Jowity nie zastanawiał się długo i wtargnął w cipę kelnerki. Jak zwykle zastosował metodę tłoka parowego. Na efekt nie czekał długo; drżenie szczupłego ciała dziewczyny, jęki, postękiwania i krzyk dowodziły, że jest jej bardzo dobrze. Przestał na chwilkę posuwać mokrą i nabrzmiałą pipkę, zanurzył kutasa w szklance, do której wcześniej nalał szampana. Podał go do spragnionych ust dziewczyny, ta wylizała dokładnie, do kropelki; powtórzył tą czynność jeszcze kilka razy, podobało się to obojgu. Na koniec złapał butelkę i resztę szampana wlał w gardło ślicznej kelnerki. Połykała łapczywie, podnosząc głowę w momencie, kiedy na jej cipce wylądował język Jowity. Ta lizała zapamiętale rozpaloną szparkę, wsuwała w nią język, palcami drażniła ciemniejsze słoneczko pupy, wypinając zachęcająco własną. Jan obszedł ją od tyłu i pomalutku, bez pośpiechu wpychał w ciasny tyłek swą sterczącą ciągle pytę. Jęki zadowolenia stłumione cipką Majki dowodziły, że daje swej kobiecie odpowiednią dawkę rozkoszy. Przyspieszył tempo, podniósł ją tak, że ledwo opierała się dłońmi o łóżko, zostawiając gościnną pipkę koleżanki. Ta po chwili klęczała przed mężczyzną liżąc jego nabrzmiałe, skaczące, odbijające się od krocza Jowity jądra. Przytrzymał mocniejszym chwytem biodra dziewczyny, okręcił się upadając plecami na łóżko, nabijając mocno pupę na twardą pałę. Jowita wrzasnęła i zaskoczyła z mężczyzny z groźnym wyrazem twarzy.

    – Zwariowałeś? Chcesz mnie przebić tym swoim kutasem? Mają mi jelita popękać? – na pięknej buzi szalały błyskawice złości – tak nie możesz robić, zrobisz komuś krzywdę!

    – Nie chciałem, przepraszam – Jan przyjął postawę obronną – tak jakoś przewróciłem się, dobrze, że obok było łóżko, bo byśmy walnęli na podłogę. A ty czego rżysz? – to było do śmiejącej się na cały głos Majki.

    – Jesteście super! – nie mogła się opanować zanosząc się kolejną falą śmiechu – Rżniecie się jak króliki, eksperymentujecie, teraz w wielkim oburzeniu sprzeczacie się, jak stare, dobre małżeństwo z trzydziestoletnim stażem, ale piękna Jowitka nie puszcza z ręki twego nabrzmiałego, żylastego kutasa! Słoneczko, przyssałaś się, ma taką specyficzną, klejącą się spermę? – popatrzyła na siedzącą obok laskę, rzeczywiście cały czas trzymającą Jana za penisa.

    – Odczep się, musiałam go opieprzyć, bo mnie trochę zabolało, niech wie, że jestem delikatną istotą!

    – Kochanie, nikt nie jest doskonały! – Jan odetchnął z ulgą, że nie zrobił dziewczynie żadnej krzywdy. – Wiem, że jesteś bardzo delikatna, tylko niekiedy klniesz jak szewc, ale tylko w określonych, nie często występujących okolicznościach. A ty co tam majstrujesz? – to było już do Majki, która liżąc jego jajka pomału zbliżała się do odbytu, próbując wsunąć w tyłek mężczyzny zwilżone śliną i gęstą wydzieliną z pipki palce.

    – Obiecałam wylizanie ciebie w tym miejscu, więc staram się dotrzymać obietnicy. Poza tym zrobię tobie delikatny masaż prostaty! Panowie w tym wieku muszą bardzo o nią dbać, a taki masaż to przecież rewelacyjny środek zapobiegawczy. – mówiąc to Majka wycofała się i nakładała żel na palce

    – A ty patrz i ucz się, Jowitko, bo to naprawdę fajne rzecz.

    – Zwariowałaś, nie będziesz mi gmerała w dupie! – Jan był w lekkim szoku – Nie pozwalam!

    – Jasiu, nie masz nic do gadania. Ty rżniesz nasze pupy, aż iskry lecą, a sam nie chcesz delikatnego, zdrowotnego masażu? – to Jowita – Majka zrobi ci dobrze, a ja się nauczę czegoś nowego. A tak właściwie, to skąd wiesz, jak to robić – popatrzyła na Maję.

    – Skończyłam medyka, a teraz jestem na studiach pielęgniarskich, miałam praktyki na oddziale proktologii, urologii i robiłam to już nie raz i nie dwa, właściwie robiłam to mężczyznom w różnym wieku dwa – trzy razy w tygodniu. A teraz proszę, nie ruszaj się i rozluźnij tyłek – szybkim ruchem wcisnęła dwa palce w odbyt Jana, który by podskoczył, gdyby druga z dziewczyn nie położyła się na nim.

    – Jasiu, to tylko chwilka i poczujesz się w siódmym niebie – nie mogła ukryć śmiechu Jowita – To naprawdę fajne, będę też tak ci robiła, kiedy tylko zechcesz.

    Leżał spokojnie, trochę wystraszony, ale po chwili zaczął odczuwać przyjemność, tylko zaczął odnosić wrażenie, że musi pójść do toalety wypróżnić pęcherz. Po chwili Majka cmoknęła Jana w pośladek.

    – Już po wszystkiem – odezwała się, jak „będąca młodą lekarką” – może pacjent usiąść. A prostatę masz modelową, naprawdę super. To jednak prawda, że seks nie pozwala na jej przerost. Musisz Jowitko sama sprawdzić i spróbować, to naprawdę nie trudne, popatrz. Nakładasz żel na palce, rozcierasz, teraz rozgrzej lekko dłoń, żeby nie była zbyt chłodna, ponownie nabierz żelu i…

    – Jesteście wariatki, obie! Muszę do łazienki! – przerwał zdezorientowany tym, co się dzieje mężczyzna.

    Wychodząc z pokoju Jan przypomniał sobie o kamerze, która cały czas pracowała. Wyłączył ją i chciał zabrać ze sobą do toalety, żeby skasować ostatnie sceny, ale Jowita błyskawicznie wyskoczyła z łóżka i zabrała sprzęt.

    – Co ty robisz, chcę sprawdzić, jak się nagrało!

    – Tak, tak, chcesz wykasować ostatnie kilka minut, znam cię! – nie dała sobie zabrać kamery – Idź do tej łazienki, a my sobie popatrzymy. – To to wszystko było nagrywane? – Majka patrzyła na nich zdumiona.

    – Tak, ale nie martw się, nie zamieszczamy naszych filmików nigdzie, tylko sobie oglądamy.

    – Ja też chcę mieć ten film! Daję słowo, nigdzie go nie pokażę.

    – Dostaniesz dopiero po obróbce. Naprawdę zależy nam na dyskrecji.

    – Ale jak mi go dacie, przecież jutro wracacie do domu? – Majka była niepocieszona.

    – Dostaniesz płytę z nagraniem, odpowiednio przetworzoną. Daj mi swój adres, Jan wszystko opracuje, a ja ci wyślę poleconym. Może tak być?

    – Może być, ale chociaż cyknę nam fotkę telefonem, dobrze? Zgoda, ale bez naszych twarzy, sama możesz na nich być, to twój telefon.

    Usadowili się na łóżku przed lustrem, dziewczyny złapały Jana za penisa, Jowita opuściła głowę tak, że zasłoniła włosami swoją i mężczyzny twarz, a rozradowana Majka zrobiła kilka zdjęć. Dopili swe drinki rozmawiając już o wszystkim, nie tylko o seksie. Dziewczyny opowiedziały sobie, co studiują, Jan o swej pracy. Wieczór praktycznie dobiegł końca… Poszli do łazienki, dziewczyny wskoczyły pod prysznic, Jan skorzystał z wanny. Cała trójka żałowała, że ich pobyt już jutro się skończy. Nie odwieźli Majki, podrzucą ją rano, wracając do domu. Położyli się grzecznie w łóżku, Jan na środku, one po bokach. Przytuliły się obie do torsu mężczyzny, on objął je ramionami i kilka sekund później już spali.

    Ranek był piękny, żal było wracać, żal się rozstawać. Żeby Majka bardziej ich zapamiętała odbyli szybciutki seksualny seansik – Jan położył na siebie plecami kelnerkę, wszedł w jej pupę, Jowita najpierw zrobiła kilka zdjęć telefonem Mai, po chwili pracowicie wylizywała wypiętą cipkę, czekając, aż oboje osiągną orgazm, żeby potem też być należycie obsłużoną.

    Droga do domu przebiegała spokojnie, zatrzymywali się dwa razy, pierwszy raz, kiedy otrzymał w lesie nieziemskie fellatio; drugi raz na ukrytej polanie zerżnął jej pupę i cipkę tak, że błagała, żeby skończył. Pod blokiem Jowity nie stanęli, obawiała się, że któryś ze sąsiadów zobaczy ją wysiadającą z auta faceta starszego niż jej ojciec; wolała uniknąć awantury. Poza tym koleżanki z którymi niby była nie miały auta…

    W nagrodę za bardzo udany wyjazd Jan postanowił odwdzięczyć się dziewczynie. Przygotował dla niej niespodziankę. Wiedział, że bardzo lubi ozdabiać dyskretnie swe ciało, stąd kilka kolczyków w dziwnych miejscach. Mała perełkę w pępku, kolczyki w uszach i jeden w brwi, po jakimś czasie ich znajomości zafundowała sobie koralik w języku. Jan nie pochwalał takiego zdobienia ciała, choć lubił, kiedy tym koralikiem drażniła głowicę jego kutasa; bardzo ostro zaprotestował, kiedy chciała przebić kolczykami sutki swych pięknych piersi.

    – Absolutnie nie pozwalam, mówię to z całą stanowczością i bardzo serio. Nawet nie próbuj, natychmiast powiem o tym twojej rodzinie, bez względu na konsekwencje!

    – Ale ja tylko…

    – Nie ma, że ty tylko, nie pozwalam – przerwał dziewczynie niespodziewanie energicznie, poważnie, niemal z wściekłością w głosie – ty chyba zgłupiałaś! Poprzerywasz gruczoły mleczne, uszkodzisz kanaliki w brodawkach; jak chcesz potem karmić dzieci? Powtarzam jeszcze raz – nie pozwalam, nie zgadzam się na to! Chcesz mieć dzieci? To pójdź do lekarza i dowiedz się, czym to skutkuje!

    Dąsała się kilka dni, nie odzywała do swego kochanka, ale po jakimś czasie, po przemyśleniu problemu przyznała Janowi rację.

    – Wiesz, chyba jednak zrezygnuję z tych kolczyków w brodawkach – oświadczyła obojętnym tonem – przestało mi się to podobać…

    – No, widzę, że moje dziewczę z upływem czasu nabiera rozumu! – Jan uradował się decyzją dziewczyny. – Będziesz miała to wynagrodzone! A nagroda… Musisz troszeczkę poczekać…

    Próbowała kilka razy dowiedzieć się, jak Jan chce wynagrodzić rezygnację z tego szalonego pomysłu, ale nie powiedział słowa. Okazało się, że umówił się ze znajomym tatuatorem, że przyprowadzi do niego swą dziewczynę na mały zabieg piercingu. W oznaczonym dniu zjawił się z Jowitą pod wcześniej wskazanym adresem; uspokajał podenerwowaną, nie wiedzącą, w czym rzecz, dziewczynę. Po kilkudziesięciu minutach opuścili gabinet, wiedzieli, oboje, że muszą prowadzić wstrzemięźliwość w obcowaniu z sobą, a to dlatego, że Jan zafundował Jowicie bardzo ładny kolczyk z kryształem Svarowskiego w… cipce! Kolczyk pięknie zdobił bardzo smakowitą pipkę dziewczyny; w żaden sposób nie przeszkadzał w miłosnych igraszkach. Krótko po tym Jowita sama zafundowała sobie dodatkową ozdobę w postaci dwóch złotych malutkich kolczyków, które wpinała sobie w wargi mniejsze. Z czasem stały się ulubioną ozdobą dla Jana, który liżąc pipkę swej dziewczyny lubił drażnić ją przez leciutkie szarpanie ustami za te kolczyki. Wydepilowana, gładziutka pizdeczka Jowity w tych ozdobach prezentowała się rewelacyjnie! Czas mijał pomału. Spotykali się z Jowitą najczęściej u Jana w domu, niekiedy w jakiejś knajpce wypijali lampkę wina, szli na spacer, do kina, czy na jakiś koncert. Jan nie zdradził swym dzieciom z kim się spotyka, oboje wiedzieli jedynie, że ma jakąś piękną, młodszą od siebie o kilka lat kobietę i mieli nadzieję, że w końcu ją poznają. Sami byli dorośli, mieli swoje rodziny i doszli do wspólnego wniosku, że ojciec nie może być tak długo sam; w związku z tym nie robili mu żadnych wymówek, ani przytyków. Absolutnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że wybranka ojca jest młodsza od każdego z nich i to o kilka lat. Ważne, ze ich staruszek spotykał się z kimś i był bardzo szczęśliwy, co bardzo często okazywał im i ich dzieciom, wszak był już dziadkiem, bardzo młodym, ale już dziadkiem. Przecież córkę żona urodziła w wieku dziewiętnastu lat, Jan sam miał wtedy dwadzieścia. Córka poszedł w ślady swej mamy i urodziła pierwszą córkę mając dwadzieścia jeden lat, trzy lata później urodził się jej syn…

    Sielanka Jana i Jowity trwała już ponad pół roku, układało się im doskonale. Zapewne trwało by to jeszcze znacznie dłużej, gdyby nie znamienne w skutkach zdarzenie. Miało to miejsce pewnego pięknego, słonecznego dnia, tego dnia…

    Tego dnia Jan jak zwykle wracał samochodem z pracy. Zmuszony był co chwilkę przystawać w wolno posuwającej się kolumnie samochodów, a stojąc rozglądał się wokół. Na chodniku dostrzegł stojącą parę. Ona, śliczna, szczupła czarnulka, niezbyt wysoka, bardzo zgrabna, na oko dwudziestoletnia. On, facet w sile wieku, nawet przystojny, dobrze ubrany, znacznie starszy od dziewczyny. Początkowo pomyślał, że to ojciec rozmawia ze swoją córką, ale po kilku sekundach obserwacji zmienił zdanie. Para obejmowała się czule, on całował ją w kark, za uchem, ona, kiedy tylko mogła, patrzyła mężczyźnie zakochanym wzrokiem w oczy, uśmiechała się przy tym radośnie. Jan patrzył na dwoje szczęśliwych ludzi i uśmiechnął się ironicznie do siebie. „Facet – pomyślał – co ty robisz z tą młodą laseczką, mógłbyś być jej ojcem. Kiedyś i tak dorobi ci rogi i kopnie cię w dupę!”. Nagle spoważniał. To byli przecież on i Jowita! Między nimi była mniej więcej taka sama różnica wieku, jak w tej parze, której się przyglądał! Zrozumiał, że spotykając się z piękną, młodą kobietą, stanowi dla niektórych osób powód do uśmiechów, wskazywania palcem przez innych ludzi, mniej tolerancyjnych, przecież nie wszyscy są tak wyrozumiali, żeby zrozumieć! Przecież nawet on spoglądał chwilę temu pobłażliwie i z politowaniem na czule obejmującą się parę. No tak, przeniósł wszystko na swoją sytuację; jeśli nawet będą razem… Przecież Jowita będzie chciała mieć dziecko, może dzieci, a jemu nie spieszyło się do pieluch, uważał, że już wyrósł z roli młodego ojca, zajmującego się noworodkami… Za dziesięć lat będzie już mocno po pięćdziesiątce, w zasadzie przed sześćdziesiątką, ona około trzydziestki. Kolejne dziesięć lat później Jowita wkroczy w wiek „ryczących czterdziestek”, kobiet coraz bardziej znających swoją wartość, mających ciągle wielkie potrzeby w łóżku, a on dużo wcześniej przekroczy sześćdziesiąt, będzie dochodził do siedemdziesięciu; jego libido już dłuższy czas będzie szybowało nieuchronnie w dół. Znając obecne potrzeby swej kochanki nie wyobrażał sobie, co będzie później. „Jak to, co? Pójdzie w tango z jakimś przystojnym młodzianem – pomyślał – a ja będę miał rogi jak te piękne jelenie w Bieszczadach”. Nie, nie dopuści do tego! Koniecznie musi porozmawiać z dziewczyną. Zastanawiał się nad tym, jak jej to bezboleśnie powiedzieć, jak to zrobić, żeby nie czuła się mocno zraniona. Zajęło mu to tydzień… Rozmowa nie była łatwa. Po upojnym seksie przedstawił jej swe przemyślenia. Jowita co chwilkę wybuchała płaczem, nie docierały do niej żadne argumenty, rzucała mu się na szyję, błagała ze szlochem, żeby zmienił decyzję. Kochanie, pomyśl sama, jeśli się zwiążemy, to do końca życia, innej opcji nie biorę pod uwagę.

    – Wyobrażasz sobie za ileś tam lat swą opiekę nad zniedołężniałym starcem? Jestem od ciebie starszy o dwadzieścia siedem lat, pamiętasz o tym? Teraz jest nam w łóżku rewelacyjnie, ale moje możliwości pomału dobiegają kresu, potem będzie tylko gorzej. A dzieci? Nie chcesz dzieci? Ja swoje już wygnałem z gniazda, są samodzielne, mają swoje rodziny, nie jestem w stanie zając się noworodkiem, nie chcę wracać do przeszłości, o tym też pomyślałaś?

    – Ale ja cię kocham! – wyłkała zalewając się łzami.

    – Też cię kocham nad życie, dlatego musimy się rozstać. Nie chcę cię unieszczęśliwiać i obciążać sobą, zasługujesz na piękne życie, z kochającym mężem w odpowiednim wieku, z dziećmi dającymi radość…

    – Janie, przestań, chcę być tylko z tobą! Nie, nie będziemy razem, to był nasze ostatnie spotkanie, ostatni raz kochamy się. Tak, wiem, jestem okrutny, ale uwierz mi, robię to wszystko dla twego dobra, choć naprawdę, serce mi pęka z żalu…

    Rozmowa trwała bardzo długo, w końcu wydawało się Janowi, że przekonał ją swymi argumentami. Odwiózł roztrzęsioną dziewczynę do domu, po powrocie do siebie dzwonił kilka razy, sprawdzając, czy nie zrobiła jakiegoś głupstwa. Jan już znacznie wcześniej wiedział, że Jowita dawno temu wpadła w oko koledze ze studiów, Tomkowi. Tomasz był asystentem na wydziale, chodził koło niej, uśmiechał się, usiłował zgadywać jej potrzeby. Podobało się to dziewczynie, lekko łechtało jej kobiecą próżność, ale nie wykorzystywała tej sytuacji bez potrzeby. Tomek był zawsze obok, zawsze wtedy, kiedy był potrzebny. Służył pomocą, radą, wspierał piękną studentkę na każdym kroku. Wysoki, wesoły, przystojny brunet o ciemnych oczach i ciemnej karnacji skóry podobał się wszystkim młodym pracownicom i studentkom, ale swą uwagę zwracał tylko na Jowitę, inne panie, nawet te najatrakcyjniejsze nie interesowały go w najmniejszym stopniu. Telefon Jana do Tomasza z prośbą o rozmowę był dla tego drugiego wielkim zaskoczeniem. Jan poprosił go o spotkanie i rozmowę na temat Jowity. Spotkali się w barze, rozmawiali przy szklaneczce whisky. Bez zbędnych wstępów, Jan oznajmił chłopakowi, że kilka dni temu zerwał z Jowitą i prosił, żeby Tomek otoczył ją swą opieką, ale żeby nie był nachalny, żeby nie narzucał się dziewczynie. Młodzieniec przyjął tę wiadomość jak dar z nieba, wreszcie nie miał konkurenta w osobie tego starszego mężczyzny, w którego zapatrzona była jego cicha miłość, jego ukochana. Cały wieczór zastanawiał się, co zrobić, żeby wykazała swoje zainteresowanie jego skromną, aczkolwiek atrakcyjną osobą. Kilka dni później jak wielkie było jego zdziwienie, kiedy na propozycję spotkania przy lampce wina nie usłyszał odmowy! Jowita zaskoczyła go chęcią natychmiastowego spotkania. Tomek doszedł do wniosku, że zraniona dziewczyna chce zrobić na złość swemu byłemu facetowi, che pokazać, że stać ją na wszystko i na każdego. Wieczór był bardzo ciepły, powietrze pachniało kwiatami rosnącymi w letnim ogródku, gdzie siedzieli. Rozmowa toczyła się wesoło, Jowita rozluźniła się zupełnie, trochę pomogła w tym butelka wina. Znała chłopaka znacznie wcześniej, widziała, że starał się być dla niej miły i pomocny, co jej bardzo pochlebiało, wszak interesował się nią najprzystojniejszy z asystentów na wydziale! Stwierdziła po namyśle, że Tomek to naprawdę sympatyczny i fajny chłopak, zrobił na niej bardzo dobre wrażenie…

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Jan Sadurek
  • Burak cukrowy

    Dzwonek, zawieszony nad framugą drzwi, żegna mnie tym samym dźwiękiem, którym zostałem przywitany, wchodząc do wiejskiego sklepiku. Czuję na plecach wzrok sprzedawczyni, która jeszcze chwilę temu oponowała przed sprzedaniem mi papierosów. Powodem miał być mój młody wygląd, chociaż bądźmy szczerzy – jak często zdarza się, że nastolatek błąka się z turystycznym plecakiem na plecach, zapakowanym po brzegi? Sam, bez żadnego towarzystwa, w miasteczku z 3 domami na krzyż, pośrodku absolutnie niczego.

    Gdy tylko cienka powierzchnia zdartego trampka dotyka rozgrzanego asfaltu już wiem, że na nic zdałyby się teraz fajki, nawet, gdybym je miał. W jednej sekundzie włosy, wraz ze strugami deszczu, spływają mi po czole.

    – Kurwa – zagryzam w zębach przekleństwo. – Tylko tego mi brakowało.

    Równie mokrą dłonią ścieram wodospad z twarzy, próbując dostrzec coś przez ścianę deszczu. Powrót do sklepu nie wchodzi w grę. Nie chcę, żeby kasjerka poświęciła mi więcej myśli niż to, że jestem gówniarzem, który próbował kupić szluga. Sytuacja nie pozostawia mi innej opcji, niż realizowanie pierwotnego planu – wyjść na drogę i iść tak daleko, jak jestem w stanie, a gdy się zmęczę – rozbić namiot i przeczekać.

    Biorę głębszy oddech, próbując delektować się jedyną pozytywną rzeczą tego dnia. Zapach rozgrzanego asfaltu, gwałtownie chłodzonego narowistym deszczem, pieści moje nozdrza. Ma w sobie coś, co daje poczucie spokoju. Kojąco znajomy, ułatwia oszukanie swojego mózgu, zaniepokojonego ostatnimi wydarzeniami i wiążącym się z nimi poczuciem niepewności.

    Do głównej drogi, którą w dzień przemierzają setki samochodów wiozących turystów na wakacje, docieram szybko. Teraz, jak na złość, ulica wydaje się być wymarła, jakby wszyscy, poza mną oczywiście, zapoznali się z prognozą pogody i odpuścili sobie wycieczki. Znów klnę pod nosem czując, jak mokry materiał przykleja mi się do skóry. Najgorsze uczucie na świecie.

    Chce mi się płakać. Nie chcę rozklejać się nad swoją niedolą, ale przepełnia mnie bezsilność, zmęczenie i poczucie, że jestem w absolutnej, życiowej dupie.

    Woda z kałuży ochlapuje mnie, gdy obok przejeżdża duże, czarne auto. Żwir, pryskający spod kół, boleśnie kłuje mnie w łydkę. Zaskoczony próbuję opanować drżenie nóg, jednak na niewiele się to zdaje. Staw skokowy wykręca się nienaturalnie, a ciężki, turystyczny plecak ciągnie mnie w dół. Przed wpadnięciem do rowu i przeturlaniem się przez chaszcze, ratuje mnie biało czerwony pachołek uliczny. Łapię się w ostatniej chwili i ląduję na kolanie. Piecze, jakby kazano mi klęknąć na rozżarzonych węglach.

    – Kurwa – przeklinam w duchu pajaca drogowego i wtedy zauważam błysk czerwonych świateł stopu. – Kurwa – powtarzam, uświadamiając sobie, że zdecydowanie wolałbym, by odjechał i nie widział mojej porażki.

    Porażką nie jest sam upadek, ale całe wiadro bezsilności, które niebo wylewa mi na głowę wraz z narowistą burzą. Jest jeden, jedyny plus tej sytuacji – w tym deszczu nikt nie zauważy moich łez. Nie mam możliwości dłużej trzymać ich pod powiekami. Resztkę samozaparcia poświęcam na oparciu się o drążek i powstanie z klęczek.

    Dociskający mnie do ziemi plecak wnet staje się lekki, jakby pomagające Królewnie Śnieżce ptaszki przyleciały wesprzeć mnie w mozolnej wędrówce do odzyskania pewności siebie.

    To jednak niefruwające stworzonka, a wielka jak bochen chleba dłoń kierowcy, unosi mój bagaż z gracją, jakby mój bagaż był wypchany kulkami papieru.

    – Wszystko okej? – melodyjnie głęboki głos wyrywa mnie z bajkowej krainy.

    Gwałtownie mrugam, oczyszczając rzęsy z kropel i wędruję wzrokiem wyżej, przez pokryte tatuażami, potężne ramię, przemokniętą do suchej nitki, podwiniętą pod łokciem koszulę, aż do okolonej kilkudniowym zarostem twarzy.

    Jest piękna.

    Czyżbym jednak był w bajce i wyśniony książę o głębokim spojrzeniu właśnie przybył mi na ratunek?

    A może to moja skołatana psychika podpowiada mi nierealny scenariusz, bo prawdą jest, że rzęsisty deszcz utrudnia mi dokładne zapoznanie się z rysami stojącego przede mną mężczyzny. Mogę być pewny jedynie jego zatroskanej miny. Brwi ma ściągnięte do siebie tak bardzo, że nad oczami powstała mu jedna, pozioma kreska.

    – T-tak, przepraszam – stękam piskliwym głosem i próbuję stanąć na równych nogach. To niewykonalne. Ból w kostce sprawia, że znów się chwieję. Tym razem jednak nie zdążam dosięgnąć ratującego życie pachołka, bo silne ramiona łapią mnie w ułamku sekundy.

    – To ja przepraszam, jechałem jak wariat. Nie myślałem, że w taką pogodę ktoś będzie szedł poboczem – mówi łagodnie.

    Spodziewałem się raczej gruboskórnego, kłótliwego typa, z którym przyjdzie mi stoczyć potyczkę o to, że szedłem złą stroną jezdni, nie mam odblasków, albo inne o inne duperele, o których w stanie wzburzenia nie pomyślałem, a które miałyby sprawić, że wezmę na siebie całą winę za zaistniałą sytuację.

    – Nie ma sprawy, dam sobie radę – rzucam w odpowiedzi, bo nie wiem, co innego mogę dodać, by mnie zostawił. Wcale nie jestem pewien, czy dam. Właściwie, to najchętniej sturlałbym się do rowu i odpuścił absolutnie wszystko.

    – Z tą kostką? – rzuca z uśmiechem. – Powinienem wezwać pogotowie…

    – Nie trzeba – odmawiam szybko. Może zbyt szybko, choć wydaje mi się, jakby rozluźnił uścisk na myśl, że nie chcę karetki. Takie zawiadomienie mogłoby uruchomić też policję i całą procedurę związaną z odszkodowaniami. Nie wie, bo skąd ma wiedzieć, że jedyny powód, dla którego nie chcę takiej pomocy jest to, że koniecznością byłoby okazanie swojego dowodu osobistego. A tego nie chcę robić.

    – To może podwiozę cię gdzieś? Dokąd idziesz? – delikatnie popycha mnie w stronę swojego samochodu. Nie opieram się. Nie mam jak. Jestem zbyt słaby, a puchnąca kostka boli, gdy tylko próbuję na niej stanąć.

    Milczę, nie znając odpowiedzi. Nie wiem, dokąd idę. Przed siebie, daleko z tego zapiździałego miasteczka, w którym nie czekało na mnie nic prócz nienawiści.

    – Wiszę ci przysługę, więc nawet, jeśli to jest daleko, to nadłożę drogi – próbuje mnie przekonać. – Nie bój się, naprawdę nie chciałem ci zrobić krzywdy – dodaje.

    – Szedłem przed siebie – wyduszam w końcu, nie znajdując pomysłu na nic lepszego.

    – Wycieczka na dziko? – nie widzę, ale czuję, jak obraca głowę i lustruje przytroczony do plecaka namiot i karimatę.

    – Tak, chciałem zaszaleć – wzruszam ramionami, jakby było to zupełnie spotykanym pomysłem na spędzenie czasu.

    – Wsiądźmy, żeby nie zmoknąć i zastanowimy się, co robić – proponuje, ale zatrzymuje się przed bagażnikiem, którego wcale nie otwiera. – Zrób sobie zdjęcie rejestracji, żebyś wiedział, że nie mam złych zamiarów – proponuje.

    – Nie trzeba – odmawiam, ale nie ze względu na to, że nie chcę. Wręcz przeciwnie. To dobry pomysł i doceniam jego podejście, ale wstydzę się, zwyczajnie wstydzę się wyciągnąć swój telefon, który nie ma opcji aparatu. To stara, klawiaturowa cegła, z szalonych udogodnień mająca jedynie latarkę.

    Wzrusza ramionami, nie próbując się więcej ze mną patyczkować i wdusza przycisk w kluczyku do auta, a klapa bagażnika unosi się automatycznie. Przesuwa siatki z zakupami i wrzuca doń mój plecak.

    Uświadamiam sobie, że to nie może być turysta. Miejscowy, wracający z zakupów? Prędzej.

    Nie mam siły tego analizować, gdy opadam na miękki fotel pasażera, zapinam się pasami, a nieznajomy uruchamia podgrzewanie fotela. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak jest mi zimno. Przemoknięte ubranie porządnie wychładza mój organizm i jeśli nie znajdę ciepłego noclegu, pewnie dopadnie mnie przeziębienie. I to w środku upalnego lata!

    – Skoro miałeś nocować w lesie, to może… – mówi, przesuwając palcami po dotykowym ekranie na kokpicie samochodu. Włącza mapę i wyznacza drogę do celu, do którego najwyraźniej miał jechać. – Mam chatkę w górach, całkiem niedaleko. Jeśli tak mogę się odwdzięczyć za… – nie wie jak nazwać zaistniałą sytuację. Wypadek? Nie potrącił mnie. To splot przypadkowych wydarzeń, w którym bardziej widzę go, jako wybawiciela, niż sprawcę.

    – Jeśli nie będę przeszkadzał – zgadzam się niemal od razu, choć nieśmiało. Naprawdę nie mam obecnie lepszej opcji. Prawdę mówiąc, to nie mam żadnej innej opcji, bo umówmy się – spanie w rowie i liczenie na cudowne właściwości samo-naprawcze mojego organizmu, to absurdalnie głupi scenariusz.

    – Pewnie – uśmiecha się i gasi światła alarmowe, które dotąd błyskały w deszczu. Włącza się do ruchu, z każdą chwilą nabierając pewności siebie, a ja znajduję w sobie odwagę, by spojrzeć na jego profil. Uświadamiam sobie, że to nie bajka. Koleś jest cholernie przystojny, przynajmniej z perspektywy pasażera. Gdy jednak obraca głowę w moją stronę, unikam jego wzroku. – Jak masz na imię? – pyta, a w jego głosie słyszę wesołość, jakby bycie panem sytuacji było mu na rękę.

    – Ba… Bartek – w pierwszym odruchu zapominam o przełknięciu śliny.

    – Kuba – podaje mi prawą rękę, chcąc się przywitać, ale jestem tak skrępowany, że nie zdążam wykonać żadnego ruchu. Jakby zniecierpliwiony, nie odwracając spojrzenia od jezdni, kładzie mi tę dłoń na kolanie.

    Powinienem czuć się nieswojo, ale czuję narastające ciepło w podbrzuszu. Chcę, żeby ten dotyk trwał jak najdłużej. Uszy płoną mi czerwienią.

    – Gorąco tutaj – wzdycham, przygotowując sobie wymówkę dla podniecenia. Wcale nie jest mi zbyt gorąco.

    – Naprawdę? – marszczy brwi. – Fotel dopiero się rozgrzewa – wskazuje palcem na migającą ikonkę, wskazującą poziom temperatury.

    Zagryzam wargi, gdy jego dłoń odrywa się od mojej skóry, pozostawiając po sobie jedynie zwód.

    – Nie, nie za gorąco, po prostu… ciepło i różnica temperatur… – tłumaczę się niezgrabnie wskazując na swoją twarz. – Od razu robię się czerwony, jak burak – tym razem chwytam jego wzrok, gdy zerka na mnie.

    – Faktycznie, od razu wyglądasz jak buraczek – śmieje się, już całkiem rozluźniony. – Cukrowy – dodaje pod nosem, jakbym miał tego nie usłyszeć. Ale słyszę i sam uśmiecham się pod nosem.

    – Dzięki – chcę, żeby wiedział, że usłyszałem. Mięśnie między łopatkami rozluźniają się, a ja czuję się swobodniej. Opieram głowę o zagłówek, patrzę na drogę, którą samochód połyka płynnie z przyjemnym szumem.

    Zapada cisza, przerywana regularnym piskiem wycieraczek, zrzucających hektolitry wody z przedniej szyby. Przymykam oczy chcąc cieszyć się momentem ukojenia, kiedy nie muszę myśleć o tym, co dalej.

    Co sobie myśli? Czy dobrze odebrałem jego komplement? A może źle usłyszałem i zaraz przyjdzie mi ponieść karę za tę chwilową pewność siebie?

    Pozostawiam powieki półprzymknięte nawet wtedy, gdy jego prawa dłoń wraca na moje kolano. Nie nachalnie. Nie przesuwa się wyżej. Co najwyżej jego mały palec próbuje wedrzeć się pod brzeg moich krótkich spodenek.

    Staram się nie zwariować. Nie oddychać szybciej, choć serce przyspiesza w sekundę i łomocze próbując rozerwać klatkę piersiową. Nie potrafię jedynie okiełznać koniuszków warg, unoszących się do góry.

    Widzi moją zrelaksowaną minę. Wie, że nie śpię. Wie, że się uśmiecham. I dopiero to zachęca jego dłoń do wędrówki w górę mojego uda.

    Chwytam go za nadgarstek dopiero, gdy opuszek najmniejszego palca dociera niebezpiecznie blisko pachwiny.

    – Przepraszam – chce wyrwać swoją dłoń, ale ja przytrzymuję ją na miejscu.

    – Skręć tutaj – mówię, wskazując zjazd w leśną drogę.

    Nie dopytuje. Natychmiast wrzuca kierunkowskaz, redukuje prędkość do dwójki i wjeżdża we wskazane miejsce.

    – Zatrzymaj się – żądam.

    – Nie chciałem… – zaczyna się tłumaczyć zaniepokojony moją reakcją, myśląc chyba, że wysiądę z auta i ucieknę, a potem osądzę go o molestowanie.

    Ja jednak nie mam takiego planu. Opieram się o podłokietnik między nami, unoszę lekko i całuję pełne usta obramowane ciemnym zarostem.

    Pierwszy raz w życiu całuję mężczyznę. Pierwszy raz robię to ja, sam z siebie, chętny i napalony odrobiną czułości, którą mi zaoferował.

    Łokieć mi drży, nie pod ciężarem, musząc podtrzymywać całe moje ciało, ale z niepewności, czy dobrze robię. W końcu może wyrzucić mnie z auta i zostanę sam w miejscu niewiele lepszym od rowu, w którym się poznaliśmy.

    On jednak oddaje pocałunek, lekko twardymi z podniecenia ustami, drapiąc mnie zarostem. Ta krótka chwila rozgrzewa mnie bardziej niż fotel.

    Błądzę dłonią po jego klatce piersiowej. Mokra koszula przykleiła mu się do ciała. Opieram się o jego pierś czując we wnętrzu swojej dłoni twardniejący sutek. To rozpala mnie jeszcze bardziej, jednak nie mam siły dłużej opierać się na jednej ręce i opadam na swoje siedzenie. Nie chcę, żeby to się skończyło i Kuba chyba czyta w moich myślach, bo przejmuje inicjatywę i teraz on napiera na mnie.

    Dźwięk rozpinanego rozporka sprawia, że w mojej głowie wybuchają endorfiny. Tak bardzo pragnę go zaspokoić, tak bardzo mam ochotę spróbować jego penisa, że wszystkie lęki szepczące, że nigdy tego nie robiłem, że nie umiem, że się nie nadaję, odchodzą na bok.

    Nasze usta w końcu się rozdzielają, by on mógł unieść lekko biodra i zsunąć spodnie, umożliwiając mi dostęp do swojego krocza. Patrzę mu w oczy. Ma ciemne, spokojne spojrzenie, w których kryje się władczość, trzymana jednak na wodzy w obliczu dzisiejszych wydarzeń. Ja za to przygryzam wargę i w głowie powtarzam jedynie niemą prośbę. Nie, nie prośbę. Błaganie o to, żeby wypełnił sobą moje usta, żeby użył ich do zaspokojenia rosnącego napięcia.

    Nieśmiało wyciągam dłoń, przesuwam po jego udzie, a on bezceremonialnie kładzie ją sobie na napiętych bokserkach.

    Zaskakuje mnie równoczesna miękkość i twardość jego męskości. Nie jest jak na pornosach, gdzie pała stoi sztywno już od samego początku. Nie peszy mnie to jednak, z przyjemnością dotykam opuszkami palców jego jąder. Słyszę szybszy oddech.

    – Nigdy tego nie robiłem – szeptam, patrząc w jego oczy błagalnie. Niech mi pozwoli, niech nie przestraszy się…

    Na jego twarzy pojawia się uśmiech, lekko zdziwiony, lecz jakby… zachęcony?

    Wielka dłoń łapie mnie za kark i zmusza, bym pochylił się nad krokiem.

    Natychmiast językiem przesuwam po materiale bokserek. Szorstkim i niezbyt przyjemnym, ale nie przeszkadza mi to. Nie chcę, żeby się rozmyślił, więc ustami pochłaniam jego przyrodzenie, a dłonią chwytam za gumkę bokserek i ciągnę je w dół. W ustach zamykam główkę penisa, gdy tylko ta wychyla sponad materiału bielizny i wciągam go do ust głębiej i głębiej, aż wypełnia mi całe usta.

    Penis twardnieje mi w ustach i jest to najprzyjemniejsze doznanie, które miałem okazję doświadczyć w życiu. To, że mu się podoba, że pęcznieje przeze mnie, że to ja sprawiam, że żyłki go okalające zaczynają pulsować… Słyszę jego jęk, gdy w palcach poznaję teksturę jego jąder. Usta ślizgają się na mokrym kutasie i kilkukrotnie próbuję połknąć go całego. Jest zbyt duży, lub mi brak umiejętności.

    Wielkie dłonie łapią mnie za głowę. Palce wplatają się w mokre włosy, unieruchamiając moją głowę. Kuba zaczyna poruszać biodrami, wypełniając moje usta raz po raz. Językiem staram się dosięgnąć żołędzia i choć nie do końca mi to wychodzi, to przy okazji pieszczę jego penisa, poznając po raz pierwszy w życiu jak twarde może być coś, co jeszcze chwilę temu miało konsystencję starego banana. Coraz głośniejsze westchnięcia sprawiają, że jestem jeszcze bardziej podniecony.

    Dochodzimy razem, choć Kuba nie wie, co dzieje się w moich spodniach.

    On, wygięty do tyłu, z twarzą w stronę podsufitki, ja mocno trzymany przez jego łapska, z penisem po same jaja utkwionym w ustach. O, wydając z siebie mruczące jęki, od których wibruje mu umięśniona klatka piersiowa, ja – krztusząc się i charcząc. On, ładujący w moje gardło potężny ładunek spermy, ja, ze śliną i śluzem kapiącym mi z rozchylonych warg i mokrą stróżką wędrującą między udami.

    On opada na fotel, wzdychając jeszcze, a ja, patrząc na niego usłużnie ze łzami w kącikach ust, przełykam grzecznie całą otrzymaną dobroć, zabieram się za zlizywanie z jego przyrodzenia pozostawionych resztek.

    Wzdryga się. Nie z nieprzyjemności, po prostu jego penis jest dodatkowo wrażliwy po potężnym orgazmie. Nie każe mi przestać. Zaciska jedną dłoń na podłokietniku, drugą na klamce drzwi i wzdycha, a ja, dokładnie, liźnięcie, po liznięciu, sprzątam po sobie. Jestem zachłanny, chcę go dla siebie i najchętniej nie wypuszczałbym tego pięknego penisa z ust. W końcu łapię główkę wargami i językiem pieszczę ujście cewki, jakbym chciał spić każdą kroplę. Materiał tapicerki zgrzyta pod jego paznokciami.

    Chwyta mnie za włosy i odciąga od siebie.

    Przerażony już chcę przepraszać, gdy on lewą ręką łapie swojego kutasa i kilkoma sprawnymi ruchami doprowadza się do kolejnego orgazmu. Tym razem sperma trafia mnie w twarz, oblepia usta, nos, policzek i kawałek brody.

    Trzymając moją głowę w tej samej pozycji, Kuba nachyla się nade mną i patrzy prosto w oczy. Nie mogę uciec, w moich oczach mieni się jedynie uległość. Za to jego twarz jest pewna siebie, zdecydowana.

    – Lubisz takie zabawy? – pyta. Usta mam sklejone nim, więc patrzę tylko błagalnie w ciemne oczy. – Jesteś bezpańską suką, która szuka sobie pana na ulicy? Pytam się kurwo – potrząsa moją głową, niemal wyrywając mi cebulki włosów.

    W końcu rozchylam wargi i końcówką języka zlizuję odrobinę spermy.

    – Tak – przyznaję, choć nie jest to do końca prawdą. Moja historia jest zupełnie inna, niż szukanie sobie pana, seksualnego mastera, czy w ogóle osoby, z którą chciałbym iść do łóżka. Jednak teraz, w tej pozycji, pragnę się poddać, być usłużnym, tylko po to, by poczęstował mnie jeszcze swoim płynem. Podniecenie pali moje wnętrze, jego wzrok pozbawia człowieczeństwa i teraz właśnie czuję się rzeczą, której mógłby używać dowoli i według własnego uznania. Zabawką, zlewką na spermę, jego własną suką.

    – Świetnie, w takim razie – odsuwa mi włosy z czoła, zamacza palec w spermie klejącej się do mojej twarzy i nad oczami zaczyna malować litery. – S-U-K-A – dyktuje, a mnie w środku ściska podniecenie. Gdy otwieram usta ze zdziwienia, na moim języku ląduje jego ślina. Splunął na mnie. I zrobił to w taki sposób… – Nie waż się zmywać tego tak długo jak ci nie pozwolę – mówi w końcu i puszcza moje włosy.

    Upokorzony cofam się na swoje miejsce, a Kuba wciąga spodnie, chowając miękkiego penisa, na którego jeszcze nie przeszła mi ochota, w bokserki.

    Napięcie opada ze mnie po kilku głębszych oddechach. Patrzę w szybę przed sobą, wciąż zalewaną obfitym deszczem, niewidzącym wzrokiem. Im spokojniejszy się robię tym bardziej nie rozumiem, co to było. Dotąd otoczony poczuciem bezpieczeństwa teraz nie bardzo wiem w jakie gówno właśnie się wpakowałem.

    Z twarzy Kuby znika ostrość. Zaskakuje mnie łagodnym pocałunkiem.

    – Hej, nie bój się. To tylko zabawa – puszcza mi oczko. – To było super, a ja… cóż, lubię takie słodkie buraki cukrowe – przygląda się ozdobie na moim czole – ale bądź posłusznym psem i daj radość swojemu panu.

    Podoba się opowiadanie? Podziel się z innymi!

    Kuba Skibidi